Czy nidzicki pensjonat Zielona Owieczka trafi kiedyś na karty podręczników historii, trudno powiedzieć, lecz jego najsławniejsi goście mają na pewno takie ambicje. Viktorowi Orbánowi w sumie już się to udało. Bo niewielu węgierskich przywódców potrafiło tak radykalnie zmienić swój kraj. Jarosław Kaczyński do tej pory snuł wiele strategicznych wizji, lecz ich realizacja przedstawiała się zdecydowanie gorzej. Dopiero teraz ma w swoim ręku dość władzy, by rządzić skutecznie. A gorączkowy pośpiech wskazuje, jak bardzo mu tego brakowało.
Wywołuje to jednak spory niepokój UE. Komisja Europejska wszczęła nawet procedurę ochrony państwa prawa. Co polega głównie na obserwowaniu, czy jest ono przestrzegane w kraju poddanemu nadzorowi. Jeśli nie, wówczas może zapaść decyzja o (jak na razie bliżej nieokreślonych) sankcjach.
„Unia Europejska nie powinna myśleć o wprowadzaniu jakichkolwiek sankcji przeciwko Polsce, bo to wymagałoby pełnej jednomyślności, a Węgry nigdy nie poprą żadnych sankcji przeciwko Polsce” – oświadczył po powrocie z Nidzicy Orbán. Dając do zrozumienia, podczas rozmowy na antenie publicznego radia, że będzie starał się na forum unijnym osłaniać reformy planowane przez lidera PiS. Premier Węgier od dłuższego czasu usiłuje na arenie unijnej występować w roli znaczącego gracza, mającego wpływy dużo powyżej potencjału polityczno-ekonomicznego małego kraju. Mobilizując swych wyborców przypominaniem o mocarstwowej przeszłości państwa Madziarów.
Pamięć o polskiej mocarstwowości jest równie żywa. Podobnie jak o przyjaźni miedzy dwoma narodami. Można więc założyć, iż w Zielonej Owieczce toczyły się też rozmowy na temat wspólnego budowania nowego porządku w Europie Środkowej. Co Polska i Węgry, dwaj bratankowie, próbowali robić już niejeden raz w przeszłości, nie zawsze z dobrym dla siebie skutkiem. Bo gdy się chce dołączyć do mocarstw, każdy większy błąd może być ostatnim.
Złudny geniusz Bolesława
„Skoro więc Kazimierz pożegnał się z tym światem, syn jego pierworodny, Bolesław, mąż hojny a wojowniczy rządził królestwem polskim. Byłby on na pewno dorównał swymi czynami czynom przodków, gdyby nie kierował nim pewien nadmiar ambicji i próżności” – zapisał Gall Anonim. Średniowieczny kronikarz pisał swoje dzieło kilkadziesiąt lat po upadku Bolesława II Śmiałego, acz wiele wskazuje, że miał rację.
Książę po wstąpieniu na tron postanowił zerwać z polityką ojca, który uznawał zwierzchność cesarza Rzeszy. Co wynikało z pragmatyzmu, bo Kazimierz Odnowiciel zawdzięczał cesarzowi Henrykowi III niemal wszystko. Dzięki jego protekcji mógł wrócić z wygnania i odzyskać tron, otrzymał niemiecką pomoc podczas walk o zjednoczenie państwa, wreszcie cesarz nie interweniował, gdy Kazimierz odbił Śląsk z rąk Czechów. Cesarz wziął na siebie rolę arbitra i rozstrzygnął, iż ziemie te pozostaną przy Polsce, w zamian za trybut płacony przez Odnowiciela Pradze.
Tak Henryk III budował na wschód od granicy Niemiec grupę stabilnych państw, które ją zabezpieczały. Jednocześnie dbając, żeby nie urosły na tyle w siłę, aby zagrozić pozycji Rzeszy. Kazimierz Odnowiciel nigdy więc otwarcie nie próbował zrzucić jarzma wasala, natomiast sukcesywnie wzmacniał państwo i budował koalicję mniejszych krajów. Jednym z elementów tej polityki stało się zapewnienie w Krakowie azylu pretendentowi do węgierskiego tronu, księciu Beli. Co więcej, Kazimierz oddał mu swoją siostrę za żonę, planując, iż w przyszłości dzieci z rodu Piastów przejmą koronę Arpadów.
