Pogrzeb Danuty Siedzikówny "Inki" i Feliksa Selmanowicza "Zagończyka" przywraca godność państwu polskiemu, które przez lata nie potrafiło uhonorować bohaterów - mówił prezydent Andrzej Duda w niedzielę w Bazylice Mariackiej w Gdańsku.

"To nie jest smutny dzień. (...) Jeżeli smucić się to tylko z tego powodu, że aż 70 lat czekać trzeba było na ten pogrzeb i aż 27 lat po 1989 roku" - powiedział Andrzej Duda. "O ile do 89. roku można powiedzieć, że rządził ustrój tych samych zdrajców, którzy zamordowali +Inkę+ i +Zagończyka+, to przecież po 89. roku teoretycznie nie" - dodał. Prezydent pytał, jak to się stało, że aż 27 lat trzeba było czekać, by Polska mogła pochować swoich bohaterów.

Wskazywał, że zakopanie zwłok pod chodnikiem, tak by nie znaleziono grobu, to "największa kara dla pamięci i największe podeptanie dla rodziny". "To niezwykle okrutne, tak się obejść. Oni to umieli. (...) Dzisiaj za wszelką cenę walczą, żeby nie były wymieniane nazwiska tych, którzy zamordowali Żołnierzy Niezłomnych; żeby nikt nie pytał gdzie są pochowani" - mówił Duda, którego słowa przyjęto owacjami i okrzykami "Cześć i chwała bohaterom!".

Prezydent wskazywał też, że Polska odprowadza dziś swoich bohaterów w ostatnią drogę w obecności najwyższych władz. "To nie będzie tylko pogrzeb. To będzie przede wszystkim patriotyczna manifestacja zadośćuczynienia, jakie państwo polskie dzisiaj czyni wobec swoich bohaterów" - mówił Duda. "Nie mam przekonania, że my, poprzez ten pogrzeb, przywracamy im godność. Oni nigdy godności nie stracili. My przywracamy przez ten pogrzeb godność państwu polskiemu" - dodał prezydent.

Uroczystej mszy żałobnej przewodniczył metropolita gdański abp Sławoj Leszek Głódź, który w homilii podkreślił, że "Inka" i "Zagończyk" byli bohaterami polskiej wolności. "Po latach nazwano ich żołnierzami wyklętymi, niezłomnymi. Ale nazywano ich także inaczej: bandytami, zdrajcami ojczyzny, sługusami reakcji. Byli tępieni, torturowani, zabijani, skazywani na wieloletnie wyroki, odzierani z żołnierskiej czci, honoru i godności. Nie tylko oni, ale też rodziny, które się ostały i cierpiały" - przypomniał abp Głódź.

Metropolita gdański przestrzegł też, by w Polsce nie zawłaszczano pojęcia patriotyzmu. "Patriotyzm nie jest monetą przetargową. Patriotyzm nosi się w sercu. I patriotyzm niejedno ma imię. Inaczej brzmi w ustach polityka, dyplomaty, biznesmena, robotnika, hutnika, stoczniowca, oficera, żołnierza, szarego obywatela. Ale treść jest zawsze ta sama" - powiedział arcybiskup.

Tuż przed mszą odczytano decyzje o pośmiertnych awansach "Zagończyka" i "Inki". "Zagończyk" został awansowany na stopień podpułkownika oraz odznaczony Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski, zaś "Inka" została awansowana na stopień podporucznika.

W Bazylice Mariackiej obecni byli marszałkowie Sejmu i Senatu - Marek Kuchciński i Stanisław Karczewski, premier Beata Szydło, posłowie i senatorowie, dowództwa Garnizonu Gdynia, władze samorządowe. Wśród uczestników uroczystości były także władze Instytutu Pamięci Narodowej na czele z prezesem IPN Jarosławem Szarkiem i wiceprezesem IPN Krzysztofem Szwagrzykiem, który w 2014 r. wspólnie z zespołem odkrył szczątki "Inki" i "Zagończyka" na Cmentarzu Garnizonowym w Gdańsku. Obecni byli również przedstawiciele NSZZ "Solidarność", z którym IPN zorganizował uroczystości.

Na mszę przybył również były prezydent Lech Wałęsa, który opuścił świątynię po zakończeniu liturgii. Jego wyjściu towarzyszyły okrzyki "Bolek, Bolek!"

Po zakończeniu uroczystości w Bazylice Mariackiej uformował się kondukt żałobny, który wyruszył z trumnami "Inki" i "Zagończyka" na wojskowych armatach i przeszedł ulicami miasta na Cmentarz Garnizonowy.

Wśród tysięcy przybyłych na uroczystości pogrzebowe mieszkańców Trójmiasta, ale również gości z całej Polski, panowała podniosła atmosfera. Powiewały biało-czerwone flagi, wiele osób trzymało wizerunki "Inki" i "Zagończyka"; wznoszono okrzyki: "Cześć i chwała bohaterom", "Bóg, honor, ojczyzna".

Podczas mszy obecne były liczne poczty sztandarowe, dawni działacze Solidarności, harcerze z ZHP i ZHR, odświętnie ubrani członkowie Zakonu Rycerzy Kolumba, Związku Strzeleckiego i grup rekonstrukcyjnych. Dla tych, którzy nie zmieścili się w bazylice, ustawiono ławki oraz telebim z transmisją mszy. Przed bazyliką obecni byli również kibice piłkarskich klubów.

Uroczystą atmosferę zakłócił incydent, wywołany pojawieniem się członków Komitetu Obrony Demokracji, którzy w kilkunastoosobowej grupie z Mateuszem Kijowskim na czele i z flagami KOD-u przyszli przed świątynię. Doszło do przepychanek, część zgromadzonych wznosiła okrzyki: "Precz z komuną", "Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę". KOD-owcy opuścili plac przed bazyliką w eskorcie policjantów.

Jak tłumaczyli na późniejszej konferencji prasowej, także i oni chcieli oddać cześć bohaterom powojennego podziemia. "70 lat temu, 17-letnia dziewczyna została zamordowana przez UB. Ona jest też naszą bohaterką. W Polsce mamy przecież prawo uczestniczyć w takiej uroczystości" - powiedział szef pomorskiego KOD Radomir Szumełda. Jak relacjonował, na placu przed bazyliką KOD-owcy zostali zaatakowani i poturbowani przez Młodzież Wszechpolską i ONR. KOD zgłosił sprawę na policję.

W niedzielę rano minęła 70. rocznica wykonania przez komunistyczne władze wyroku śmierci na niespełna 18-letniej Danucie Siedzikównie, sanitariuszce 5. Wileńskiej Brygady Armii Krajowej oraz na ppor. Feliksie Selmanowiczu, dowódcy plutonu 5. Wileńskiej Brygady AK.