To mit, że nos człowieka ustępuje psiemu. To my zamiast czworonogów moglibyśmy obwąchiwać bagaże na lotniskach w poszukiwaniu narkotyków.
Avery Gilbert autor książki „Co wnosi nos? Nauka o tym, co nam pachnie”. Sam nazywa siebie „naukowcem od węchu”. Obronił doktorat z psychologii na Uniwersytecie Pensylwanii, pracował w Monell Chemical Senses Center, instytucie zajmującym się badaniami nad smakiem i węchem, i w dziale badań i rozwoju korporacji Givaudan-Roure, największego na świecie producenta substancji zapachowych. Prowadzi badania nad percepcją zapachu u człowieka, m.in. nad synestezją oraz wpływem zapachów na zachowania konsumenckie / Dziennik Gazeta Prawna
Jak pachną mokre włosy starszej kobiety?
Trochę jak mokry pies. Proszę sobie wyobrazić psa o długiej sierści po spacerze w deszczu. To taki zapach z nutą czegoś zbutwiałego.
A po co pan je wąchał?
Pracowałem nad substancjami zapachowymi do szamponów i musiałem wąchać najpierw włosy umyte samą wodą, a potem różnymi szamponami. By znaleźć taką substancję, która zabija tę „pieską nutę” i pozostawia przyjemny aromat.
Domyślam się, że wąchanie różnych, często nawet nieprzyjemnych rzeczy, to urok pańskiej pracy. Dlaczego wybrał pan węch na temat swoich badań?
Trochę przez przypadek. Zawsze interesowało mnie zachowanie zwierząt. Na przykład obserwowałem reakcję szczuroskoczka na grzechotnika i zastanawiałem się, czy gryzoń poznaje zbliżające się niebezpieczeństwo po zapachu. Później patrzyłem na zachowania godowe myszy laboratoryjnych i zauważyłem, że dobierają się w pary według zapachu. W pewnym momencie „National Geographic” poprosił mnie o napisanie artykułu o zapachach. Stwierdziłem, że ten temat ma przyszłość. Jest bardzo ciekawy i ciągle poznaje się coś nowego.
A jak pan przeszedł od gryzoni do ludzi?
Mieliśmy w laboratorium dwa prawie identyczne szczepy myszy, które różniły się jednym genem – odpowiedzialnym za zgodność tkanek. Ten gen odgrywa kluczową rolę przy przeszczepach organów i, jak się okazało, również zmienia zapach osobnika. Uczelnia postanowiła sprawdzić, jaka substancja powodowała tę różnicę w zapachu. Długo nie udawało się jej zidentyfikować. Zadałem wtedy pytanie: „A właściwie to jakiego zapachu szukamy?”. Nikt nie wiedział, więc zaczęliśmy wąchać. To był mój pierwszy eksperyment: wąchaliśmy myszy, ich mocz i kał. I nagle okazało się, że rozróżniamy szczepy myszy – z genem i bez niego – po zapachu. To było trochę jak postawienie rzeczywistości do góry nogami.
Na ile ważny jest zmysł węchu dla człowieka? Mam wrażenie, że jest bardzo niedoceniany. Nikt nie uważa braku węchu za upośledzenie. W każdym języku istnieją słowa „ślepota” i „głuchota”, za to mało kto zna łacińskie słowo „anosmia”.
Węch był niedoceniany już w starożytnej Grecji. Lekceważono go i uważano za zmysł pośledni, który nie ma znaczenia dla intelektu, uważana go za coś prymitywnego i zwierzęcego. Wiele szkody wyrządził też Sigmund Freud. Twierdził, że węch ma jakiekolwiek znaczenie tylko dla prymitywnych istot: dzikich ludów oraz kobiet i dzieci. Natomiast cywilizowany mężczyzna po osiągnięciu dorosłości przestaje zwracać jakąkolwiek uwagę na zapachy. Te poglądy można łatwo wytłumaczyć, bo jego własny nos był wrakiem: Freud wielokrotnie przechodził ciężkie infekcje górnych dróg oddechowych, zapalenie płuc, miał operowany nos. Poza tym palił jak smok, potrafił wypalić dwadzieścia wielkich cygar dziennie. W rezultacie mógł niewiele czuć i ekstrapolował swoje doznania na resztę ludzkości – skoro ja, Sigmund Freud, nie odczuwam, zapachów, to inni ludzie też nie. Przez długi czas byliśmy uprzedzeni wobec węchu, teraz to się zmienia. To prawda, że utrata węchu jest niesłusznie lekceważona. Ludzie z anosmią tracą zainteresowanie jedzeniem, często seksem, ich życie staje się szare i monotonne. Nie uświadamiamy sobie, jakie bogactwo zapachów jest wokół nas, póki tego nie stracimy. Wtedy zaczyna ich nam bardzo brakować.
