Ustanowienie ciągłej, rotacyjnej obecności sił NATO na wschodniej flance to nowa jakość w bezpieczeństwie naszego regionu. To najbardziej istotny dla Polski, oczekiwany rezultat szczytu w Warszawie - powiedział PAP szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Paweł Soloch.

Udostępniamy nagranie wideo:

https://wideo.pap.pl/videos/13325/

PAP: Przedstawiciele zarówno polskich władz, jak i kwatery głównej NATO bardzo optymistycznie wypowiadają się o nadchodzącym szczycie NATO. Czy rzeczywiście są ku temu powody?

Szef BBN Paweł Soloch: Dotychczasowy przebieg przygotowań do szczytu NATO pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość. Najistotniejsze jest to, że w trakcie wypracowywania decyzji, które mają być ogłoszone na szczycie, została zachowana jedność państw sojuszniczych.

Oczywiście pojawiały się różne głosy, przede wszystkim w mediach, świadczące o różnych perspektywach – bo inaczej niektóre kwestie są postrzegane przez państwa leżące nad Morzem Śródziemnym, a inaczej przez graniczące z Rosją. Natomiast w oficjalnych dokumentach i decyzjach Sojusz przemówił i przemawia jednym głosem. Przeciwnikom Sojuszu nie udało się go podzielić. To jest punkt wyjścia, jeżeli chcemy oceniać przebieg przygotowań do szczytu.

Rzecz kolejna to decyzje dotyczące obecności realnych sił wojskowych i instalacji wojskowych na wschodniej flance NATO. To jest rzeczywiście kluczowe i chociażby w związku z tymi decyzjami po raz pierwszy od wielu lat liczba żołnierzy amerykańskich w Europie ulegnie zwiększeniu.

PAP: W kontekście wysuniętej obecności wojsk sojuszniczych mowa jest zarówno o tym, co robi NATO jako całość, jak i o tym, co będą robiły Stany Zjednoczone. Czego możemy się spodziewać ze strony Amerykanów, jeśli chodzi o ich obecność w tej części Europy?

P.S.: Należy na pewno spodziewać się zwiększonego zaangażowania, nie tylko bezpośrednio wojskowego. Amerykanie demonstrują wolę interesowania się kwestiami bezpieczeństwa wschodniej części Europy również w wymiarze politycznym. Towarzyszą temu takie działania jak podtrzymanie sankcji wobec Rosji.

PAP: We wtorek ambasadorowie państw UE podjęli wstępnie decyzję o przedłużeniu unijnych sankcji gospodarczych wobec Rosji o pół roku.

P.S.: Impuls dały temu Stany Zjednoczone, które pierwsze ogłosiły, że podtrzymują swoje sankcje. Skłoniło to resztę państw europejskich do utrzymania podobnego stanowiska.

PAP: Wróćmy do obecności wojskowej USA.

P.S.: Mamy deklarację samodzielnego rozmieszczenia przez USA ciężkiej brygady na wschodniej flance. Mamy zapowiedź udziału Stanów Zjednoczonych jako jednego z państw ramowych (czyli wiodących) w ramach wysuniętej obecności sił NATO, które mają być rozmieszczone w Polsce i w państwach bałtyckich.

Mamy działającą już instalację amerykańskiej tarczy antyrakietowej w Rumunii. Mamy rozpoczęcie budowy kolejnej takiej instalacji w Redzikowie. USA zacieśniają współpracę z krajami leżącymi nad Morzem Bałtyckim, nie tylko z członkami NATO, ale także z Finlandią i Szwecją. Mamy wcześniejszą decyzję amerykańską o rozmieszczeniu sprzętu na terenie Norwegii. Do tego ciągle mówi się o ewentualnym zaangażowaniu się Amerykanów w kwestie ukraińskie, jeżeli format normandzki okaże się niewystarczający.

PAP: Jaka część tej ciężkiej brygady amerykańskiej trafi do Polski?

P.S.: Rozmowy trwają. Różne rozwiązania są proponowane. Liczymy na to, że dowództwo brygady będzie na terenie naszego kraju.

PAP: Szef sztabu sił lądowych USA gen. Mark Milley powiedział niedawno w wywiadzie dla PAP, że Stany Zjednoczone wolą wysyłać do Europy brygady na kilkumiesięczne rotacje, bo po pierwsze w Europie brakuje infrastruktury, a po drugie będzie to możliwość przećwiczenia zdolności do wysyłania sił na inny kontynent. Czy taka obecność z naszego punktu widzenia jest zadowalająca?

