Po decyzji mieszkańców Wielkiej Brytanii o opuszczeniu UE, Brukselę i Londyn czekają trudne negocjacje dotyczące przyszłych relacji Wysp z kontynentem. Modele współpracy już są, ale Brytyjczycy najpewniej będą chcieli wynegocjować sobie specjalny status.

Formalnie do rozpoczęcia rozmów na ten temat jest jeszcze daleko. Premier Wielkiej Brytanii David Cameron mówił w poniedziałek, że to zadaniem nowego szefa brytyjskiego rządu będzie wypracowanie kształtu nowych relacji jego kraju z UE. Proces wyboru nowego premiera zacznie się w przyszłym tygodniu i powinien zakończyć się do 2 września.

Dyplomaci w Brukseli wskazują, że aby jakiekolwiek negocjacje mogły ruszyć, konieczne jest złożenie przez Londyn formalnej notyfikacji o zamiarze wystąpienia z UE. Wcześniejsze pertraktacje mogłyby osłabić pozycję strony unijnej - przekonują.

UE ma już podobne pod pewnymi względami doświadczenia. W 1972 i 1994 r. Norwegia przymierzała się do przystąpienia najpierw do EWG, potem do UE, ale ostatecznie jej obywatele w referendum powiedzieli "nie".

W efekcie Oslo zawarło z UE przed 22 laty porozumienie o Europejskim Obszarze Gospodarczym. Ta strefa wolnego handlu opiera się - tak samo jak w UE - na swobodzie przepływu osób, kapitału towaru i usług.

Norwegowie muszą wdrażać wszystkie regulacje unijne w tym zakresie (choć nie uczestniczą w ich negocjowaniu), za wyjątkiem tych dotyczących rolnictwa i rybołówstwa. Norwegia dokłada się też do unijnych polityk spójności, a także bierze udział w wielu programach (np. Erasmus+, Horyzont 2020, który jest największym w historii program finansowania badań naukowych i innowacji w Unii). Kraj ten jest też członkiem strefy Schengen i bierze udział w unijnym systemie azylowym.

Zdaniem szefa brukselskiego biura think-tanku Open Europe Pietera Cleppe nie ma możliwości, by Wielka Brytania zgodziła się na taki model współpracy. Jak zaznaczył w rozmowie z PAP, w kampanii zbyt wielką rolę odgrywała kwestia zatrzymania presji migracyjnej, by w relacjach z UE utrzymać po Brexicie swobodny przepływ osób.

Cleppe podkreśla jednak, że nie może być oczywiście mowy o całkowitym zamknięciu tamtejszego rynku pracy dla obywateli UE, bo są oni po prostu zbyt potrzebni gospodarce Zjednoczonego Królestwa. Jego zdaniem optymalne byłoby wprowadzenie kwot migrantów zarobkowych, których Wyspy byłby w stanie przyjąć w ciągu roku.

Presja migracyjna jest też problemem dla będącej poza Europejskim Obszarem Gospodarczym, ale mimo to mocno związanej z UE, Szwajcarii. W 2014 r. Szwajcarzy przeprowadzili referendum, w którym obywatele opowiedzieli się za ograniczeniem "masowej imigracji".

W Szwajcarii żyje ponad milion obywateli państw unijnych, natomiast w UE około 430 tys. Szwajcarów. Stosunki Berna i Brukseli są regulowane przez wiele porozumień, z których kluczowe - o wolnym handlu - zostało zawarte jeszcze w latach 70. W 1999 r. doszła do tego umowa o wolnym przepływie osób, zgodnie z którą obywatele unijni, a także Szwajcarzy, mają prawo do pracy i osiedlania się po obu stronach granicy. Podobnie jak Norwegia Szwajcaria jest członkiem strefy Schengen, bierze udział w unijnym systemie azylowym, a także niektórych programach UE.

Profesor ekonomii na Wolnym Uniwersytecie w Brukseli, ekspert think-tanku Bruegel prof. Andre Sapir nie ma wątpliwości, że żaden z tych modeli, ani szwajcarski, ani norweski nie będzie do zaakceptowania dla Londynu.

"Te nie są modele, za którymi opowiadali się głosujący za wyjściem Wielkiej Brytanii z UE" - powiedział podczas poniedziałkowej dyskusji analityk.

Jego zdaniem trudno byłoby nowym liderom Wielkiej Brytanii "sprzedać" opinii publicznej rozwiązania, które zakładałyby pozostanie ich kraju w jednolitym rynku, pomimo wyniku referendum. "Nie sądzę, że to się sprawdzi. Sądzę, że nie sprawdzi się ani model szwajcarski, którego zresztą UE nie ma zamiaru zaoferować, ani norweski, który najprawdopodobniej zostanie zaoferowany" - powiedział Sapir.

W jego opinii politycznie do zaakceptowania jest jedynie minimalistyczny model relacji UE-Wielka Brytania, taki, jaki Unia ma z Kanadą. "To będzie coś jak strefa wolnego handlu. Uważam, że ona się może utrzymać, jeśli chodzi o handel dobrami, ale nic więcej" - przewiduje profesor. Jak ocenił, "możemy zapomnieć" o wolnym przepływie osób, czy usług, co oznacza, że między UE a Wielką Brytanią przestanie istnieć jednolity rynek.

We wtorek o konsekwencjach brytyjskiego referendum będą rozmawiali na szczycie UE liderzy państw unijnych. Przywódcy 27 państw oczekują, że premier David Cameron przedstawi im choćby wstępny plan działań. W środę "27" będzie rozmawiać o tym już bez Wielkiej Brytanii.

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)