Jeśli zostaną użyte zgodnie z przeznaczeniem, może to oznaczać koniec świata. Samoloty dnia Sądu Ostatecznego to połączenie biblijnej Arki Noego z Gwiazdą Śmierci z „Gwiezdnych wojen”
Maszyna E-4B Nightwatch, nazywana samolotem dnia Sądu Ostatecznego (Doomsday Plane) / Dziennik Gazeta Prawna
Pęknięta opona w bmw wiozącym prezydenta Andrzeja Dudę przyspieszyła rozstrzygnięcie przetargu na zakup 20 samochodów dla rodzimych VIP-ów. Już wiadomo, że rząd jest gotów na nie wydać ponad 8 mln zł. Oficjalna machina zakupów ruszyła, lecz na nowe samoloty pieniędzy już nie starczyło. W Polsce przetargi na maszyny dla najważniejszych osób w państwie od lat nie dochodzą do finału – i nie zmieniła tego nawet katastrofa w Smoleńsku. Dzisiaj MON czarteruje od LOT-u dwa samoloty Embraer 175, a umowa w tej sprawie wygaśnie w 2017 r. Co potem – na razie oficjalnie nie wiadomo.
Każdy kraj ma wyzwania dotyczące ochrony najważniejszych osób w państwie proporcjonalne do swojego znaczenia na gospodarczej i militarnej szachownicy. Z naszej polskiej perspektywy opowieść o tym, jak robią to supermocarstwa, brzmi trochę jak science fiction. Stany Zjednoczone nie tylko utrzymują latający gabinet urzędującego prezydenta na pokładzie Air Force One, ale także nieco mniej znaną flotę samolotów, które zapewne nigdy – oby tak było – nie zostaną użyte do celów, do jakich zostały zaprojektowane. Chodzi o maszynę E-4B Nightwatch, nazywaną samolotem dnia Sądu Ostatecznego (Doomsday Plane).
Wynieść prezydenta na 10 tys.
Co do zasady, każdy samolot Amerykańskich Sił Powietrznych (USAF), na którego pokładzie znajduje się urzędujący amerykański prezydent, otrzymuje oznaczenie Air Force One. To maszyny VC-25A wykonane na zamówienie USAF na bazie cywilnych samolotów Boeing 747-200B Jumbo Jet. Są dwa, a ten, którym lata wiceprezydent, to Air Force Two. Jeden z trzech używanych przez USAF samolotów E-4B Nightwatch może stać się Air Force One (lub Two) w razie wojny albo zagrożenia dla Ameryki.
Ten samolot to połączenie biblijnej Arki Noego z Gwiazdą Śmierci. Stanowi centrum dowodzenia największym światowym mocarstwem z wysokości 10 tys. metrów w razie ataków: nuklearnego, za pomocą broni biologicznej albo serii skoordynowanych zamachów terrorystycznych. Bo mimo że w miejscu bliźniaczych wież WTC stoi dziś imponująca, ponad 540-metrowa Wieża Wolności, nowy symbol Nowego Jorku, obawa przed podobnymi atakami jak w 2001 r. w Ameryce jest wciąż żywa. W przypadku zagrożenia maszyna jest gotowa poderwać się z ziemi w ciągu kilku minut, by ewakuować prezydenta ponad zagrożone terytorium, a tam spróbować oddać mu narzędzia do kontrolowania sytuacji.
Część źródeł podaje, że „nocny strażnik” może przebywać w powietrzu 72 godziny bez lądowania. Inne źródła podają nawet tydzień. Podobnie jak w przypadku klasycznego Air Force One duża część danych tych maszyn jest tajna. – Ograniczeniem dla takich maszyn nie jest wcale ilość posiadanego paliwa, bo są one dostosowane do tego, żeby uzupełniać je podczas lotu. Tak naprawdę prezydencki samolot może przebywać w powietrzu do momentu wyczerpania zapasów oleju dla silników. Najprawdopodobniej projektanci przewidzieli w tym celu dodatkowe zbiorniki – tłumaczy Wojciech Łuczak, wydawca magazynu „Raport – Wojsko Technika Obronność”.
