Urzędnicy nie lubią publicznie pokazywać, co robią i jakie są tego koszty. Prezydent Andrzej Duda obiecywał jawność, ale jej nie stosuje. Jego kancelaria zamówiła cztery opinie prawne w sprawie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. I nie chce ujawnić ani komu zleciła prace, ani jaka jest treść tych opinii.
Umowy o dzieło nr 399/2015, nr 400/2015, nr 401/2015 i nr 412/2015. Wszystkie o niemal identycznej treści. Zawarte między Kancelarią Prezydenta Rzeczypospolitej Polskiej a (tu wymazana nazwa) zwanym dalej „Wykonawcą”. We wszystkich „Wykonawca” zobowiązuje się do sporządzenia opinii prawnej i odpowiedzi m.in. na pytania „Czy przy zgłaszaniu kandydatów na sędziów Trybunału Konstytucyjnego doszło do naruszenia prawa?”, „Czy uchwała Sejmu RP o wyborze Sędziego TK podjęta częściowo na podstawie ustawy o TK, a częściowo na podstawie Regulaminu Sejmu RP jest ważna i skuteczna?”, „Czy Sejm RP następnej kadencji może podjąć uchwałę stwierdzającą brak mocy prawnej uchwały podjętej z naruszeniem prawa przez Sejm poprzedniej kadencji?” Dwie umowy zawarto na 7 tys. zł brutto, dwie na 6 tys. Do tych dokumentów udało się dotrzeć Stowarzyszeniu Sieć Obywatelska Watchdog.
– Walczyliśmy z kancelarią prezydenta Komorowskiego o ujawnienie ekspertyz w sprawie ustaw emerytalnych. Kiedy więc pojawiły się sygnały, że nowy prezydent także zamawiał ekspertyzy, tym razem dotyczące Trybunału Konstytucyjnego, postanowiliśmy o nie wystąpić – opowiada nam Borys Bura z Watchdoga. Szczególnie że prezydent Duda w kampanii podczas debaty z Bronisławem Komorowskim sam dopytywał się o ekspertyzy OFE – dodaje.
Pytanie o ekspertyzy zadano 1 grudnia, a kilka dni później kancelaria odpowiedziała, że żadnych opinii nie zamawiała. W styczniu powtórzyła to jeszcze kilku mediom. Organizacja nie odpuściła i słała kolejne wnioski o dostęp do informacji. 22 stycznia dostała kolejną odpowiedź: ekspertyz nie zamawiano. Ale razem z nią przyszedł skan zawartych na początku grudnia czterech umów. – Jednak odmówiono nam podania nazwisk osób wykonujących zlecenie i samej treści analiz – dodaje Bura. Kancelaria Prezydenta upierała się, że „nie zamawiała opinii i ekspertyz prawnych dotyczących nowelizacji ustawy o Trybunale Konstytucyjnym”. A umowy, które przedstawiła, to jedynie opinie „zamówione w związku z sytuacją związaną z Trybunałem Konstytucyjnym w okresie od 18 października 2015 r.” i jak zapewnia kancelaria, „opinie zamówione przez Kancelarię Prezydenta RP nie miały związku z nowelizacją ustawy o Trybunale Konstytucyjnym”.
– To pokrętne tłumaczenie: opinie dotyczące trybunału, w czasie procedowania nowej ustawy, nie dotyczą tej ustawy. Tym bardziej powinniśmy poznać ich treść – podkreśla Bura. Zdecydowali się złożyć skargę na bezczynność kancelarii do wojewódzkiego sądu administracyjnego, wnioskując o podanie autorów opinii i ich pełnej treści.
Doświadczenia wskazują, że batalia nie będzie łatwa. Ekspertyzy ds. OFE wciąż nie zostały ujawnione. – Ale to nie znaczy, że nie warto walczyć o większą jawność działań urzędników i polityków. Jest też sporo sukcesów. To coraz powszechniej publikowane rejestry umów publicznych, czyli wszelkich wydatków konkretnych urzędów – ocenia Bura.
Chodzi o to, aby urzędy informowały na stronach o umowach zawartych na dostawę usług lub towarów. Nie tylko o wielkich przetargach, ale o wszystkich. Adam Dobrawy, który uruchomił akcję Publiczny Rejestr Umów, opowiada, że sami na ten krok zdecydowali się m.in.: rzecznik praw obywatelskich, resorty rolnictwa i cyfryzacji. Robi tak też coraz więcej samorządów. Wczoraj Urząd Miasta Radomia, wcześniej Łęczna, Złotoryja i Gdańsk uruchomiły rejestry umożliwiające obywatelom śledzenie miejskich wydatków.
