Turecki prezydent stara się gasić pożary, które sam rozpalił, bo zaczęły się wymykać spod kontroli. Sytuacji nie polepsza to, że kraj znów padł ofiarą zamachu terrorystycznego. Turcja, która jeszcze kilka lat temu była ostoją stabilności w regionie, gospodarczym tygrysem i przykładem, że islam i demokracja dają się pogodzić, dziś staje się tego przeciwieństwem. Kraj jest uwikłany w nakładające się na siebie konflikty, targany kolejnymi zamachami, a wszystko coraz mocniej odbija się na gospodarce.
Zamach przeprowadzony we wtorek późnym wieczorem na lotnisku im. Kemala Atatürka w Stambule był już dziewiątym atakiem terrorystycznym, do którego doszło w ciągu ostatnich ośmiu miesięcy w tym mieście bądź w stołecznej Ankarze. Zginęło w nim co najmniej 41 osób, w tym 13 cudzoziemców. Zagraniczni turyści byli już celem wcześniejszych zamachów, ale ten bardziej niż poprzednie uderzy w turecką gospodarkę. Turcja była do niedawna w czołówce najchętniej odwiedzanych państw świata, a lotnisko Atatürka wyrosło na jeden z głównych portów przesiadkowych. Pod względem liczby pasażerów ustępuje w Europie tylko Londynowi i Paryżowi.
Premier Turcji Binali Yildirim zasugerował wczoraj, że także tym razem za przeprowadzenie ataku odpowiada Państwo Islamskie, choć ta organizacja jeszcze się do tego nie przyznała. Potencjalnych sprawców może być więcej, bo Turcja wplątała się w ostatnich kilku latach w tyle konfliktów i sporów – nie do końca z własnej winy – że wrogów jej nie brakuje. Latem zeszłego roku załamał się rozejm z kurdyjskimi partyzantami i w całej południowo-wschodniej części kraju przeprowadzane są ataki na tureckie siły bezpieczeństwa, na które rząd krwawo odpowiada. Od ponad pięciu lat w graniczącej z nią Syrii trwa wojna domowa, w której Turcja pośrednio uczestniczy, ostrzeliwując pozycje kurdyjskiej milicji YPG. Na dodatek przyjęła ok. 2,5 mln syryjskich uchodźców, wraz z którymi przedostała się także pewna liczba dżihadystów.
Na domiar złego od listopadowego incydentu z zestrzeleniem rosyjskiego samolotu, który naruszył turecką przestrzeń powietrzną, utrzymują się bardzo napięte stosunki z Moskwą, a Turcja została objęta rosyjskimi sankcjami gospodarczymi. Okazały się one dość dotkliwe dla tureckiej gospodarki. Jeszcze w 2014 r. Rosja była siódmym co do wielkości odbiorcą tureckich towarów, odpowiadając za 3,8 proc. eksportu (na pierwszym miejscu są Niemcy z udziałem ok. 10 proc.). Przedsiębiorstwa znad Bosforu wysłały wtedy na drugą stronę Morza Czarnego produkty o wartości 5,9 mld dol. Ale już w ubiegłym roku Rosja spadła na 11. miejsce, jej udział w eksporcie skurczył się do 2,5 proc., zaś wartość eksportu spadła o 39,6 proc.
W tym roku sytuacja wygląda jeszcze gorzej. Wartość eksportu za okres od stycznia do kwietnia spadła o 60 proc. w stosunku do analogicznego okresu w roku ubiegłym. Do tego dochodzą bolączki sektora turystycznego, dotkniętego ograniczeniem organizacji turystyki zbiorowej. Jeszcze w 2014 r. do Turcji wjechało 695 tys. Rosjan, co stanowiło 17,8 proc. przyjezdnych. Z danych ministerstwa turystyki i kultury wynika, że w pierwszych pięciu miesiącach tego roku ten odsetek spadł do 1,6 proc. Do normalizacji stosunków z Rosją zachęca również zaangażowanie Moskwy w turecką energetykę. W 2015 r. Ankara pokrywała rosyjskim gazem połowę zapotrzebowania na to paliwo; Turcja jest drugim co do wielkości odbiorcą Gazpromu. Jakby tego było mało, Moskwa finansuje i buduje dla Ankary elektrownię atomową w leżącym na południu kraju mieście Akkuyu.
Na sytuację gospodarczą wpływ mają także nałożone sześć lat temu sankcje Izraela, co było pokłosiem ostrzelania przez to państwo tureckiego statku z pomocą humanitarną dla Strefy Gazy. Wreszcie, mimo zawartej – i działającej – umowy z Unią Europejską o odsyłaniu do Turcji nielegalnych imigrantów, stosunki z Brukselą są dalekie od idealnych, bo w zamian za zniesienie wiz domaga się ona zmian w tureckich przepisach antyterrorystycznych, czego prezydent Recep Tayyip Erdogan robić nie zamierza. A do tego dochodzą problemy wewnętrzne – protesty wobec autorytarnych ciągotek Erdogana, spowolnienie gospodarcze, duża inflacja i słabnący kurs liry.
Problemy zaczynają najwyraźniej przerastać władze w Ankarze, bo przynajmniej dwa spory postanowiły załagodzić. W poniedziałek premierzy Turcji i Izraela zawarli porozumienie o normalizacji stosunków, które przewiduje m.in. odszkodowania dla rodzin Turków zabitych w incydencie z 2010 r., ale także rozmowy o wspólnej budowie gazociągu we wschodniej części Morza Śródziemnego. Według jednej z hipotez wtorkowy zamach w Stambule mógł być właśnie zemstą Państwa Islamskiego za to porozumienie. Erdogan postanowił też wyrazić żal za zestrzelenie rosyjskiego samolotu. W efekcie prezydent Władimir Putin zapowiedział zniesienie ograniczeń w organizacji wyjazdów zbiorowych do Turcji oraz polecił rozpocząć przygotowania do zdjęcia pozostałych sankcji.
Zamachy, konflikt z Kurdami, kiepskie stosunki z sąsiadami i oskarżenia o autorytaryzm nie pozostają bez wpływu na warunki prowadzenia biznesu. Chociaż gospodarka urosła w 2015 r. o 4 proc., tempo to jest dalekie od poziomów notowanych w ubiegłych latach. Z pewnością jest też zbyt niskie dla skutecznej walki z bezrobociem, które choć powoli maleje, to w marcu wynosiło 10,3 proc., a wśród młodych w wieku 15–24 lat nawet 17,6 proc. Fatalnie przedstawiają się nastroje konsumentów. Z opublikowanych wczoraj danych wynika, że wskaźnik zaufania konsumentów wynosi 69 pkt. Wartości powyżej 100 oznaczają, że konsumenci wierzą w poprawę sytuacji gospodarczej, poniżej – oczekują jej pogorszenia. Pesymistycznie w przyszłość patrzy też biznes. Jego przedstawiciele ocenili ten wskaźnik na 83 pkt. Najmniejszym optymizmem wykazuje się tradycyjnie silna w tym kraju branża budowlana.