Po referendum w Wielkiej Brytanii europosłowie pozostają w Parlamencie Europejskim, dopóki ich kraj nie opuści Unii Europejskiej, o ile wcześniej nie zrezygnują sami. Mogą jednak, wskutek politycznej presji, stracić wpływy i stanowiska w komisjach PE.

"Choć jest wielu kolegów, którzy prawdopodobnie chcieliby, żeby wszyscy przedstawiciele Wielkiej Brytanii odeszli z Parlamentu Europejskiego już teraz, to jest to absolutnie niemożliwe. Artykuł 50. Traktatu (Lizbońskiego), który mówi o opuszczaniu UE przez państwo członkowskie, nie wspomina o Parlamencie Europejskim" - tłumaczyła w poniedziałek na konferencji prasowej szefowa komisji spraw konstytucyjnych PE Danuta Huebner (PO).

Jak podkreśliła, nie ma podstaw prawnych, żeby kogokolwiek wykluczać z prac PE. "Traktat mówi, że członkowie Parlamentu Europejskiego nie reprezentują swoich obywateli z okręgu wyborczego, tylko obywateli UE - zastrzegła europosłanka. - Również brytyjscy parlamentarzyści reprezentują Europejczyków, a nie tylko Brytyjczyków".

W projekcie rezolucji, którą PE ma przyjąć we wtorek, zasygnalizowano jednak, że wskutek Brexitu dojdzie do zmian organizacyjnych w europarlamencie. Parlament "wprowadzi zmiany w swej wewnętrznej organizacji, aby odzwierciedlić wyrażoną przez obywateli Wielkiej Brytanii wolę wystąpienia z Unii Europejskiej" - zapisano w projekcie rezolucji.

Wielka Brytania ma 73 europosłów. Troje z nich stoi na czele komisji europarlamentarnych: konserwatystka Vicky Ford przewodniczy komisji rynku wewnętrznego i ochrony konsumentów, Linda McAvan z Partii Pracy - komisji rozwoju, a Claude Moraes, również z Partii Pracy - komisji swobód obywatelskich, sprawiedliwości i spraw wewnętrznych. Dodatkowo Brytyjczycy mają cztery stanowiska wiceprzewodniczących komisji, jednego kwestora PE i przewodniczą siedmiu delegacjom PE ds. stosunków z krajami trzecimi.

Stanowiska w PE zazwyczaj rozdzielane są pomiędzy frakcje polityczne, a potem pomiędzy grupy narodowe wewnątrz frakcji. Także teraz od wewnętrznych dyskusji we frakcjach o konsekwencjach brytyjskiego referendum w dużej mierze zależało, czy będą zmiany na stanowiskach w PE zajmowanych przez Brytyjczyków.

Jak wskazała Danuta Huebner, eurodeputowani ze Zjednoczonego Królestwa mogą rezygnować z powodów politycznych, tak jak zrobił to brytyjski komisarz w UE Jonathan Hill. Ale na razie - według Huebner - nie było sygnałów, że się tak stanie w przypadku członków europarlamentu.

Do przetasowań dojdzie zapewne we frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, której trzon tworzą brytyjscy torysi oraz PiS. Przewodniczącym frakcji jest Brytyjczyk Syed Kamall, który opowiedział się za Brexitem. Nie zapowiedział on jak na razie rezygnacji z funkcji przewodniczącego. "Trudno byłoby uzasadnić dalsze sprawowanie przez niego tej funkcji" - ocenił wiceprzewodniczący EKR polski europoseł Ryszard Legutko.

We wtorek rano odbędzie się pierwsze po referendum spotkanie frakcji EKR i wówczas okaże się, co zamierzają brytyjscy europosłowie z tej grupy. Według nieoficjalnych informacji o przewodnictwo chciałby ubiegać się inny Brytyjczyk Ashley Fox, który był przeciwko Brexitowi.

Z Brukseli Anna Widzyk (PAP)