Dobry czas ku temu nastał po 1056 r., gdy zmarł Henryk III, a rządy w imieniu małoletniego Henryka IV sprawowała matka. Wprawdzie dwa lata później umarł Kazimierz Odnowiciel, ale jego syn Bolesław II Śmiały postanowił już otwarcie poukładać na nowo porządki w Europie Środkowej. Jako klucz do sukcesu postrzegał ścisły sojusz z Węgrami. Jego zawiązanie nastąpiło w dość nietypowy sposób. Nowy władca Polski zorganizował wyprawę na państwo Madziarów. Poprowadził ją książę Bela, który w 1060 r. koronował się w Budzie na króla.
Bolesław II, mając na południu sprawdzonego przyjaciela, przez następne lata usiłował umocnić pozycję Polski. Odbił od Rusi Grody Czerwieńskie i odmówił płacenia Czechom trybutu za Śląsk. Kiedy Henryk IV usiłował interweniować, Bolesław wsparł powstanie Sasów, które wybuchło na terenie Rzeszy. Dzięki niemu cesarska ekspedycja karna na wschód pozostała jedynie w sferze planów. Zmiana układu sił na wschodzie Starego Kontynentu zdawała się zbliżać nieuchronnie. Młody cesarz wdał się dodatkowo w spór z papieżem Grzegorzem VII o przywództwo nad chrześcijańskim światem. Następca św. Piotra sięgnął wówczas po najcięższą broń i obłożył Henryka IV klątwą. Korzystając z okazji, Bolesław Śmiały poparł papieża i ostatecznie wypowiedział posłuszeństwo cesarzowi, za co otrzymał z Rzymu królewska koronę. Ogarniętej wojną domową Rzeszy groził rozpad, a opuszczony przez sojuszników cesarz musiał pojechać w styczniu 1077 r. do Kanossy. Nałożywszy wór pokutny, stał trzy dni na mrozie pod murami zamku. Błagając przebywającego tam papieża o zdjęcie klątwy.
Gdyby Grzegorz VII nie uległ, najpewniej historia Polski potoczyłaby się zupełnie inaczej. Jednak doradcy papieża przekonali go do okazania łaski. Czego potem srodze żałował, bo Henryk IV potrafił uczyć się na błędach. Kiedy tylko odzyskał wpływy, powołał antypapieża i wyprawił się na Rzym. Pozbawiony władzy Grzegorz VII musiał uciekać. W tym czasie Bolesław Śmiały, nie oglądając się na niekorzystne zmiany następujące na Zachodzie, parł do nowych podbojów. Zupełnie bez zwracania uwagi na to, iż zbyt potężny król wcale nie był w smak polskim możnowładcom. Do tego jeszcze wśród duchowieństwa dominowali Niemcy.
Niestety średniowieczne kroniki nie naświetlają dość dokładnie, jak przebiegał zamach stanu. Wedle Wincentego Kadłubka Bolesław II poczuł się zdradzony po dezercji części swoich oddziałów, gdy wyprawił się z nimi na Ruś. „Żali się, iż nie tyle opuścili go oni wśród wrogów, ile dobrowolnie na pastwę wrogów wydali, domaga się przeto głowy dostojników, a tych, których otwarcie dosięgnąć nie może, dosięga podstępnie” – opisywał Kadłubek w „Kronice Polskiej”. Biskup krakowski Stanisław miał ponoć wystąpić w obronie dezerterów, więc król w 1079 r. skazał go na poćwiartowanie. Natomiast Gall Anonim sugeruje udział biskupa Stanisława w spisku zorganizowanym przez Niemców i Czechów.
Poćwiartowanie wpływowego duchownego, najprawdopodobniej na dziedzińcu Wawelu, wznieciło antykrólewskie powstanie. Walkę o tron Śmiały przegrał i musiał wraz z żoną i synem uchodzić na Węgry. Gdzie schronienia udzielił mu król Władysław Święty. Bolesław zapewne liczył, że syn Beli I, a zarazem jego kuzyn, pomoże mu odzyskać władzę. Niestety zupełnie przy tym nie zwrócił uwagi, że w nowej sytuacji powinien okazać gospodarzowi należny szacunek. „Ja go za lat pacholęcych wychowałem w Polsce, ja go osadziłem na tronie węgierskim. Nie godzi się więc bym mu ja, jako równemu cześć okazywał, lecz siedząc na koniu, oddam mu pocałunek, jak jednemu z książąt” – tak opisywał powitalne spotkanie monarchów Gall Anonim. „Węgrzy wszelako owo zajście głęboko i na trwałe w sercu zapisali. Wielką ściągnął na siebie Bolesław nienawiść Węgrów i jak mówią, przyśpieszył tym swoją śmierć” – dodawał kronikarz.
