Dokumenty znalezione w domu generała Czesława Kiszczaka nie zmienią najnowszej historii Polski - uważa Aleksander Hall. Historyk i działacz opozycji mówił w Radiu Gdańsk, że pewne fakty z lat 70-tych są dobrze znane. A ocenianie Lecha Wałęsy wyłącznie przez pryzmat tamtych lat jest niesprawiedliwe.

Jak powiedział, to nie były czasy zorganizowanej opozycji, a ludzie byli samotni wobec aparatu represji. "Albo pękali, albo udawali, że jakoś przechytrzą tamtą stronę. Moim zdaniem Wałęsa się wtedy posunął za daleko i pewnie jakieś szczegóły zostaną ustalone, ale to są rzeczy znane przez historyków." Jak dodał, jedni patrzą na to z większą wyrozumiałością i dostrzegają to, co zrobił Wałęsa później, a inni chcą go widziec wyłącznie w tym momencie. "To jest oczywiście niesprawiedliwe" - mówił.

Hall uważa też, że Lech Wałęsa jest zbyt dużym egocentrykiem i to nie wychodzi mu na dobre, obok innych wybitnych cech, np. talentu politycznego. Jak tłumaczył, były prezydent zbyt często mówi "ja zwyciężyłem". I choć prawdą jest , że był "pierwszy" i był przywódcą ruchu , to lepiej wychodziłby na tym, gdyby częściej mówił "my" - tłumaczył Hall.

We wtorek w Warszawie do domu wdowy po Czesławie Kiszczaku wszedł prokurator IPN i dokonał przeszukania. Znaleziono rękopisy, fotografie i maszynopisy.