Mimo namowy prezydenta Baracka Obamy, który przyjął w czwartek Berniego Sandersa, senator powiedział, że nie wycofa się z walki o nominację Demokratów w wyborach prezydenckich w USA; nie poprze też na razie swej rywalki Hillary Clinton.

Sanders, senator ze stanu Vermont, powiedział dziennikarzom, że nie wycofuje się formalnie z wyścigu o nominację i będzie konkurował ze swą rywalką 14 czerwca, kiedy odbędą się prawybory Partii Demokratycznej w Dystrykcie Kolumbii.

Będzie to ostatnie głosowanie w tej kampanii przed listopadowymi wyborami prezydenta USA.

Sanders dodał jednak, że "z niecierpliwością oczekuje spotkania z Hillary Clinton", aby wspólnie ustalić, co mogą zrobić, by pokonać kontrowersyjnego kandydata Republikanów, miliardera Donalda Trumpa.

Senator chce też rozmawiać z byłą sekretarz stanu o tym, jak stworzyć rząd, "który reprezentuje wszystkich Amerykanów, a nie jeden procent (najbogatszych)".

Sanders podkreślił, że zrobi wszystko co w jego mocy, aby nie dopuścić do tego, by Trump został prezydentem.

Przed spotkaniem Sandersa z Obamą pojawiły się głosy, że prezydent będzie namawiał senatora do wycofania się z wyborczego wyścigu dla dobra Partii Demokratycznej.

Hillary Clinton zdobyła już liczbę delegatów zapewniającą jej nominację Demokratów, przekroczywszy próg 2383 delegatów, czyli minimum niezbędne do uzyskania nominacji wyborczej swojego ugrupowania.

Do oficjalnego zatwierdzenia jej kandydatury była sekretarz stanu USA potrzebuje poparcia pewnej liczby tzw. superdelegatów, ale setki z nich już zadeklarowały, że na krajowej konwencji Partii Demokratycznej zagłosują właśnie na nią. (PAP)

fit/ mc/