Czy akurat pogardliwe potraktowanie gospodarza spodowodowało, że w kwietniu 1082 r. skrytobójczo zgładzony byłego króla, nie sposób dziś powiedzieć. Równie dobrze zabójców mógł nasłać cesarz lub Czesi. W każdym razie pierwsza próba wprowadzenia polsko-węgierskich porządków w Europie Środkowej zakończyła się spektakularną klęską.
Pragmatyzm Kazimierza
Zjednoczona przez Władysława Łokietka Polska, zresztą w bardzo okrojonym kształcie, mogła szybko zakończyć żywot. Na północy rósł w siłę Zakon Krzyżacki, który opanował Pomorze Gdańskie i miał zamiar dalej powiększać swoje terytorium. Na południu o przejęciu polskiej korony marzył król Czech Jan Luksemburski. Łokietek miał mrowie nieprzyjaciół i znikomą liczbę sojuszników. Pragmatycznemu politykowi, jeśli chciał przetrwać, nie pozostawało nic innego, tylko zaprzyjaźnić się z którymś z wrogów. Wybór padł na Węgry, gdzie władzę w 1310 r. objął Karol Robert I.
„Urodą rzadką między ludźmi celował, i darem roztropności wszystkich dawniejszych królów przewyższał, i zarówno od swoich, jak i obcych wielbiony był i poważany” – pisał Jan Długosz o pierwszym władcy z rodu francuskich Andegawenów na węgierskim tronie. Monarcha początkowo nie okazywał życzliwości Łokietkowi, lecz sytuacja zmieniała się w 1314 r., gdy Janowi Luksemburskiemu zamarzyło się wykreowanie cesarza Rzeszy. Pragnął, aby prestiżowy tytuł przejął Ludwik IV Bawarski. Władca Węgier natomiast wolał cesarzem uczynić przedstawiciela niezbyt wpływowego rodu Habsburgów.
Stara zasada, że wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, zadziałała i w tym przypadku. Łokietek szybko znalazł wspólny język z przeciwnikiem Jana Luksemburskiego, dzięki czemu zyskał sojusznika. Chcąc scementować współpracę z Andegawenami, postanowił wydać za Karola Roberta swoją córkę Elżbietę. Ślub urządzano w 1320 r. zaraz po koronacji Łokietka, który w końcu zdobył upragniony tytuł króla Polski.
Oba pociągnięcia polityczne przyniosły znakomite efekty. Wedle praw ustanawianych przez Madziarów w ich państwie królewska małżonka była drugą co do ważności osobą. Pod nieobecność Karola Roberta to Elżbieta Łokietkówna wydawała rozkazy dworowi i urzędnikom. Posiadała nawet własną kancelarię, przygotowującą tylko dla niej stosowne akty prawne. Dzięki jej pieczy polsko-węgierska przyjaźń okazała się nadzwyczaj trwała. Nie naruszyła jej nawet afera, jaką sprowokował dziewiętnastoletni brat królowej Kazimierz. Władysław Łokietek posłał syna w 1329 r. do Budy, by tam uczył się sztuki dyplomacji, a także uczestniczył w budowaniu sojuszu przeciw Zakonowi Krzyżackiemu. Młody królewicz, którego żona, litewska księżniczka Aldona została w kraju, spotkał na dworze szwagra Klarę Zach. Dziewczyna – jak opisuje Jan Długosz – „wybijając się niezwykłą pięknością, łatwo przewyższała inne wdziękiem”. Żeby ją uwieść, udawał obłożnie chorego, zaś królowa Elżbieta, chcąc pomóc zakochanemu, zaprosiła swą dwórkę do komnaty brata, po czym wyszła. „Wymówiwszy jakieś słowa pozorne (...) a dziewicę Klarę u książęcia Kazimierza zostawiła na zgwałcenie, uważając je za niewielki występek i mniemając, że nawet nikt o nim wiedzieć nie będzie i że bynajmniej nie nadweręży dobrej sławy Klary” – twierdzi Długosz w swojej kronice. Jednak Klara opowiedziała o wszystkim ojcu, a ten postanowił się zemścić. Gdy Karol Robert wraz żoną i niewielką świtą przebywał na zamku Zachów pod Wyszehradem, gospodarz przygotował zemstę. Podczas biesiady Felicjan Zach wraz z synem i pachołkami zaatakował dostojnych gości. „Król Karol w rękę otrzymał krwawą, jednakże nie bardzo szkodliwą ranę, Elżbieta zaś królowa u ręki prawej, którą zwykła była sieroty i ubogich żywić, nędzarzów wspomagać, szaty i ozdoby kościelne wyszywać i inne pobożne wypełniać uczynki, cztery utraciła palce” – opisuje Długosz. Ale królewskie straże obezwładniły zamachowców i wkrótce cały ród Zachów trafił na szafot.
