Pekin nie zamierza uznawać orzeczenia Stałego Trybunału Arbitrażowego, który odrzucił roszczenia Państwa Środka do bogatych w surowce akwenów morskich. Prestiżowa porażka Pekinu w sporze o jedno z najbardziej zapalnych miejsc na świecie oznacza zaognienie sytuacji.
Chiny zapowiadają, że jeśli trzeba będzie, także przy użyciu wojska są gotowe dochodzić swoich praw, po tym jak Stały Trybunał Arbitrażowy w Hadze uznał wczoraj, że ich roszczenia do bezludnych wysepek na Morzu Południowochińskim i otaczających je akwenów nie mają historycznych podstaw.
Sprawę do trybunału wniosły Filipiny, choć w spór zaangażowane są również Tajwan, Wietnam, Malezja i Brunei. Chodzi w nim zwłaszcza o wyspy Spratley i Paracelskie oraz o prawo do eksploatacji okolicznych wód. To, że przedmiotem sporu są niezamieszkane wyspy oraz skały, które ledwo wystają ponad powierzchnię, nie osłabia ich znaczenia – prawo morza umożliwia wyznaczenie wokół swojego terytorium wód terytorialnych o szerokości 12 mil morskich i 200-milowej wyłącznej strefy ekonomicznej. A na Morzu Południowochińskim znajdują się ważne tereny połowu ryb i prawdopodobnie bogate złoża ropy naftowej i gazu ziemnego. Na dodatek przechodzi tędy jeden z najważniejszych morskich szlaków handlowych – rocznie przewożone są tam towary o wartości 5 bln dol.
Chiny wysuwają roszczenia do ok. 85 proc. powierzchni Morza Południowochińskiego, które wyznacza tzw. linia dziewięciu kresek, wytyczona przez władze w Pekinie w 1947 r., a w ostatnich latach wzmacniają te roszczenia poprzez budowę infrastruktury na spornych wyspach, usypywanie nowych czy przez prowadzenie tam manewrów wojskowych.
– Nie ma dowodów, że Chiny historycznie sprawowały wyłączne zwierzchnictwo nad wodami czy ich zasobami. Trybunał doszedł do wniosku, że nie ma podstaw prawnych, by Chiny mogły powoływać się na historyczne prawa do zasobów na morzach znajdujących się wewnątrz linii dziewięciu kresek – ogłosił trybunał. Sędziowie nie odnosili się do sprawy samego zwierzchnictwa nad wyspami, lecz do tego, czy w świetle prawa morza mogą one być punktem odniesienia do wyznaczania granic morskich. Wyłączna strefa ekonomiczna obowiązuje tylko w przypadku wysp, które są zamieszkałe przez ludzi mogących nie korzystać z pomocy z zewnątrz. Według orzeczenia żadna ze spornych wysepek nie daje takiej możliwości, a zatem nie ma wokół nich 200-milowej strefy, zaś część z raf i podwodnych skał nie uzasadnia nawet wyznaczania 12-milowych wód terytorialnych. Dodatkowo sędziowie uznali, że Chiny pogwałciły prawo filipińskich rybaków do połowów na spornej mieliźnie Scarborough, blokując im dostęp do łowisk, złamały konwencję o prawie morza w zakresie zapobiegania kolizjom morskim oraz dokonały znaczących zniszczeń środowiska naturalnego na rafach koralowych wokół wysp. Spośród 15 punktów, których dotyczyła skarga Filipin, w siedmiu została im przyznana racja.
Problem w tym, że choć wyroki Stałego Trybunału Arbitrażowego są prawnie obowiązujące i ostateczne, Chiny nie zamierzają się do tego stosować, a trybunał nie ma możliwości, by je egzekwować. Władze w Pekinie nawet nie wysłały do Hagi swoich przedstawicieli, twierdząc, że ich prawa do wysp są wcześniejsze niż konwencja o prawie morza, zatem STA nie może o tym rozstrzygać. – Niezależnie od tego, jakie będzie orzeczenie, chińskie siły zbrojne będą twardo stać na straży narodowej suwerenności, bezpieczeństwa oraz interesów i praw na morzu, podtrzymywać regionalny pokój i bezpieczeństwo oraz reagować na wszelkiego rodzaju zagrożenia i wyzwania – oświadczyło jeszcze przed wyrokiem chińskie ministerstwo obrony. A niezależnie od tego poinformowało, że w bazie marynarki w prowincji Hainan właśnie zwodowany został nowy niszczyciel, który ma patrolować wody Morza Południowochińskiego. Ministerstwo spraw zagranicznych, odrzucając orzeczenie, zapewniło jednocześnie, że Chiny nadal będą uznawać swobodę przepływu i przelotu nad spornymi obszarami.
Obawy o eskalację sporu spowodowały, że po ogłoszeniu orzeczenia cena baryłki ropy naftowej wzrosła wczoraj o 3 proc. Zwycięstwo Filipin, które – co przyznają nawet chińskie media – było jednoznaczne, może zachęcić pozostałe państwa regionu do złożenia podobnych skarg przeciwko Pekinowi. Ale decydującym czynnikiem dla przyszłości sporu będzie reakcja Chin. – Orzeczenie prawdopodobnie skłoni je do przyjęcia bardziej konfrontacyjnej postawy i będzie zwiększać regionalne napięcia. Chiny zapewne będą przeprowadzać w niedalekiej przyszłości jeszcze więcej ćwiczeń wojskowych na tych akwenach – mówi Bloombergowi Ni Lexiong, dyrektor Instytutu Badań nad Polityką Morską i Obronną na Uniwersytecie w Szanghaju. Decyzja trybunału jest dla Pekinu prestiżową porażką, ale zarazem prezydent Xi Jinping chce, by Chiny były postrzegane jako odpowiedzialny gracz na światowej scenie, zatem podjęcie działań militarnych zaburzyłoby ten wizerunek. Poza tym pozostałe kraje w regionie też nie patrzą bezczynnie na rosnącą potęgę Państwa Środka. Stosunki ze Stanami Zjednoczonymi zacieśniają nie tylko ich tradycyjni sojusznicy jak Filipiny czy Japonia, ale także dawni wrogowie jak Wietnam, który teraz postrzega Waszyngton jako potencjalnego obrońcę w przypadku konfrontacji z Pekinem.