Dwa lata po przyjęciu restrykcyjnej dyrektywy tytoniowej w piątek mija termin wdrożenia jej przepisów przez państwa UE. Do tej pory zrobiło to jedynie 13 krajów. Wśród spóźnialskich jest też Polska. Branża apeluje, by przyjąć nowe regulacje jak najszybciej.

Dyrektywa tytoniowa, która została przyjęta przez Parlament Europejski w lutym 2014 r., przewiduje m.in., że ostrzeżenia przed skutkami nałogu w postaci np. zdjęć chorych organów będą zajmowały dwie trzecie powierzchni paczki. Zakazuje również stosowania aromatów (z wyjątkiem papierosów mentolowych, dla których okres przejściowy ustalono do 2020 r.). Cel to odstraszenie potencjalnych palaczy i ograniczenie ich liczby.

Teoretycznie producenci wyrobów tytoniowych powinni być więc zadowoleni, że niektóre państwa członkowskie spóźniają się z implementacją restrykcyjnych regulacji. W praktyce branża od dawna naciska na rządy w poszczególnych państwach członkowskich, by te przygotowały i wdrożyły do krajowego prawa wynikające z dyrektywy przepisy.

"Mamy dziewięć fabryk w UE, oczywiście chcemy, żeby wyroby w nich produkowane były zgodne z regulacjami, ale jest pytanie - z jakimi regulacjami" - mówił we wtorek na spotkaniu z dziennikarzami w Brukseli dyrektor ds. korporacyjnych Imperial Tobacco Axel Gietz.

Nie tylko ten producent narzeka na brak pewności co do przepisów prawnych, który odbija się na prowadzonym biznesie. "Byliśmy wiele razy zapewniani przez przedstawicieli polskiego rządu, że przepisy będą gotowe wkrótce. Padały różne daty i cały czas przedłużano ich przedstawienie do konsultacji" - mówił PAP w sierpniu ubiegłego roku Lech Ostrowski, prezes Okręgowego Związku Plantatorów Tytoniu w Augustowie.

Pragnący zachować anonimowość przedstawiciel jednego z koncernów podkreśla, że poprzedni rząd Polski przez 18 miesięcy od uchwalenia dyrektywy niewiele zrobił, by przyjąć odpowiednie prawo. "Dopiero pod koniec rządów Ewy Kopacz coś zaczęło się dziać" - ubolewa.

Dziś Polska obok m.in. Węgier, Rumunii, Słowenii, Chorwacji, Grecji, Hiszpanii czy Wielkiej Brytanii jest krajem, który - jeśli przepisy nie zostaną wprowadzone szybko - naraża się na zaskarżenie przez Komisję Europejską do trybunału UE.

"Monitorujemy sprawę. Oczywiście nie jest tak, że 21 maja będziemy wysyłać pismo o wszczęciu postępowania, ale będziemy analizować, na jakim etapie jest kraj" - powiedział PAP jeden z urzędników KE.

Dla branży tytoniowej brak harmonizacji prawnej w UE to nie lada problem. Jedna fabryka, która produkuje dla wielu różnych krajów, musi przestawiać swoją produkcję, tak by spełniać różne wymogi.

W tych państwach, w których dyrektywa została wdrożona, od piątku nie można produkować bowiem innych papierosów niż te z odpowiednimi oznaczeniami zajmującymi 65 proc. paczki. Na rynkach, w których ustawodawcy nie zdążyli z implementacją przepisów, obowiązują stare reguły dotyczące ostrzeżeń, i to tych zasad muszą się trzymać producenci.

W Polsce proces ustawodawczy, którego celem jest wdrożenie dyrektywy tytoniowej, jest w toku. Projekt ustawy jest obecnie notyfikowany w Komisji Europejskiej. Jeśli żadne z państw członkowskich nie zgłosi do niego zastrzeżeń (tzw. szczegółowej opinii), teoretycznie w lipcu Sejm będzie mógł dokończyć procedowanie nad propozycją.

W lutym komisarz ds. zdrowia i bezpieczeństwa żywności Vytenis Andriukaitis apelował podczas wizyty w Polsce, by przyspieszyć prace. Projektem zajmuje się obecnie specjalna podkomisja w Sejmie.

Według danych rządowych Polska jest czwartym producentem tytoniu w UE (10 proc. całej produkcji UE), po Włoszech (35 proc.), Hiszpanii (15,4 proc.) i Bułgarii (13,17 proc.).

Z Brukseli Krzysztof Strzępka (PAP)