E-4B bez tankowania ma zasięg 12,5 tys. km. Żeby zatankować giganta pod korek, potrzeba dwóch latających cystern KC-135 Stratotanker, z których każda zabiera ze sobą w przestworza prawie 120 tys. l paliwa. Pod względem kosztów użytkowania to najdroższy samolot świata. Nic dziwnego – w dniu Sądu Ostatecznego już raczej się nie oszczędza. Jak podaje portal Business Insider, powołując się na dane USAF, godzina lotu E-4 kosztuje prawie 160 tys. dol. Tańszy w użytkowaniu o 30 tys. dol. za godzinę (chociaż czterokrotnie droższy w produkcji) jest B-2 Spirit, czyli niewidzialny dla radarów bombowiec strategiczny zbudowany w układzie latającego skrzydła. Trzeci na podium pod względem kosztów utrzymania (100 tys. dol. za godzinę) to gigant C-5 Galaxy do międzykontynentalnego transportu żołnierzy i sprzętu. Dla porównania: bezzałogowy predator, którego godzina lotu – np. nad Irakiem w celu likwidacji celów Państwa Islamskiego – kosztuje USAF tylko 1,5 tys. dol. To 106 razy mniej niż samolotu dnia Sądu Ostatecznego.
Groźne dziecko jumbo jeta
Skoro samolot powstał na bazie konstrukcji boeinga 747, to może wydawać się niegroźny. Poczciwy jumbo to zwykle wypchany pasażerami, pękaty czterosilnikowy odrzutowiec, którym latamy na wakacje w odległe rejony świata. E-4B ma jednak tyle wspólnego z pierwowzorem co uzbrojony terenowy hummer na bezdrożach Afganistanu z grzeczną, cywilną odmianą tej marki na bulwarze w Hollywood. Samolot zabezpieczony jest przed skutkami wybuchu jądrowego. Cała awionika, czyli elektronika lotnicza, jest odporna na impuls elektromagnetyczny, który towarzyszy eksplozji jądrowej. Załoga i pasażerowie są chronieni przed radioaktywnym promieniowaniem. Podobnie jak klasyczny Air Force One posiada system antyrakietowy w razie ataku ziemia-powietrze i powietrze-powietrze.
Na pokładzie jest niewielka sala konferencyjna, w której mogą się odbywać narady dowódców najwyższego szczebla. Oprócz prezydenta i załogi na pokładzie jest miejsce dla 110 innych osób. Założenie jest takie, że powinni się tu znaleźć członkowie gabinetu (przede wszystkim sekretarz obrony) i przedstawiciele służb kluczowych dla bezpieczeństwa państwa. Jest tu także miejsce dla uzbrojonego po zęby oddziału specjalnego do ochrony VIP-ów. Na pokładzie E4 Nightwatch nie ma miejsca na luksus. W przeciwieństwie do Air Force One nie znajdziemy tutaj skórzanych kanap, łazienek i barku (według oficjalnych danych). Do spania większość pasażerów ma do dyspozycji ciasne fotele lub składane łóżka.
Gdyby kluczowe sztaby, punkty dowodzenia i ośrodki decyzyjne państwa zostały zniszczone, dowodzenie można przejąć z E-4. Komunikacja wychodząca z samolotu jest szyfrowana. Z pokładu prezydent może kontaktować się z sojuszniczymi rządami i nadawać orędzia do narodu. Przede wszystkim jest w stanie wydawać rozkazy dla sił zbrojnych np. dotyczące kontruderzenia. Samolot ma na pokładzie ponad 65 anten (m.in. w charakterystycznej narośli w górnej części kadłuba – drugim garbie dodanym do jumbo jeta). Służą do kontaktu z ziemią, innymi samolotami i ze wszystkimi rodzajami sił zbrojnych. Samolot może zrzucić z pokładu do oceanu linę o długości 8 km, która jest zakończona nadajnikiem – do nawiązywania kontaktu z atomowymi okrętami podwodnymi.
Pierwsze takie samoloty powstały w latach 70., czyli w czasie zimnej wojny. W sumie zbudowano cztery E-4, w służbie są trzy, które są stale modernizowane. Samoloty dnia Sądu Ostatecznego należą do 55. Skrzydła USAF. Jego dowództwo znajduje się w bazie Offutt w stanie Nebraska. Początkowo domem dla wszystkich E-4 była baza wojskowa Andrews w Maryland pod Waszyngtonem (ta sama, w której nocują obie maszyny nazywane zwyczajowo Air Force One). Ale żeby zmniejszyć ryzyko utraty wszystkich podczas jednego ataku, lotnisko operacyjne dla samolotów dnia Sądu Ostatecznego przeniesiono właśnie do Nebraski. To tutaj odbywają się szkolenia, przeglądy i naprawy samolotów.
