36 osób zginęło, a blisko 150 zostało rannych we wtorek wieczorem w samobójczych atakach na międzynarodowym lotnisku w Stambule. Wg premiera Turcji za tym zamachem stoi Państwo Islamskie (IS).

Nie jest znany jeszcze dokładny przebieg zdarzeń.

Według wstępnych ustaleń trzech zamachowców przyjechało na lotnisko im. Ataturka taksówką.

Przedstawiciele tureckich władz poinformowali, że dwóch wysadziło się w powietrze przed punktem kontrolnym usytuowanym przed wejściem do terminalu. Przed detonacją ładunków otworzyli ogień.

Trzeci zamachowiec zdetonował ładunek wybuchowy na parkingu w pobliżu lotniska. Także i on przed wybuchem zaczął strzelać.

W nocy, na miejsce zamachu przyjechał premier Turcji Binali Yildirim. Poinformował on, że od kul zamachowców samobójców i na skutek eksplozji ładunków, które mieli na sobie, zginęło 36 osób, a 147 zostało rannych. Powiedział, że wśród ofiar są obcokrajowcy.

Wcześniej przedstawiciele tureckich władz informowali, że "zdecydowana większość" zabitych i rannych to obywatele Turcji.

Według szefa tureckiego rządu pierwsze ustalenia wskazują na to, że za zamachem stoi Państwo Islamskie.

Na razie jednak nikt nie przyznał się do ataków na największym lotnisku w Turcji.

Ataki te ostro potępił prezydent tego kraju Recep Tayyip Erdogan, który także wezwał społeczność międzynarodową do zdecydowanych działań przeciwko terrorystom. Ostrzegł, że zagrażają oni nie tylko Turkom, ale wszystkim ludziom na świecie.

USA ostro potępiły zamach w Stambule i zapewniły, że stoją po stronie Turcji. Rzecznik Białego Domu Josh Earnest oświadczył, że Stany Zjednoczone będą kontynuowały walkę z "terrorystycznym zagrożeniem".

Wydarzenia w Stambule wstrząsnęły przywódcami krajów Unii Europejskiej, którzy uczestniczą w szczycie UE w Brukseli. "Nasze myśli są teraz z ofiarami zamachu na stambulskim lotnisku. Potępiamy ten straszliwy akt przemocy" - napisał na Twitterze premier Belgii Charles Michel.