A ludzie dookoła tego nie rozumieją i nie traktują problemu poważnie.
Ostatnio lekarze zwracają na to coraz większą uwagę, lecz w przypadku anosmii niewiele można zrobić. Zwłaszcza jeśli utrata węchu następuje w wyniku urazu głowy i przerwania nerwów węchowych.
A może dlatego lekceważymy zapachy, że jesteśmy przekonani, iż człowiek ma słaby węch. A na pewno dużo gorszy niż zwierzęta. Czy naprawdę nasze nosy są aż tak kiepskie?
To nie do końca prawda, choć niemal wszyscy są przekonani, że większość zwierząt ma o wiele lepszy od nas zmysł powonienia – choćby psy czy króliki. Faktycznie, mają one proporcjonalnie większe nosy i więcej komórek czuciowych. To łatwo sprawdzić, bo technologia pozwala dokładnie zmierzyć czułość nosa człowieka oraz zwierzęcia. Takie badania przeprowadził Matthias Laska z Uniwersytetu w Linköping w Szwecji. Jednak co ciekawe – z jego badań wynika, że człowiek wcale nie ustępuje zwierzętom pod względem wrażliwości na zapachy. Szwed porównywał nos człowieka z węchem m.in. psów: z 15 badanych zapachów 5 aromatów człowiek wyłapał lepiej niż czworonóg, a inne wyczuwał przy podobnym stężeniu. Tymczasem w mediach cały czas pojawiają się materiały o tym, jak niesamowity węch mają psy, że ich nosy są sto tysięcy – ba! milion – razy czulsze od nosa człowieka. Nie wiem, dlaczego tak chcemy w to wierzyć. I dlaczego te liczby zawsze są okrągłe. Dlaczego pies nie jest 27 tys. razy lepszy?
Ale u psów za analizowanie zapachów jest odpowiedzialny znacznie większy obszar mózgu niż u człowieka.
To oczywiście prawda. Prawdą jest także to, że mają one szczególną budowę nosa pozwalającą o wiele skuteczniej pobudzać komórki czuciowe. Ale Noam Sobel z Uniwersytetu Berkeley przeprowadził bardzo ciekawy eksperyment: kazał ludziom opaść na czworaki i szukać śladów zapachowych. I co odkrył? Że jesteśmy w stanie to zrobić, że nie ustępujemy w tym psom. Czy wie pani o tym, że człowiek bardzo dobrze wyczuwa zapach kokainy i marihuany, więc to nie psy mogłyby pracować na lotniskach, tylko my? Tylko komu z nas chciałoby się spędzać całe dnie na czworakach, wąchając bagaże?
Niższość człowieka wobec zwierząt to jedno z wielu przeświadczeń na temat węchu. Sprawdźmy inne. Czy to prawda, że niewidomi mają lepszy węch?
Często słyszę, że Helen Keller, słynna głuchoniewidoma pisarka, miała wyjątkowy węch. Ale badania dowodzą, że niewidomi wcale nie są bardziej wrażliwi na zapachy. Oni lepiej potrafią je zidentyfikować i zwracają na nie większą uwagę, lecz ich nosy niczym się nie wyróżniają. Mam kolegę, który szkoli twórców perfum, i on mówi, że niewidomi studenci wcale nie są bardziej utalentowani od innych.
A co z paleniem papierosów? Czy ono przytępia węch?
Wydawałoby się to logiczne, nieprawdaż? Jednak z badań wynika, że umiarkowane palenie nie ma większego wpływu na odczuwanie zapachów. Oczywiście, palenie ogromnych ilości papierosów może upośledzić węch, lecz zwykle o wiele większe znaczenie dla stępienia tego zmysłu mają wiek oraz płeć. Palenie może zmniejszyć wrażliwość na niektóre substancje i zwiększyć wrażliwość na inne. Dowodem znowu mogą być perfumiarze – wielu znanych twórców perfum pali lub paliło w przeszłości.
A czy prawdą jest, że kobiety są bardziej wrażliwe na zapachy niż mężczyźni?
