Międzynarodowe lotnisko im. Ataturka w Stambule, na którym we wtorek doszło do samobójczych zamachów, w środę zostało ponownie otwarte, choć wiele lotów zostało odwołanych. Lotnisko nie funkcjonowało przez pięć godzin.

O ponownym otwarciu portu lotniczego poinformował premier Turcji Binali Yildirimm.

Jeden z pilotów tureckiego przewoźnika Turkish Airlines potwierdził agencji EFE, że widział, jak niewielki samolot tych linii lądował oraz jak inna maszyna startowała. Jednak zdaniem pilota na razie niemożliwy jest powrót do normalnej sytuacji. Z tablic informacyjnych wynika, że około jednej trzeciej lotów zostało odwołanych, a wiele połączeń jest opóźnionych.

Po wtorkowym ataku wstrzymano wszystkie przyloty i odloty z lotniska. Jedną z ostatnich maszyn, która dotarła do Stambułu, był samolot, którym podróżował premier Albanii Edi Rama; wylądował dokładnie w chwili zamachu. "Ci terroryści nie mają żadnej religii, żadnej wiary, niczym nie różnią się od barbarzyńców" - napisał na Twitterze szef albańskiego rządu, potępiając wtorkowe zamachy.

Gdy lotnisko było zamknięte, większość lotów przekierowywano do Izmiru, ok. 300 km na południowy wschód od Stambułu. Linie Turkish Airlines ogłosiły, że mogą za darmo zmienić datę lotu lub anulować bilety z datą do 31 lipca.

We wtorek około godz. 21 czasu polskiego trzech zamachowców otworzyło ogień przed punktem kontrolnym usytuowanym przed wejściem do terminalu przylotów międzynarodowych. Następnie dwóch wysadziło się w powietrze w tym miejscu, a trzeci zdetonował ładunek na parkingu przy lotnisku.

Zginęło co najmniej 36 osób, a blisko 150 zostało rannych. Według premiera Yildirima za tym zamachem stoi Państwo Islamskie (IS), a wśród ofiar śmiertelnych są obcokrajowcy. W środę poinformowano, że zginęli obywatele Ukrainy i Iranu. (PAP)