Pentagon zainwestował 500 mln dolarów w program szkolenia rebeliantów w Syrii do walki z Państwem Islamskim (IS), nie przyniósł on jednak oczekiwanych rezultatów - pisze w sobotę dziennik "Washington Post". Z IS walczy na razie jedna z wyszkolonych grup, jednak według "WP" jej los jest zagrożony.

W swym artykule Liz Sly przypomina, że oddział Nowej Armii Syrii przeszedł amerykańskie szkolenie w Jordanii. Następnie w marcu br. wkroczył do Syrii, gdzie zajął mały obszar w pobliżu przejścia granicznego z Irakiem - Tanaf, które znajduje się na południowym wschodzie kraju w prowincji Hims. W przeciwieństwie do innych grup wyszkolonych przez Amerykanów, udało mu się obronić przed dżihadystami swoje pozycje, a także nie dopuścić do fali dezercji lub porwań. Pierwotnie oddział liczył 50 osób.

Jednak według Sly los tej jednostki jest zagrożony, po tym jak na początku maja IS przeprowadziło samobójczy zamach na ich bazę - zginęło wtedy wielu bojowników. Atak według "WP" odbił się na morale oddziału, a jego członkowie zastanawiają się na kontynuowaniem walki z dżihadystami. Bojownicy Nowej Armii Syrii skarżą się również na niewystarczające wsparcie ze strony Stanów Zjednoczonych.

W odpowiedzi na te zarzuty rzecznik amerykańskiej armii pułkownik Steve Warren zapewnił, że siły USA odpowiadają na wezwania o pomoc i jej udzielają. Wyraził też przekonanie, że mimo chwilowych trudności oddział przetrwa.

"Nadal kontrolują Tanaf i otrzymali zaopatrzenie, w związku z tym uważamy, że się utrzymają. Uważamy, że dysponują wystarczającą siłą ognia, a z naszej strony zapewniamy im wsparcie lotnicze" - tłumaczył amerykański wojskowy w rozmowie z "WP".

Sly podkreśla, że majowy atak terrorystyczny IS na bazę Nowej Armii Syrii unaocznia błędy, jakie popełniły władze w Waszyngtonie, próbując stworzyć w Syrii siły zdolne do walki z IS.

Opracowany dwa lata temu i wart 500 mln dolarów program prezydenta USA Baracka Obamy był wdrażany w wolnym tempie, a szkolenia rozpoczęły się dopiero w zeszłą wiosnę - podkreśla w artykule "WP". Kilka miesięcy później projekt został zawieszony po tym, jak jedna ze szkolonych grup bojowników została porwana przez dżihadystów, a druga zdezerterowała, oddając swoją broń Frontowi al-Nusra. W międzyczasie amerykanie zaczęli wspierać siły Kurdów walczących z IS, zmniejszając swoje zainteresowanie Nową Armią Syrii - dodaje "WP".

Jednak zdaniem byłego syryjskiego dyplomaty mieszkającego obecnie w Waszyngtonie Nowa Armia Syrii ma nadal potencjał, aby urosnąć w siłę.

"Obecnie Nowa Armia Syrii jest bardzo mała, jednak bardzo łatwo można by ją wzmocnić i zasilić" - wyjaśniał "WP" Bassam Barabandi.

Według "WP" kwestia rekrutacji nowych bojowników do walki z IS pozostaje słabą stroną amerykańskiego programu. Dziennik przypomina, że rekruci muszą podpisać zobowiązanie, że będą walczyć tylko z oddziałami IS, a nie np. z siłami prezydenta Syrii Baszara el-Asada. W tym samym czasie Nowa Armia Syrii trwa na obszarze oddalonym od większych miast, na środku pustyni - podkreśla Sly. (PAP)