To akurat prawda – kobiety lepiej identyfikują zapachy. Właśnie dlatego w przemyśle perfumiarskim testowanie gotowych zapachów najczęściej powierza się kobietom. To taka praca łącznika pomiędzy perfumiarzem, którym najczęściej jest mężczyzna, a konsumentem, polegająca na porównywaniu różnych produktów i ocenianiu ich możliwego sukcesu rynkowego.
Porozmawiajmy teraz o tym, jak zapachy wpływają na nasze życie. Czy nos może kierować naszym zachowaniem i zmieniać nasze osądy?
Tak, to zdarza się cały czas. Zmieniając zapach w pomieszczeniu, można wprawić człowieka w lepszy lub gorszy nastrój, co ma wpływ na jego zachowanie podczas pracy czy egzaminu. Najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy, bo zapachy działają na granicy świadomości, przez większość czasu nie myślimy o nich.
Psycholog i ekonomista, noblista, Daniel Kahneman dowiódł, że nie podejmujemy decyzji, także tych dotyczących finansów w skali mikro i makro, w tak racjonalny sposób, jak nam się to wydaje. Czy zapachy też mają swój udział w tych pułapkach myślenia?
Jest to możliwe, choć celowe wywieranie wpływu na radę nadzorczą jakiejś firmy za pomocą zapachu wydaje się dość karkołomnym zadaniem. Ja w postrzeganiu węchu widzę inny problem. Kahneman dowiódł, że nie jesteśmy tacy racjonalni, jak nam się to wydaje. W przypadku węchu jesteśmy przekonani, że jest całkowicie nieracjonalny i wpływa wyłącznie na nasze emocje. Tymczasem ocena zapachów wymaga udziału świadomości. Na przykład przychodzimy do sklepu i wybieramy szampon. Wąchamy i natychmiast zadajemy sobie mnóstwo pytań: czy to jest ten sam produkt, który mam w domu, czy spodoba się mężowi i dzieciom itd. Te wszystkie pytania aktywują pamięć, wymuszają na nas porównywanie, a to przecież procesy poznawcze, nie emocjonalne. Rozsądek o wiele aktywniej uczestniczy w ocenianiu zapachów, niż nam się wydaje.
Czy podobnie jak szampon, na podstawie zapachu oceniamy innych ludzi?
Tak, i to jest bardzo fascynujący temat. Nie mówię tu tylko o dobieraniu partnerów seksualnych. Okazuje się, że nasz zapach przekazuje mnóstwo informacji, np. o tym, czy jesteśmy zestresowani. W jednym badaniu uczestnicy wąchali próbki potu – część z nich pochodziła od ludzi po wysiłku fizycznym, druga część od osób przeżywających silny stres przed egzaminem. Sam zapach potu był prawie niewyczuwalny. Gdy oglądano w rezonansie magnetycznym mózgi osób biorących udział w badaniu, to okazało się, że wąchanie potu stremowanych studentów pobudzało u nich ośrodek stresu. Taka reakcja nie zachodziła, gdy wąchali pot sportowców. To oznacza, że człowiek dysponuje biologiczną maszynerią pozwalającą przetwarzać mnóstwo zapachowych danych. Węchem możemy poznać np., czy inny człowiek jest zdrowy, czy chory, zrelaksowany czy spięty, czy kobieta ma dni płodne. Reagujemy na zapach innego człowieka – to jest po prostu zakodowane w naszym organizmie. Przecież zdarza się nam, że poznajemy kogoś, ta osoba wydaje się nam fajna, lecz luźna znajomość nie przeradza się w koleżeństwo czy przyjaźń, bo jednak coś w tej osobie nam przeszkadza. I bardzo często to właśnie jej zapach. I nie chodzi o to, że osoba ta nadużywa perfum Drakkar Noir. Takiej awersji nie jesteśmy w stanie przezwyciężyć.
Jeśli naturalny zapach naszego ciała jest tak ważny i przekazuje tyle informacji, po co używamy perfum? Dlaczego w którymś momencie człowiek stwierdził, że coś jest nie tak, że musi swój zapach zamaskować mieszanką wyciągów z kwiatów, wymiocin wieloryba i cieczy spod ogona cywety?