– Opublikowaliśmy w sieci wzory dokumentów. Każdy może wystąpić o ujawnienie takiego rejestru. Akcja przybiera formę oddolnego ruchu na rzecz zmian – mówi Dobrawy. W jego ocenie dzięki takim działaniom uruchomiono 500 urzędowych rejestrów, z czego 200 urzędów taki rejestr umów opublikowało na swojej stronie internetowej.
Oczywiście, nie wszystkie instytucje, do których zgłaszają się organizacje pozarządowe czy mieszkańcy, ochoczo ujawniają pełne listy wydatków. Zwykle robią wszystko, by do tego nie dopuścić. – Niektóre twierdzą, że rejestru mieć nie muszą, więc choć mają, nie chcą udostępniać. Inne powołują się na ochronę imion i nazwisk, nie dostrzegając, że standardem staje się udostępnianie takich danych. Jeszcze inne – na tajemnicę przedsiębiorcy, informację przetworzoną – opowiada Dobrawy. Kancelaria Prezydenta odmawiała realizacji tych wniosków, bo spływały do niej ePUAP-em, a ona tego kanału nie używa. Dobrawy doprowadził więc do tego, że kancelaria podpisała umowę z resortem cyfryzacji o uruchomieniu u siebie tej platformy e-administracji do składania wniosków.
W efekcie oporu urzędników coraz częściej walka o jawne rejestry kończy się przed sądami administracyjnymi.
– Od uruchomienia inicjatywy zapadło ponad 20 wyroków dotyczących rejestru umów. Wszystkie w sposób jednoznaczny wskazują na obowiązek ich udostępniania. W samorządach – jeżeli urząd wyda decyzję odmowną, sprawa trafia do samorządowych kolegiów odwoławczych. Tam też osiągamy sukcesy. Niektóre urzędy są tak uparte, że wielokrotnie wydają bezprawne decyzje, a SKO je uchyla – opowiada działacz pozarządowy.
Polscy urzędnicy wciąż do kwestii jawności podchodzą niechętnie. Dobitnie pokazuje to najnowszy indeks Open Government, czyli otwartego rządu, opublikowany przez OECD. Pokazuje on, jak wygląda rządowe wsparcie dla publikowania informacji publicznej, czy jest specjalny portal pokazujący takie dane, czy działa prawo wspierające publikowanie informacji. Niestety wśród 30 ocenianych państw znaleźliśmy się na miejscu przedostatnim. Po nas jest tylko Turcja, która w ogóle nie prowadzi takich działań.
Przez Sejm właśnie przeszła ustawa o dostępie do informacji publicznej. Na pewno ułatwi obywatelom korzystanie z części tego typu danych, np. meteorologicznych, statystycznych czy archiwalnych. Ale nie do informacji o tym, jakie prace – i jeszcze komu – zlecają urzędnicy. To już zależy tylko od ich woli. Lub od wyroków sądowych. ©?
Jest ponad 20 wyroków o rejestrze umów: sądy nakazują je udostępniać
Co to jest „watchdog?”
„CO to jest jakaś bezczelna »sieć obywatelska WATCHDOG«? KTO daje im zlecenia na prawicę? Gdzie te »PSY« spały przez ostatnie 8 lat?” – oburzała się posłanka Krystyna Pawłowicz na Facebooku po opublikowaniu przez Sieć Obywatelską Watchdog Polska faktur PiS ze spotkania Jarosława Kaczyńskiego z Viktorem Orbanem.
Stowarzyszenie w nazwie nawiązuje do „strażniczych” organizacji pozarządowych zajmujących się monitorowaniem działań podejmowanych przez instytucje publiczne. Z angielskiego nazywane są „watchdogami”– „psami stróżującymi”.
Ich historia w Polsce sięga PRL i powstania w 1982 r. Komitetu Helsińskiego, który miał kontrolować przestrzeganie praw człowieka.
Prekursorem działalności strażniczej jest również ruch ekologiczny, który zaczął działać pod koniec lat 80. Pod koniec lat 90. organizacje strażnicze zainteresowały się problemem korupcji, a od kilku lat szczególnie mocno dostępem do informacji publicznej.