Opowieść o gwałcie królewicza Kaźmierza, przekazana przez Długosza, mogła być jednak tylko plotką, rozpowszechnianą przez wrogów, którzy przygotowali zamach. Sojusz polsko-węgierski komplikował plany strategiczne zarówno króla Czech, jak i Zakonu Krzyżackiego. Dzięki niemu po objęciu władzy Kazimierz Wielki mógł na tyle skutecznie szachować Jana Luksemburskiego, że na zjeździe w Wyszehradzie w 1335 r. uzyskał od niego zrzeczenie się pretensji do polskiej korony. Acz w zamian musiał zapłacić spore odszkodowanie. Natomiast Karolowi Robertowi za udzielone wsparcie król Kazimierz zrewanżował się układem stanowiącym, że jeśli nie będzie miał męskiego potomka, wówczas Andegawenowie przejmą koronę Piastów. Co nie było czymś szczególnie dziwnym, skoro miał ją nosić syn Elżbiety Łokietkówny.
Korzyści ze ścisłej współpracy z Madziarami Kazimierz Wielki czerpał przez cały okres panowania. Wprawdzie nie udało mu się odzyskać Pomorza Gdańskiego, ale mając wsparcie południowych sąsiadów i papiestwa, zawarł z Zakonem pokój w Kaliszu. Co od 1343 r. gwarantowało Polsce bezpieczeństwo północnej granicy. To z kolei pozwoliło ostudzić apetyt Luksemburgów na ziemie polskie, a jednocześnie podbić Ruś Halicko-Wołyńską.
Sojusz z Węgrami stał się jeszcze mocniejszy, kiedy na tronie w Budzie zasiadł Ludwik Andegaweński, zwany też Węgierskim. To jemu w 1355 r. Kazimierz Wielki zagwarantował specjalnym traktatem polską koronę, jeśli nie doczeka się syna. W zamian Ludwik Węgierski słał posiłki Polakom w czasie podboju Rusi Halickiej, a także wspierał wuja, gdy ten starał się zostać czołowym rozgrywającym w polityce europejskiej.
Bez konsumpcji profitów
„Zaprosił na ucztę do swego domu pięciu królów i wszystkich książąt, panów i gości” – tak Jan Długosz rozpoczyna opis uczty, jaką bajecznie bogaty kupiec Mikołaj Wierzynek wyprawił we wrześniu 1364 r. „Kiedy uzyskał od monarchów pozwolenie, żeby porozdzielał miejsca królom według własnego uznania, pierwsze i znaczniejsze miejsce kazał zająć królowi polskiemu Kazimierzowi, drugie królowi rzymskiemu i czeskiemu Karolowi, trzecie królowi Węgier, czwarte królowi Cypru, a ostatnie królowi Danii, biorąc pod uwagę, że wobec żadnego z królów nie jest zobowiązany do większej czci, jak w stosunku do swego pana, króla polskiego Kazimierza” – dodaje polski kronikarz.
Zaś francuski poeta Wilhelm de Machaut, który przybył z cesarskim dworem na biesiadę, odnotował: „A jak zostali ugoszczeni, uczczeni, obsłużeni i podejmowani chlebem, winem, wszelkimi rodzajami pożywienia i napojów, wszelkim ptactwem, rybami i innymi gatunkami mięs – szalony byłby, kto by o to wszystko pytał, bo nie powinno się pytać o to, ponieważ niepodobna na takie pytania odpowiedzieć: tak zostali wspaniale ugoszczeni”.
Legendarna uczta, która na trwałe zapisała się w historii, przypieczętowała triumf jej faktycznego gospodarza, czyli Kazimierza Wielkiego, a także sojuszniczych Węgier. Monarcha wcześniej wziął na siebie rolę mediatora w konflikcie, który narastał między cesarzem Karolem IV Luksemburskim a królem Madziarów. Ludwik Andegaweński uparcie usiłował wpływać na politykę wewnętrzną w Rzeszy, promując ród Habsburgów jako przeciwwagę dla Luksemburgów. Kazimierz z kolei odgrywał rolę „dobrego policjanta” promującego pokój. A jednocześnie starając się tak rozsądzać spory (najczęściej we współpracy z papieżem), żeby wyciągnąć dla swojego kraju najwięcej korzyści. Co z kolei nie przeszkadzało Ludwikowi Węgierskiemu, skoro w przyszłości miał przejąć polską koronę.
