Mimo zapowiedzi premier Szydło, że nie ma możliwości, by w tej chwili przyjechali do nas uciekinierzy z Syrii i innych krajów objętych wojną, trwają prace przygotowawcze do relokowania ich do Polski.
Wytypowano 65 uchodźców, którzy obecnie znajdują się w Grecji, i kilkunastu będących we Włoszech. Trwa sprawdzanie ich tożsamości i tego, czy na pewno nie mają żadnych niebezpiecznych powiązań. Biorą w tym udział m.in. funkcjonariusze Straży Granicznej, a całość koordynuje Urząd ds. Cudzoziemców. Niedawne słowa premier Beaty Szydło żadnego działania w tej materii nie wstrzymały.
Jeśli nasze służby dadzą wstępne zielone światło i sami zainteresowani się zgodzą na przyjazd nad Wisłę, mogą zostać relokowani do Polski, gdzie najprawdopodobniej trafią do ośrodka recepcyjnego w podwarszawskim Dębaku. Następnie przejdą dalszą część procedury przyznawania statusu uchodźcy; zapewne dopiero tutaj będą składać formalny wniosek.
– Założenie jest takie, że będziemy ściągać tylko tych, którzy faktycznie mają bardzo duże szanse na otrzymanie tego statusu. Nie ma sensu ściągać ludzi, których potem będziemy musieli odsyłać – wyjaśnia nasz rozmówca, który zna kulisy sprawy.
Pisanie prawa
Polacy robili także rekonesans w Libanie, gdzie rozmawiali m.in. z reprezentantami tamtejszych Kościołów. Jednak aby faktycznie można było podjąć decyzję o sprowadzeniu migrantów z państw unijnych, potrzebne jest specjalne rozporządzenie. A na razie prace nad nim utknęły w martwym punkcie. Rozporządzenie ma wydać Rada Ministrów, a jego projekt szykuje Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Przewiduje ono, że „relokacjami mogą być objęci cudzoziemcy przebywający na terytorium Republiki Greckiej lub Republiki Włoskiej”. W 2016 r. ma ich być 400.
Polska na mocy decyzji UE zobowiązała się łącznie do przyjęcia 7 tys. uchodźców, reszta przyjedzie do nas za rok. Jak wynika z treści projektu rozporządzenia, rząd planuje wydanie na ten cel w tym roku 10,5 mln zł. W tym na sfinansowanie działalności polskich służb za granicą ma być przeznaczone 200 tys. zł, ponad milion ma kosztować zatrudnienie dodatkowego personelu w związku z relokacją, 2 mln zł – integracja cudzoziemców, a np. 800 tys. zł – edukacja dzieci uchodźców.
Treść rozporządzenia już może być nieaktualna, bo Beata Szydło w styczniu podała, że w tym przyjmiemy tylko 100 uchodźców. A ostatnie deklaracje rządu po zamachach w Brukseli są takie, że wstrzymujemy cały proces. Na razie jednak żadnych zmian w projekcie nie dokonano. Zadaliśmy pytanie MSWiA, co z pracami nad rozporządzeniem, ale nie doczekaliśmy się odpowiedzi. Możliwe, że resort czeka nie tylko na decyzję z rządu, jaką liczbę wpisać do rozporządzenia, ale także na zakończenie sejmowych prac nad nowelizacją ustawy o relokacji. Rząd wysłał do Sejmu projekt, który przewiduje, że przed relokacją każdego uchodźcy Urząd ds. Cudzoziemców ma zapytać policję i ABW, czy nie stanowi on zagrożenia. Rządowa nowelizacja wydłuża z tygodnia do nawet 59 dni czas, jaki służby mają na odpowiedź. Projekt jest przed drugim czytaniem.
Sztywne ramy czasowe
Polska ma dwa lata na realizację unijnego porozumienia w sprawie uchodźców. W lipcu ubiegłego roku Polska zgodziła się na przyjęcie 1100 osób, z których 660 miałoby trafić do nas z Włoch, a reszta z Grecji. Natomiast we wrześniu na mocy kolejnej decyzji Brukseli Polska zgodziła się na przyjęcie następnych 1201 osób z Włoch i 3881 z Grecji. Oprócz uchodźców przebywających w państwach UE zgodziliśmy się przyjąć 900 osób z obozów w Turcji.
Sprawdzać i pilnować
W niedawno opublikowanym raporcie o ryzykach w 2016 r. Frontex, czyli Europejska Agencja Zarządzania Współpracą Operacyjną na Zewnętrznych Granicach Państw Członkowskich UE, stwierdził, że w ubiegłym roku wykryto 1,8 mln nielegalnych przekroczeń granic Unii, czyli sześć razy więcej niż w 2014 r. Połowa tych przekroczeń miała miejsce na wschodnim szlaku śródziemnomorskim (głównie między Turcją i Grecją). Większość tych ludzi ruszała dalej przez Bałkany na zachód Europy. – W Grecji, np. na wyspie Chios w ramach Fronteksu przebywa 38 funkcjonariuszy Straży Granicznej. Weryfikujemy tożsamość kilku tysięcy osób miesięcznie. Tylko w marcu zarejestrowaliśmy ponad 3 tys. ludzi – wyjaśnia st. chor. Agnieszka Golias, rzeczniczka prasowa SG.
