Wiceprezydent, który ma przejąć stanowisko po odsuniętej od władzy Dilmie Rousseff, wydaje się jedyną nadzieją na przeprowadzenie reform.
Michel Temer, który najprawdopodobniej na początku maja przejmie z rąk Dilmy Rousseff obowiązki prezydenta Brazylii, będzie miał przed sobą zadanie niemal niewykonalne. Musi przywrócić zaufanie do pogrążonej w głębokim kryzysie gospodarki, mając słabe zaplecze w parlamencie i znikome poparcie społeczne. Ale i tak ma na to większe szanse niż ktokolwiek inny.
W poniedziałek po południu brazylijski Senat zaczął procedurę impeachmentu obecnej prezydent. Najpierw sprawą zajmie się senacka komisja, a po jej rekomendacji cała izba będzie głosować nad odsunięciem Rousseff od władzy początkowo na 180 dni, w czasie których przeprowadzony zostanie proces karny. Termin głosowania nie jest jeszcze ustalony, ale wynik łatwo przewidzieć. W przeciwieństwie do Izby Deputowanych, gdzie potrzebna była większość dwóch trzecich, w Senacie wystarczy, jeśli za wnioskiem opowie się ponad połowa głosujących, a 45 spośród 81 senatorów już zadeklarowało, że go poprze. I władzę przejmie wiceprezydent.
75-letni Temer w brazylijskiej polityce jest obecny od wielu lat, ale nigdy nie był postacią pierwszoplanową – jest raczej zakulisowym negocjatorem i szarą eminencją niż przywódcą, który porywa tłumy. Podobnie jak ugrupowanie, którym kieruje: Partia Brazylijskiego Ruchu Demokratycznego (PMDB) uczestniczyła jako koalicjant we wszystkich rządach w ostatnich 20 latach, popierając liberalne reformy Fernanda Henrique Cardoso, i socjalną politykę Luiza Inacia Luli da Silvy i Dilmy Rousseff. Po reelekcji w 2014 r. duetu Rousseff – Temer, gdy pojawiały się sygnały świadczące o słabej kondycji gospodarki, PMDB zaczęła się dystansować od polityki prezydent. A że jednocześnie na jaw wypłynął potężny skandal korupcyjny, w który zamieszani są czołowi politycy prezydenckiej Partii Pracujących, Temer uznał, że to dobry moment, by przejąć inicjatywę. Zaprzecza wprawdzie insynuacjom Rousseff, że to on zorganizował pucz, ale faktem jest, iż to on oraz przewodniczący niższej izby parlamentu Eduardo Cunha – też z PMDB – doprowadzili do wszczęcia procedury impeachmentu. Powodem jest zarzut, że za wiedzą i zgodą prezydent fałszowano statystyki gospodarcze, by ukryć deficyt budżetowy.
Teoretycznie Temer również mógłby być usunięty ze stanowiska z tego samego powodu, ale wątpliwe jest, by ktoś zebrał potrzebną do tego większość. Z punktu widzenia gospodarki, która znajduje się w najgłębszej recesji od 25 lat oraz zmaga się z rosnącą inflacją i bezrobociem oraz słabnącym kursem reala, to, że Temer przejmie kierowanie sprawami państwa, nie jest złym scenariuszem. – Proponuję narodowe pojednanie. Moim celem jest stworzenie rządu z udziałem różnych sił politycznych, który będzie w stanie przezwyciężyć kryzys i stabilne rządzić do wyborów w 2018 r. – mówił niedawno w wywiadzie dla CNN.
Bardziej szczegółowo plany Temera zdradza partyjny program z końca zeszłego roku, w którym jest mowa o zniesieniu konstytucyjnego wymogu wydatków na służbę zdrowia i edukację, zniesieniu indeksowania świadczeń do poziomu minimalnej pensji, stworzeniu komisji do oceny rządowych programów socjalnych, uelastycznieniu prawa pracy czy otwarciu sektora naftowego. To wszystko z pewnością pomogłoby zredukować deficyt budżetowy i częściowo przywróciło zaufanie inwestorów do brazylijskiej gospodarki. Problem jednak w tym, że jakiekolwiek cięcia programów socjalnych, które wprowadzali Lula i Rousseff, spotkają się z dużym oporem społecznym. – Tego typu program w środku kryzysu ciężko byłoby przeprowadzić nawet rządowi, który ma pełną legitymację uzyskaną w wyborach – mówi BBC Laura Carvalho, profesor ekonomii z Uniwersytetu w Sao Paulo.
Temer komfortu nie będzie miał żadnego – stoi na czele partii, która niby ma najwięcej mandatów w parlamencie, ale 65 w 513-osobowej izbie to wciąż bardzo mało. Według sondaży ponad 60 proc. Brazylijczyków uważa, że powinien odejść wraz z Rousseff, a gdyby nowe wybory odbyły się teraz, mógłby liczyć na zaledwie 2 proc. głosów. Niemniej jednak jeśli ktokolwiek w podzielonej i uwikłanej w skandale brazylijskiej klasie politycznej jest w stanie zbudować jakąś koalicję i w miarę stabilnie rządzić, to jest to właśnie Temer.