Upadek Angeli Merkel nie nastąpi natychmiastowo, ale jej kariera polityczna znalazła się na równi pochyłej. Być może będzie w stanie wywalczyć jeszcze jedną nominację na kanclerza Niemiec, ale raczej nie dotrwa do końca kolejnej kadencji. Zbyt wiele europejskich problemów zostało przez nią zamiecionych pod dywan. Zbyt wiele z jej kapitału politycznego rozpłynęło się w czasie kryzysu migracyjnego. Zbyt mało w niej wizji rozwiązania problemów piętrzących się w Niemczech i reszcie Europy.
Kryzysy nie są dla Merkel niczym nowym. Niemal przez całą swoją karierę kanclerza Niemiec nieustannie zmaga się ona z poważnymi przesileniami w Europie. Przez długi czas ostrożna polityka małych kroków pozwalała Merkel z każdym kolejnym kryzysem umacniać swoją pozycję, przesuwając środek ciężkości z Brukseli i innych stolic do Berlina. Ratowanie strefy euro przed rozpadem przesunęło RFN na pozycję ekonomicznego wierzyciela i lidera wewnątrz UE, dając jej możliwości wpływania na politykę gospodarczą wielu państw Wspólnoty poprzez system kredytów.
Podobnie napaść Rosji na Ukrainę uczyniła z Merkel przywódcę politycznego UE, który skonsolidował państwa członkowskie i był głównym inicjatorem sankcji w odpowiedzi na agresywne działania Kremla. W rezultacie nawet Waszyngton pozbył się wątpliwości, pod którym numerem telefonu znajdzie głównego rozgrywającego w UE. Bunt Grecji w 2015 r. tylko potwierdził pozycję Niemiec jako hegemona we Wspólnocie. Pomimo wielomiesięcznych, wspieranych przez Waszyngton i Międzynarodowy Fundusz Walutowy prób ograniczenia skali swoich obciążeń i umorzenia długów przez nowy rząd w Atenach Berlin był w stanie skłonić Grecję do posłuszeństwa i pozostania na ścieżce oszczędności budżetowych.
Od kryzysu migracyjnego można mieć jednak wrażenie, że sterowana przez Angelę Merkel precyzyjna niemiecka machina zarządzania kryzysami uległa poważnemu rozregulowaniu. Do dziś pozostaje zagadką, dlaczego niemiecka kanclerz, wcześniej nieczuła na pogłębiające się problemy społeczne w Grecji, Hiszpanii czy Portugalii, a także powolnie reagująca na nasilającą się wojnę rosyjsko-ukraińską, nagle wzruszyła się losem tysięcy migrantów i postanowiła z dnia na dzień nie tylko dokonać zwrotu w swojej wypracowanej przez lata metodzie postępowania w kryzysach, ale także unieważnić fundamenty polityki migracyjnej UE. Nie wiadomo, czy kierowały nią względy humanistyczne, ekonomiczne, czy też wykazała się nadmiernym optymizmem co do możliwości absorpcji migrantów przez państwa UE.
Nie ulega jednak wątpliwości, że od tego momentu zaczęły się jej problemy zarówno w polityce wewnętrznej, jak i zagranicznej, które były impulsem do erozji jej pozycji politycznej. Podstawowa różnica, która się uwidoczniła w podejściu Merkel do migracji w stosunku do poprzednich kryzysów, dotyczyła metody postępowania. Nie zdecydowała się ona na wysondowanie interesów różnych państw i znalezienia stanowiska wypośrodkowanego, lecz mocno obstawała przy dosyć skrajnym rozwiązaniu, nie doceniając jego wagi politycznej szczególnie dla państw Europy Środkowej. Z całą pewnością niemiecka polityka migracyjna była jednym z kluczowych argumentów dla zwolenników Brexitu. Do tego stopnia zarysowało się to w ostatnich miesiącach kampanii, że główną strategią komunikacyjną niemieckich polityków w tej kwestii było unikanie wypowiedzi dla brytyjskich mediów, aby nie zadrażniać opinii publicznej w Zjednoczonym Królestwie.
Nowym elementem w sytuacji Merkel w kryzysie migracyjnym jest także to, że po raz pierwszy w karierze politycznej jej osoba tak mocno podzieliła niemieckie społeczeństwo. Niemal od początku kryzysu migracyjnego bardzo stanowczo przeciwko Merkel stawał Horst Seehofer, lider CSU – siostrzanej partii CDU w Bawarii – który posuwał się do granic prowokacji, czy to poddając w wątpliwość sojusz obu partii w kolejnych wyborach parlamentarnych, czy też zapraszając Viktora Orbána na zjazd swojego ugrupowania. Także na wschodzie Niemiec polityka Merkel spotkała się z gwałtownym oporem, czego najwyraźniejszym symbolem jest kilkaset ataków na obozy dla uchodźców w ostatnich miesiącach.
Dużą porażką Merkel było to, że w ciągu zaledwie roku Alternatywa dla Niemiec (AfD) ze skrajnie prawicowej, chylącej się ku rozpadowi partyjki przeistoczyła się w silne stronnictwo, które odniosło szereg sukcesów w wyborach landowych, z szansami na zajęcie nawet trzeciego miejsca w odbywających się w 2017 r. wyborach federalnych. Co gorsza, głównymi przegranymi tego procesu były partie koalicji rządzącej, które według sondaży tracą już po około 10 punktów proc. poparcia w stosunku do wyników z wyborów z 2013 r. Fala zamachów terrorystycznych w Niemczech może jeszcze bardziej zaniepokoić społeczeństwo. Jeśli procesu tego nie uda się powstrzymać, nie można wykluczyć, że chadecy z socjaldemokratami nie zdobędą wystarczającej liczby głosów do stworzenia kolejnej wielkiej koalicji. To by zaś oznaczało, że przyszły rząd Niemiec musiałby się składać z przedstawicieli trzech partii, co byłoby eksperymentem nietestowanym w tym kraju od 60 lat.
