Boris Johnson, były burmistrz Londynu i przedstawiciel eurosceptycznego skrzydła Partii Konserwatywnej, oświadczył w piątek, że w krótkiej perspektywie nic się nie zmieni po referendum w sprawie wyjścia Wielkiej Brytanii z UE.

"W sprawie głosowania za wyjściem z UE należy podkreślić, że nie ma potrzeby pośpiechu oraz, jak oznajmił premier (David Cameron), nic się nie zmieni w krótkiej perspektywie" - powiedział dziennikarzom Johnson, który był jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy kampanii za Brexitem.

Jak podkreślił, nie widzi konieczności sięgania po artykuł 50. traktatu lizbońskiego, który dotyczy procedury wystąpienia z Unii Europejskiej i przewiduje zakończenie negocjacji w tej sprawie w ciągu dwóch lat. Cameron zapowiedział, że na jesieni poda się do dymisji i decyzję o tym, kiedy należy uruchomić art. 50., podejmie jego następca.

Johnson, który jest jednym z polityków typowanych na przyszłego szefa rządu, ocenił, że Wielka Brytania skorzysta na wystąpieniu z UE. "(Kraj) będzie mógł na nowo odnaleźć swój głos w świecie, głos współmierny do faktu, że Wielka Brytania jest piątą co do wielkości gospodarką na Ziemi" - powiedział Johnson.

"Mamy teraz cudowną okazję; możemy uchwalać własne prawa i sami ustalać własne podatki wyłącznie według potrzeb brytyjskiej gospodarki" - dodał.

Johnson powiedział też, że mimo opowiedzenia się za Brexitem Wielka Brytania nie powinna odwracać się od UE. "Jesteśmy w sercu Europy" - zaznaczył.

O samej Unii Europejskiej wypowiadał się raczej lekceważąco - zauważa agencja dpa. "Swego czasu (UE) była wspaniałym pomysłem, ale przestała służyć temu krajowi" - powiedział, określając Wielką Brytanię jako "potężną, liberalną, ludzką siłę działającą na rzecz dobra w świecie".

Opublikowane w piątek ostateczne wyniki czwartkowego referendum wskazują, że za wyjściem z UE zagłosowało 51,9 proc. Brytyjczyków, a za pozostaniem we Wspólnocie 48,1 proc. (PAP)