Musimy się zastanowić, czy perfumy rzeczywiście maskują naturalny zapach ludzkiego ciała, czy też może go podkreślają i upiększają. Używamy perfum z tego samego powodu, dla którego robimy tatuaże, malujemy włosy i nosimy kolorowe ubrania. Bo chcemy zwrócić na siebie uwagę. W jednym badaniu ludziom dawano do powąchania trzy próbki: naturalny zapach ciała jakiejś osoby, zapach ciała w połączeniu z dezodorantem zwykle przez tę osobę używanym i wreszcie zapach ciała w połączeniu z innym dezodorantem. Uczestnikom najbardziej podobało się połączenie zapachu osoby z produktem, który sama sobie wybrała. To może świadczyć o tym, że człowiek dobiera dla siebie zapachy, które dobrze zgrywają się z jego własną chemią.
Człowiek to jedyny gatunek, który używa perfum?
Muszę się zastanowić. Hmm, rzeczywiście, może tak być, jeśli nie liczyć psów tarzających się w padlinie. Człowiek używa perfum od zarania dziejów. W najstarszych grobach znajdowane są girlandy kwiatów, to mogły być pierwsze pachnące ozdoby.
Czy zapach może zdradzić nie tylko to, że jesteśmy zestresowani, ale również naszą przynależność narodową?
Tak, przede wszystkim jest to związane z jedzeniem. Bo w każdej kuchni istnieje charakterystyczny zestaw przypraw i produktów. Elizabeth Rozin w „Kuchni etnicznej” pisała, że na zapach i smak Chin składają się sos sojowy, wino ryżowe i imbir.
Dzieciaki bardzo szybko wyłapują te różnice. Gdy chcą dokuczyć innemu dziecku w piaskownicy lub je obrazić, to krzyczą, że śmierdzi.
Dzieci zwracają uwagę nie tylko na narodowość. Kiedy przychodzą pobawić się do kolegi, niezależnie od pochodzenia, też czują inny zapach. Bo każdy dom pachnie inaczej, w zależności od tego, co się tam gotuje, jakich produktów używa się do sprzątania, czy są w nim zwierzęta. Jestem ciekaw, na ile uświadamiamy sobie ten zapach ogniska domowego i na ile jest dla nas ważny. Miliony dolarów są wydawane na odświeżacze i systemy oczyszczania powietrza, a nikt się nie zastanawia, czym faktycznie pachnie dom i jakie znaczenie ten zapach ma dla jego mieszkańców. Nikt tego jeszcze nie badał, a można by stworzyć cały rozdział etnologii i antropologii zapachowej.
Zapachy, z którymi jesteśmy związani, nie ograniczają się do domu. W swojej książce używa pan pojęcia krajobrazu zapachowego.
Ostatnio przeniosłem się z New Jersey do Kolorado niedaleko Gór Skalistych. Różnica jest uderzającą. Powietrze jest tu świeższe, są zapachy, których nie czułem od ponad 20 lat, np. aromat świeżo skoszonego siana. Niedaleko leży miasteczko Greeley, które jest jednym z największych ośrodków hodowli bydła w okolicy i wiatr z jego strony przynosi do mojego domu intensywny zapach krowiego łajna. Nie mam nic przeciwko temu, bo wychowałem się na terenach rolniczych w Kalifornii i wiem, że tak właśnie pachnie ranczo. Ale dla mieszkańców wielkich miast to byłby smród. Moim zdaniem jako społeczeństwo zaczynamy powoli zapominać, jak niektóre rzeczy pachną. Wiele zapachów przecież znika z naszego życia. Kto teraz pamięta zapach terpentyny?
Jeszcze wiele osób. Malarze i każdy, kto używa maści rozgrzewających.
To prawda. Ale zapachy wokół nas się zmieniają i na przykład niektóre opisy literackie dzisiejszej młodzieży nic już nie mówią.
Ale teraz każdy zapach można odtworzyć. Pan kiedyś musiał stworzyć zapach pizzy.
(Śmiech). Tak, pracowałem wtedy w wielkiej firmie Givaudan-Roure, która produkuje składniki perfum i dodatki zapachowe. Zwrócił się do mnie znajomy z Bostonu, który wystawiał współczesną operę. Główną bohaterką była niewidoma dziewczyna i on sobie wymyślił, że widzowie powinni odbierać rzeczywistość tak, jak ona. Spektakl miał odbywać się w całkowitych ciemnościach i miejsca akcji, a jednym z nich była właśnie pizzeria, miały być rozpoznawane po zapachach. Musiałem więc dostarczyć kilka zapachów w aerozolach, by można było je rozpylić nad publicznością w odpowiednim momencie. Firma przyjęła zlecenie i nasi perfumiarze skomponowali aromat pizzy, na który składały się zapachy pomidorów, czosnku, sera i takiej przyprawy śródziemnomorskiej...