W kwestii migracyjnej wydaje się, że Merkel zużyła wszystkie swoje najlepsze karty, a jej los polityczny nie jest już w jej rękach. Co prawda dzięki zamknięciu trasy bałkańskiej, a także zawarciu umowy z Turcją liczba migrantów napływających do Europy wyraźnie spadła. Nie wiadomo jednak, na ile prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan po scementowaniu swojej władzy będzie skłonny do kontynuowania współpracy z UE, a na ile jest on zdolny wzmóc falę migracji do Europy. Różnorodność ostatnich zamachów w Niemczech pokazuje, że niemieckie służby mają ograniczone możliwości powstrzymania „samotnych wilków” przed kolejnymi aktami terrorystycznymi.
Merkel w ostatnich miesiącach stopniowo zaostrzała swoją retorykę aż do nienagłośnionej w niemieckich mediach wypowiedzi z wiecu w Meklemburgii-Pomorzu Przednim sprzed kilku tygodni, że wśród uchodźców mogą znajdować się terroryści. Zabieg przetransformowania się jej z polityka promigracyjnego w osobę z rezerwą odnoszącą się do migrantów wydaje się niemożliwy do przeprowadzenia. Zbyt dużo kapitału politycznego zainwestowała przez ostatnie miesiące w przekonanie Niemców do wsparcia migrantów. Stąd każdy kolejny atak terrorystyczny będzie szedł na jej konto, a marcowe sukcesy partii AfD w wyborach landowych na zachodzie Niemiec, np. w Badenii-Wirtembergii (15,1 proc. poparcia) i Nadrenii-Palatynacie (12,6 proc.), pokazują, że partia ta ma duży potencjał wzrostu w całym kraju, jeśli Niemcy zaczną się obawiać o swoje bezpieczeństwo.
Zagrożenie dla Merkel nieustannie generują też napięcia w Europie. Polityka oszczędności nie poprawiła zbytnio sytuacji ekonomicznej UE, która w ostatnich latach rozwija się znacznie wolniej niż Stany Zjednoczone. Cięcia budżetowe wygenerowały zaś w wielu państwach, szczególnie na południu Europy, problemy społeczne i rozbiły scenę polityczną, na czym najbardziej stracili sojusznicy Merkel. Symbolem może być sytuacja Hiszpanii, gdzie perspektywy wyłonienia nowego i stabilnego rządu po przyspieszonych wyborach, zarządzonych kilka miesięcy po poprzednim głosowaniu, wciąż wydają się mgliste. Jeśli Merkel będzie blokowała dokapitalizowanie sektora bankowego we Włoszech, będzie na najkrótszej drodze do utraty władzy przez jej kolejnego sojusznika, premiera Matteo Renziego, którego pozycja w kraju coraz bardziej się chwieje.
Udało się co prawda odsunąć perspektywę chaosu, który mógł zostać wywołany przez Brexit, ale wciąż nie można wykluczyć napięć w stosunkach politycznych między UE a Wielką Brytanią, gdzie silny głos w negocjacjach warunków wyjścia Londynu będą mieć eurosceptycy. Motor niemiecko-francuski także raczej nie wejdzie w najbliższych latach na wyższe obroty. Zbyt wiele różni oba państwa ekonomicznie, a Francja ze względu na liczne problemy będzie w najbliższych latach państwem skupionym na sobie. Angela Merkel nie była też dotąd zainteresowana zbudowaniem silnego obozu wspierającego poczynania Niemiec z państwami Europy Środkowej, związanymi z nimi relacjami gospodarczymi.
Największym problemem Merkel pozostaje jednak sfera komunikacji z niemieckim społeczeństwem. Przez lata swoich rządów nie była ona w stanie wytłumaczyć Niemcom, że nie da się utrzymać modelu strefy euro, w którym państwa takie jak RFN od wielu lat generują najwyższą na świecie nadwyżkę handlową, zmniejszając bezrobocie i zadłużenie publiczne, a jednocześnie inne kraje zmagają się z nakręcającą się spiralą problemów ekonomicznych i społecznych. Podobnie zresztą w kryzysie migracyjnym Merkel roztaczała przed Niemcami lukrowaną wizję humanistycznej Europy bez granic, nie przygotowując ich na problemy związane z napływem migrantów.
Jeśli Angela Merkel nie znajdzie nowych sposobów zmierzenia się z piętrzącymi się problemami wewnętrznymi i zewnętrznymi Niemiec poza pozbawionym treści stwierdzeniem „damy radę”, to z równi pochyłej, na której obecnie się znajduje, stoczy się w polityczną nicość. Jak pokazuje przykład Brexitu, brak realnego konkurenta na scenie politycznej nie chroni przed upadkiem liderów – w myśl sentencji „umarł król, niech żyje król”.
Autor prezentuje prywatne poglądy, które nie powinny być utożsamiane ze stanowiskiem Ośrodka Studiów Wschodnich