Wyborcy nie mają pojęcia o programach kandydatów. Rośnie też niechęć wobec mechanizmów waszyngtońskiej polityki partyjnej.
Połowa amerykańskich wyborców uważa, że debaty kandydatów na prezydenta – ta, która odbyła się minionej nocy, oraz dwie następne, zaplanowane na 9 i 19 października – pomogą im w podjęciu decyzji, czy zagłosują na Hillary Clinton, czy na Donalda Trumpa. Grupą wyborców najbardziej podatną na argumenty z bezpośrednich starć kandydatów są ci, którzy nie deklarują się ani jako demokraci, ani republikanie. A wśród nich przewagę ma Trump.
Według opublikowanego wczoraj sondażu Reutersa i Ipsos debaty będą ważnym czynnikiem w podjęciu ostatecznej decyzji dla 50 proc. spośród tych Amerykanów, którzy 8 listopada prawdopodobnie pójdą głosować. W tej grupie znajduje się ok. 10 proc. wyborców, którzy na razie nie skłaniają się ku żadnemu z kandydatów. 39 proc. pytanych twierdzi, że debaty nie zmienią nic w podjętej przez nich decyzji, a pozostałe 11 proc. jeszcze nie wie, czy będą miały wpływ. To wyniki rekordowe w skali ostatniego ćwierćwiecza.
Stacja NBC porównała właśnie sondaże przeprowadzane wraz z „The Wall Street Journal” z okresu tuż przed pierwszą debatą z rezultatami wyborów. Okazało się, że w każdym z sześciu przypadków od 1992 r. kandydat, który prowadził w sondażach, ostatecznie wygrał. Ponieważ jednak tegoroczne wybory pod wieloma względami są wyjątkowe, debaty mogą w większym stopniu skłaniać do zmiany zdania. Wskazują na to dwa opublikowane w zeszłym tygodniu badania ośrodka Pew Research Center (PRC). Wynika z nich, że wyborcy słabo znają programy obojga kandydatów, a w decyzjach kierują się głównie argumentami emocjonalnymi. Tylko 41 proc. wyborców dobrze zna poglądy Trumpa na najważniejsze sprawy, 27 proc. wie trochę, 30 proc. zaś wie niewiele lub nic. Jeśli chodzi o Clinton, świadomość jej poglądów nie jest o wiele wyższa – 48 proc. wie wiele, 32 proc. trochę, a 18 proc. niewiele lub nic.
Trochę lepiej jest w przypadku własnych kandydatów, tzn. republikańscy wyborcy zwykle znają poglądy Trumpa, a demokratyczni – Clinton, ale o ile ci pierwsi mniej więcej wiedzą, o co chodzi kandydatce demokratów, o tyle tylko 30 proc. drugich zna poglądy Trumpa. Przynajmniej pewna część tych, którzy określają się jako skłaniający się ku demokratom, a nie wiedzą wiele na temat kandydata rywali, mogą po debacie jeszcze raz się zastanowić. Zwraca uwagę także drugie badanie, w którym zapytano wyborców obu kandydatów o główny powód, dla którego na nich głosują. W obu grupach najczęściej wymieniane odpowiedzi były podobne – wyborcy Trumpa mówili, że dlatego iż nie jest on Hillary Clinton (33 proc.), wyborcy Clinton zaś – bo nie jest ona Trumpem (32 proc.).
Grupą najbardziej skłonną podejmować decyzję pod wpływem debaty pozostają wyborcy niezależni, czyli ci, którzy nie określają się jako sympatycy którejś z dwóch głównych partii. Ta grupa wprawdzie się zmniejsza, bo wszystkie badania socjologiczne pokazują rosnącą polaryzację amerykańskiego społeczeństwa (np. 20 lat temu 49 proc. Amerykanów określało swoje poglądy jako mieszane konserwatywno-liberalne, teraz ten odsetek wynosi 39 proc., a wyraźnie zwiększyły się grupy deklarujących się jako skrajni liberałowie i skrajni konserwatyści). W grupie niezależnych Trump wyraźnie wygrywa z Clinton w sondażach (ma od kilku do nawet kilkunastu punktów procentowych przewagi). W przeszłości ta grupa była kluczowa w walce o Biały Dom. W przypadku tak wyrównanego wyścigu, jaki się zapowiada obecnie, jej głosy mogą rozstrzygnąć o ostatecznym wyniku wyborów.
Rosnąca liczba niezależnych wyborców (według PRC określa się tak najwięcej w historii, bo 39 proc.) wynika przede wszystkim ze zniechęcenia ich do waszyngtońskiej polityki. Ale także ze specyfiki amerykańskich partii, które nie mają sztywnego programu, jak partie europejskie, więc coraz częściej się zdarza, że w niektórych sprawach popiera się pomysły jednych, a w innych – drugich. Niechęć do deklarowania się jako zwolennik którejś z partii nie ma związku z przynależnością etniczną, płcią, dochodami itp. Ma za to wiele wspólnego z wiekiem; można zauważyć ten trend wśród osób młodych, co wynika ze wspomnianego zniechęcenia do polityki.