Oregano?
O, właśnie. Potem musieliśmy go wypróbować w pomieszczeniu, mieliśmy specjalną halę podzieloną na niewielkie boksy do testowania odświeżaczy powietrza. Testerzy wąchali aromaty pizzy i zgłaszali uwagi, np.: za dużo czosnku, za mało sera. Musiałem iść z tym do perfumiarza i prosić go, by odpowiednio zmienił formułę. Rozmawiałem z nim jak z szefem kuchni. Zresztą w podobny sposób robi się perfumy: róża jest zbyt intensywna, przydałoby się więcej paczuli. I tak testowaliśmy, zmienialiśmy formuły i w końcu wysłaliśmy odbiorcy aerozole z zapachami. Poszedłem na premierę... Cóż, było to trochę żenujące. Brakowało zgrania w czasie: czasem zapach był rozpylany za wcześnie, czasem za późno. Niektóre zapachy nie sprawdziły się w dużym pomieszczeniu. Pod koniec publiczność była mocno poirytowana, a prasa nie zostawiła na spektaklu suchej nitki. Choć dla mnie to był ciekawy eksperyment.
Opera jest chyba jedną z nielicznych rzeczy, której nie udało się skutecznie aromatyzować. Ile jest wart rynek zapachów?
Tylko rynek perfum i wód kolońskich to ponad 20 mld dol. rocznie Resztę trudno ocenić, teraz prawie wszystko jest perfumowane, w mniejszym lub większym stopniu. Zwykle w większym.
Nawet sklepy. Na Uniwersytecie w Waszyngtonie udało się zmierzyć w dolarach wpływ zapachu na sprzedaż ubrań, w prasie pełno artykułów o tym, jak to podstępne supermarkety zmuszają do kupowania większej ilości produktów dzięki zapachowi świeżego chleba. Czy da się za pomocą zapachu zrobić z nas zombi bezmyślnie kupujące wszystko, co wpadnie pod rękę?
(Śmiech). Gdyby za pomocą odrobiny zapachu można było kogoś zaprogramować, byłbym milionerem. Zwiększenie sprzedaży to jedna strona wykorzystania zapachów w marketingu. Zapach również może być częścią marki. Lobby hoteli Westin kojarzy się z dyskretnym aromatem białej herbaty, inne sieci też mają firmowe zapachy. To logiczne: skoro bardzo dba się o szczególny wygląd i atmosferę, dlaczego nie zadbać o zapach.
Dla sprzedaży może mieć znaczenie również brak zapachu.
Przekonał się o tym Starbucks. W pewnym momencie postanowiono trzymać kawę nie w workach, ale pakować próżniowo dla zachowania świeżości i aromatu. W rezultacie z kawiarni zniknął zapach świeżo palonych ziaren, a właśnie jego oczekujemy, kiedy wchodzimy gdzieś, żeby napić się kawy. Z innym problemem zetknęły się puby, bary i kluby po wprowadzeniu zakazu palenia. Zapach papierosowego dymu dobrze wnika w obicia mebli i zasłony i jest długo wyczuwalny. Kiedy ten tytoniowy smrodek w końcu zniknął, nagle pojawiły się inne – za bardzo wyperfumowanych klientów, klientów lekceważących mycie, stęchły zapach rozlanego piwa, które wsiąkło w obicia kanap. Całość potrafiła stworzyć bardzo nieprzyjemną kompozycję, zwłaszcza w klubach nocnych. Wydawałoby się, że zakaz palenia powinien poprawić atmosferę, ale bywa różnie.
Avery Gilbert autor książki „Co wnosi nos? Nauka o tym, co nam pachnie”. Sam nazywa siebie „naukowcem od węchu”. Obronił doktorat z psychologii na Uniwersytecie Pensylwanii, pracował w Monell Chemical Senses Center, instytucie zajmującym się badaniami nad smakiem i węchem, i w dziale badań i rozwoju korporacji Givaudan-Roure, największego na świecie producenta substancji zapachowych. Prowadzi badania nad percepcją zapachu u człowieka, m.in. nad synestezją oraz wpływem zapachów na zachowania konsumenckie