UE i USA mogą mieć większy wpływ na prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana niż się wydaje, a wizyta w Rosji to oznaka pragmatyzmu tego przywódcy. Zachód nie powinien jednak iść na ustępstwa wobec Ankary - pisze w środę "Financial Times".

Zdaniem brytyjskiego dziennika Erdogan zawsze był niestabilnym partnerem, a już zwłaszcza w ostatnich miesiącach. W czerwcu, kiedy stosunki między Ankarą a Moskwą były jeszcze zamrożone z powodu ubiegłorocznego zestrzelenia rosyjskiego bombowca, Turcja finalizowała porozumienie z UE, w ramach którego w zamian za gotówkę i zniesienie unijnych wiz miała kontrolować napływ uchodźców do Europy.

"Teraz porozumienie migracyjne praktycznie się załamało, a prezydent Rosji Władimir Putin urządza pokaz solidarności z tureckim prezydentem po nieudanym puczu, który pogrążył Turcję w chaosie i ogromnie obciążył jej relacje z Zachodem" - czytamy w artykule redakcyjnym.

"Putin z radością popiera podobnego do siebie bezkompromisowego przywódcę, który jest krytykowany przez liberalne demokracje. Skorzysta też z każdej okazji, by wbić klin między Turcję a jej sojuszników w NATO" - zauważa gazeta. Chociaż Turcja nie była solidnym partnerem Zachodu w walce z Państwem Islamskim, to odgrywała rolę kluczowego szlaku przerzutu broni dla rebeliantów walczących z siłami prezydenta Syrii Baszara el-Asada. Teraz znajdzie się pod presją, by milcząco zaakceptować stanowisko Moskwy, że podczas przyszłej transformacji w Syrii Asad musi pozostać na stanowisku - dodaje "FT".

Jednak mimo tego ryzyka rosyjsko-tureckie rozmowy w sprawie Syrii mogą mieć pewien pozytywny rezultat - twierdzi dziennik. Bez zaangażowania Ankary i Moskwy nie uda się osiągać politycznego rozwiązania tego konfliktu, a w interesie obu stolic jest zakończenie oblężenia Aleppo, które pokazuje ograniczenia rosyjskich sił powietrznych i które może doprowadzić do nowej fali uchodźców do Turcji.

"Mimo strachu Zachodu przed tym, że Turcja może dryfować ku autokracji, jest zbyt wcześnie, by zrezygnować z Erdogana. Jego wizyta w Moskwie to wykalkulowany afront wobec Zachodu, ale także oznaka jego fundamentalnego pragmatyzmu. Turcja nie może pozwolić sobie na prowadzenie walki ze wszystkimi swymi sąsiadami" - ocenia gazeta. Zamachy terrorystyczne i niestabilność polityczna odstraszają turystów i inwestorów, a Rosja może pomóc tureckiej gospodarce, znosząc sankcje i ożywiając umowy handlowe.

"Jednak to UE pozostaje o wiele ważniejszym partnerem handlowym (Turcji - PAP), a NATO najlepszym gwarantem bezpieczeństwa w nękanym problemami regionie" - podkreśla "FT". Zdaniem dziennika Unia Europejska i Sojusz Północnoatlantycki mogą mieć większy wpływ na władze Turcji niż im się wydaje. Ankara twardo upierała się przy swoim w sprawie kryzysu migracyjnego, ale choć próba wojskowego zamachu stanu zakłóciła patrolowanie wybrzeża, to nie odnotowano wzrostu liczby uchodźców - zauważa dziennik.

"UE i USA nie powinny iść na żadne ustępstwa z Turcją. Powinny potępić wszelkie przypadki naruszania praworządności i naciskać, by Ankara przedstawiła dowody uzasadniające ewentualną ekstradycję Fethullaha Gulena", mieszkającego w USA muzułmańskiego kaznodziei, którego prezydent Erdogan uważa za odpowiedzialnego za pucz - czytamy.

Jednocześnie UE i USA muszą uznać, że Turcja stoi przed wyzwaniami wewnętrznymi i zewnętrznymi. "Wielu zachodnim rządom sporo czasu zajęło potępienie zamachu stanu, co zraziło nawet tych Turków, którzy sprzeciwiają się Erdoganowi, i wywołało podejrzenia, że Zachód wspierał pucz. Jednak warto by było jasno przyznać, iż pozycja Turcji byłaby teraz o wiele gorsza, jeśli generałom by się udało" - konkluduje "Financial Times". (PAP)