P.S.: Jeśli ta obecność będzie ciągła, to jest to rozwiązanie wystarczające. Trochę przypomina funkcjonowanie różnych kontyngentów, jak chociażby w Afganistanie. Nie buduje się tam infrastruktury dla rodzin żołnierzy. Być może będzie to również efektywniejsze rozwiązanie z punktu widzenia bycia żołnierzy w pełnej gotowości. Takie oddziały będą mogły być też łatwiej przerzucane w różne punkty w trakcie rotacyjnej obecności w Europie. Tradycyjna jednostka, obrośnięta infrastrukturą socjalną staje się z czasem w pewnym sensie ociężała.

PAP: Poza amerykańską brygadą w Polsce, na Litwie, Łotwie i w Estonii mają znaleźć się w sumie cztery międzynarodowe bataliony, których żołnierze również będą podlegali rotacji. Pana zdaniem to wystarczy?

P.S.: Przede wszystkim traktujemy to jako proces, który w przypadku utrzymania agresywnej polityki Rosji będzie postępował. Jeżeli tak się stanie, będziemy mogli się spodziewać większej obecności NATO na wschodniej flance.

Sama obecność wojskowa jest oczywiście bardzo ważna, ale zwrócę też uwagę, że NATO podejmuje, bądź będzie podejmować całe spektrum innych decyzji, jak np. wspólne stanowisko polityczne wobec Rosji. To też są działania, które odstraszają.

W stosunku do decyzji szczytu walijskiego z 2014 r., które zwiększały zdolności NATO do wzmacniania sojuszników na wypadek zagrożenia, w Warszawie Sojusz zrobi krok naprzód. Ustanowienie ciągłej, rotacyjnej obecności sił NATO na wschodniej flance stanowić będzie nową jakość w bezpieczeństwie naszego regionu. To najważniejsza zmiana w podejściu Sojuszu do odstraszania i obrony i najbardziej istotny dla Polski, oczekiwany rezultat szczytu w Warszawie.

PAP: Kiedyś były tylko gwarancje. Teraz będzie obecność wojskowa. Ale czy na tym poziomie – czterech batalionów NATO – jest ona wystarczająca, by odstraszyć Rosję?

P.S.: Warunkiem skutecznego odstraszania jest po pierwsze jego wiarygodność, a po drugie zapewnienie odpowiednich co do wielkości i rodzaju środków wojskowych. Dlatego uważam, że obecność batalionowych grup bojowych NATO na wschodniej flance musi zostać uzupełniona o komponenty dowództw i rozpoznania, a także niezbędną infrastrukturę, np. składy uzbrojenia i wyposażenia wojskowego. Oczekujemy, że te elementy pojawią się w naszym regionie, a zwłaszcza w Polsce.

Faktem jest natomiast, że ta odpowiedź w wymiarze czysto materialnym nie jest wprost proporcjonalna do wysiłku, jakiego dokonali Rosjanie, w ostatnich latach rozbudowując swoje możliwości ofensywne. Jeżeli popatrzymy wprost na statystyki, to koncentracja nowych sił i środków, która ma nastąpić w wyniku decyzji szczytu w Warszawie, nie jest tak duża, jak koncentracja, której dokonali Rosjanie w okręgu kaliningradzkim czy na Krymie.

PAP: Dlaczego ciągle nie wiemy, które państwo będzie państwem ramowym batalionu NATO w Polsce?

P.S.: Są to kwestie techniczne, które zostaną ustalone wewnątrz Sojuszu. Dla nas najważniejsze w tym momencie jest podjęcie decyzji politycznej na szczycie w Warszawie.

PAP: W przypadku Polski jedne źródła sugerują Amerykanów, inne Kanadyjczyków.

P.S.: Jak już wspomniałem Amerykanie będą występowali na wschodniej flance w dwóch elementach – jeden to państwo ramowe dla batalionu brygady NATO-wskiej, a drugi to osobna brygada amerykańska. Trudno sobie wyobrazić, żeby żaden z tych elementów, a może dwa nie znalazłyby się na terenie Polski.

PAP: Jaki będzie wpływ Brexitu na bezpieczeństwo naszej części Europy?

P.S.: Skutki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej dla bezpieczeństwa trudno ocenić, choć niewątpliwie sama Unia Europejska ulegnie osłabieniu. Na pewno wpłynie to także na relacje UE-NATO i może osłabić współpracę tych dwóch organizacji w zakresie bezpieczeństwa. Brexit nie powinien mieć jednak wpływu na bezpieczeństwo stricte wojskowe. Równolegle z silnymi ostatnio tendencjami Wielkiej Brytanii do opuszczenia Unii Europejskiej, Londyn niezmiennie demonstruje gotowość i realnie angażuje się w kwestie bezpieczeństwa w ramach NATO, co potwierdził wolą zaangażowania, jako państwo ramowe dla jednej z grup batalionowych na wschodniej flance.

Rozmawiał Rafał Lesiecki (PAP)