Prawie 600 tys. migrantów twierdzi, że pochodzi z Syrii, a około 300 tys., że z Afganistanu. I właśnie weryfikacja ich tożsamości jest największym problemem. „Ataki w Paryżu z listopada 2015 roku dowodzą, że nieregularny przepływ ludzi może być używany przez terrorystów, by dostać się na teren UE” – piszą analitycy Fronteksu w raporcie.
Według Międzynarodowej Organizacji do spraw Migracji w 2015 r. w rejonie Morza Śródziemnego podczas przepraw morskich zginęło lub zaginęło prawie 4 tys. osób.
Według Światowej Organizacji Zdrowia nie ma dowodów świadczących o tym, że imigranci przenoszą choroby nieznane w Europie. Analitycy Fronteksu kreślą różne scenariusze, według których sytuacja może się rozwijać. W 2025 r. najbardziej prawdopodobne są te, w których na granicach pojawiają się kontrole, a państwa tworzą własne polityki migracyjne.
ROZMOWA
Niemcy zaczynają rozumieć polskie argumenty
Kai-Olaf Lang ekspert ds. Europy Środkowej, Stiftung Wissenschaft und Politik / Dziennik Gazeta Prawna
Jak słowa premier Beaty Szydło o tym, że „nie widzi możliwości, by w tej chwili migranci przyjechali do Polski”, wpłyną na stosunki polsko-niemieckie?
Postrzeganie tej wypowiedzi w Niemczech było takie, że polski rząd nie tylko jest wstrzemięźliwy, jeśli chodzi o przyjęcie uchodźców, ale wręcz zrewidował swoje stanowisko, a argumenty bezpieczeństwa ważą teraz znacznie więcej. Nie zauważono z kolei tego, że polskie MSZ tę wypowiedź nieco korygowało i mówi, że Polska będzie spełniać swoje obietnice.
Czy to wpłynie na relacje długoterminowe?
Zależy, czy obie strony są w stanie konstruktywnie patrzeć na ten problem. Wydaje się, że Niemcy do pewnego stopnia zrozumieli, że w Polsce nie ma zgody na model szerokiej redystrybucji uchodźców. Ale za to Berlin oczekuje, że Polska uaktywni się na innych polach, np. w kwestii zarządzania i wzmacniania granic czy współpracy z Turcją. Na pewno doceniono by także zaangażowanie Polski w inicjatywy humanitarne.
Czy w Niemczech pojawią się głosy, że polskie obawy mogą być uzasadnione?
W Niemczech mało kto łączy kwestie azylu i zagrożenia terrorem. Ale zauważa się to, że w wielu krajach europejskich te kwestie są łączone. Takie głosy słychać też z Francji i Wielkiej Brytanii, Polska nie jest tu wyjątkiem. To nie jest tak, że tylko kraje Europy Środkowej sprzeciwiają się redystrybucji uchodźców. Obecnie Niemcy mają zdecydowanie mniej sojuszników w tej kwestii niż jeszcze pół roku temu. Różnica polega na tym, że Europa Środkowa jest bardzo wstrzemięźliwa w przyjmowaniu uchodźców. Niektórzy uważają, że kwestia bezpieczeństwa to tylko pretekst.
Jak Niemcy sobie radzą z falą migrantów?
W obliczu wysokich liczb imigrantów zaskakujące jest wciąż duże wsparcie. Ale po fazie „prawie euforii” spojrzenie jest bardziej trzeźwe. Pojawiły się incydenty w Kolonii, są też realne trudności w gminach. Jest dyskusja o kosztach. To skutkuje m.in. poparciem dla populistów z Alternatywy dla Niemiec. Dlatego doszło do korekty polityki, temu służy m.in. porozumienie z Turcją. Niemcy coraz bardziej widzą, że wymiar humanitarny trzeba pogodzić z Realpolitik.
Berlin zauważa głosy, że ten chaos jest na rękę Rosji?
Tak, ale nie w kontekście, że kryzys migracyjny to jakiś misterny rosyjski plan. Raczej jest to tak opisywane, że poprzez kryzys dochodzi do destabilizacji, do powstawania nowych partii eurosceptycznych, do podziałów w UE, a to działa na korzyść Moskwy. Głośny przypadek rzekomego gwałtu na rosyjsko-niemieckiej dziewczynie przez uchodźcę uwidocznił takie ryzyko.