Negocjacje trwały dwa lata, a ich finał nastąpił podczas zjazdu w Krakowie. Oprócz cesarza, władców Polski, Węgier i Cypru (współcześni historycy negują obecność króla Danii) przybyli na Wawel także margrabia brandenburski Otto Wittelsbach, margrabia Moraw Jan (brat cesarza) oraz książęta: Ziemowit IV Mazowiecki, Bolko II Świdnicki, Władysław Opolski, Bogusław V Słupski. Stawił się też nuncjusz papieski Jan. Czyli wszyscy kluczowi politycy Europy Środkowej. Zaś Kazimierz zręcznie rozdawał karty, dbając o to, by każdy czuł się doceniony. Orszaku cesarza wypatrywał milę od bram Krakowa na czele znamienitego komitetu powitalnego. Na swój widok obaj monarchowie zsiedli z koni i wyściskali się jak bracia. Wedle relacji kronikarzy król Polski ronił łzy wzruszenia. Jeśli wziąć pod uwagę, że tak cieszył się na widok przedstawiciela rodu Luksemburgów, który przez stulecie zagrażał integralności Polski i chciał zrzucić z tronu kolejnych Piastów, należy przyznać, iż był znakomitym aktorem. Zjazd władców potwierdził jego dyplomatyczny geniusz. Wszyscy obecni przyjęli do wiadomości ustalenia pokojowe między Andegawenami a Luksemburgami oraz zaakceptowali powstanie w przyszłości unii polsko-węgierskiej. Co więcej, król Cypru Piotr de Lusigan i nuncjusz papieski wymusili na cesarzu deklarację udziału w wojnach z Turcją, zagrażających przede wszystkim Węgrom. Kazimierz Wielki postarał się też olśnić zagranicznych gości wspaniałym turniejem rycerskim oraz inauguracją działalności pierwszego uniwersytetu w tej części Europy – Akademii Krakowskiej (nazwanej później Jagiellońską).
W tej powodzi sukcesów brakowało jednego elementu przypieczętowującego ich trwałość. Kazimierz Wielki nie doczekał się męskiego potomka. Pod koniec życia adoptował wnuka Kaźka Słupskiego, chcąc uczynić z niego kolejnego króla. Ale po śmierci monarchy testament został sądownie obalony przez radę królewską. Możnowładcy woleli widzieć na tronie Ludwika Węgierskiego, zwłaszcza iż musiał on, w zamian za potwierdzenie praw do korony, nadać im spore przywileje. Teoretycznie unia polsko-węgierska stawała się największym z mocarstw Europy Środkowej. Jednak Ludwik, chcąc zachować kontrolę nad Madziarami, stale rezydował w Budzie. Rządy w jego imieniu sprawowała w Polsce Elżbieta Łokietkówna, a po jej śmierci drogi obu państw zaczęły się rozchodzić.
Dla Węgrów kluczową sprawą stało się powstrzymanie ekspansji Turcji. Natomiast Polska wybrała kurs na rozprawę z Zakonem Krzyżackim, a to oznaczało konieczność sojuszu z Litwą. Co zamiast unii polsko-węgierskiej przyniosło na kilkaset lat unię polsko-litewską. Za jej sprawą najważniejszym obszarem w polityce zagranicznej kolejnych królów Polski był wschód Europy. Wprawdzie kilkakrotnie próbowano reaktywować związki z Węgrami, lecz nie trwały one zbyt długo. Pechowy monarcha Władysław III Warneńczyk zginął, bo zanadto uwierzył, iż może rozbić turecką potęgę. Z kolei Stefan Batory dbał o interesy Rzeczpospolitej, a to oznaczało skupienie się na polityce wschodniej.
Pomimo rozluźnienia kontaktów, a potem upadku korony św. Stefana, którą przywłaszczyli sobie Habsburgowie, pamięć o współpracy między oboma nacjami nigdy nie osłabła. Przez stulecia braterstwo polsko-węgierskie trwało jako zupełnie altruistyczne uczucie, niemające większych związków z interesem politycznym. Nie naruszyły go żadne wydarzenia, nawet to, że podczas II wojny światowej Polska znalazła się w obozie alianckim, a Węgry zostały sojusznikiem III Rzeszy. Być może ów fenomen wynika z przekonania, iż oba narody miały w Europie najwięcej do powiedzenia wówczas, gdy działały w sojuszu.