Oddział specjalny, który odpowiada za bezpieczeństwo operacji samolotów dnia zagłady, pozostaje w gotowości przez 24 godziny na dobę. Co najmniej raz w tygodniu piloci i żołnierze ćwiczą scenariusz ewakuacji prezydenta, bo do momentu, kiedy rozlegnie się syrena, do startu nie może upłynąć więcej niż pięć minut. W każdym momencie co najmniej jedna z trzech maszyn jest utrzymywana w gotowości do natychmiastowego startu w jednej z amerykańskich (albo sojuszniczych) baz na całym świecie. Gdzie w danym momencie – to tajemnica.
Air Force One się symbolem prezydenckiej władzy podobnie jak Biały Dom i Camp David. Wleciał też do popkultury. W 1997 r. Harrison Ford wcielił się w rolę amerykańskiego prezydenta, który z gołymi rękami i w pojedynkę – jak to w Hollywood – stawia czoła uzbrojonym terrorystom, którzy wdarli się na pokład. Nightwatch nie jest gwiazdą. Jego rola polega na tym, żeby stać w cieniu i szykować się do wojny. W filmie wystąpił bodaj raz – w „Sumie wszystkich strachów” na podstawie powieści Toma Clancy’ego.
Trump i Putin
Kto będzie nowym użytkownikiem Air Force One i potencjalnie też odrzutowca dnia Sądu Ostatecznego, dowiemy się na początku listopada. Ale jak podał portal Aviationist, kilka dni temu, 13 marca, samolot E-6B – to latające centrum dowodzenia dla Marynarki Wojennej – podczas lotu z Offutt do Arkansas otrzymał oznaczenie „Trump”. Portal spekuluje, że nadanie akurat takiej nazwy samolotowi dnia zagłady mogło być żartem kontrolerów ruchu lotniczego. Jednak szanse Donalda Trumpa, kontrowersyjnego polityka republikanów, na zwycięstwo w wyścigu do Białego Domu są coraz większe.
Takich zabawek Ameryce pozazdrościł Kreml. To, że uginająca się pod ciężarem zachodnich sankcji rosyjska gospodarka otrzymała zadanie stworzenie samolotu dnia Sądu Ostatecznego, jest kolejnym dowodem na wzrost napięcia na linii Rosja – Zachód. Co prawda prezydent Władimir Putina ma do dyspozycji własny odpowiednik Air Force One: przebudowaną wersję samolotu pasażerskiego Ił-96-300. Samo wyposażenie wnętrza miało kosztować 40 mln dol. Mimo że stąd prezydent może rozkazać dokonanie ataku jądrowego, to nie jest to jeszcze taki samolot na dzień końca świata, jaki mają Amerykanie.
W drugiej połowie lutego agencja TASS podała, że pierwszy rosyjski samolot dnia Sądu Ostatecznego jest już gotowy. Do tej roli została dostosowana radziecka maszyna Ił-80, czyli rosyjskie powietrzne stanowisko dowodzenia. Podobno samolot został przetestowany pomyślnie na początku grudnia 2015 r. Według przedstawicieli przemysłu obronnego ma on być wprowadzany do gry w warunkach wyłączenia przez przeciwnika części infrastruktury naziemnej, awarii naziemnych linii łączności itd. Służy do zarządzania wojskami lądowymi, marynarką, siłami powietrzno-kosmicznymi i rakietowymi.
Prototyp został pokazany podczas imponującej parady powietrznej nad Moskwą w 2015 r. Pojawiły się wtedy zdjęcia tej maszyny z charakterystyczną nadbudówką w górnej części kadłuba, za kabiną pilotów. W sieci dostępne są efektowne kadry, na których widać tę maszynę nad stolicą Rosji w asyście myśliwców MiG-29. Według rosyjskich mediów tamtejszy resort obrony zamówił też drugi taki samolot.
Czy zbliża się koniec świata? Pojawienie się na niebie powietrznych centrów dowodzenia nie zawsze musi być zapowiedzią wojny i atomowego Armagedonu. Po zakończeniu zimnej wojny, kiedy napięcie międzynarodowe zmalało, samolotom dnia Sądu Ostatecznego przydzielano w Stanach Zjednoczonych dodatkowe zadania, np. powietrznego stanowiska dowodzenia w czasie klęsk żywiołowych. To było wykorzystanie ich możliwości do pomocy ludności cywilnej, a także cenne dodatkowe szkolenie dla załóg. Zdarza się, że podczas wizyt zagranicznych oprócz Air Force One pojawia się też E-4B. Wtedy jest po prostu środkiem transportu dla przedstawicieli rządu Stanów Zjednoczonych. Oby w przyszłości wykorzystywany był tylko w tych celach.