Państwo Islamskie stoi za dzisiejszym zamachem w Stambule - tak twierdzą tureckie władze. Zamachowiec-samobójca wysadził się w popularnej wśród turystów dzielnicy Sultanahmet niedaleko Błękitnego Meczetu. W ataku zginęło dziesięciu turystów, w tym ośmiu Niemców, a piętnaście osób zostało rannych.

Tureccy śledczy twierdzą, że zamachowca udało się zidentyfikować po fragmentach zwłok. Miał nim być 28-letni Syryjczyk, choć niektóre media twierdzą, że mężczyzna urodził się w Arabii Saudyjskiej. Napastnik nie był notowany na listach tureckich sił bezpieczeństwa i miał ostatnio przyjechać do Turcji z Syrii.

Ankara twierdzi, że zamachowiec działał na zlecenie Państwa Islamskiego. „Walka z Państwem Islamskim, które przeprowadziło atak, będzie kontynuowana z pełną determinacją. Nie cofniemy się ani na krok. Będziemy walczyć tak samo, jak walczymy z każdą organizacją terrorystyczną” - zapowiada turecki premier Ahmet Davutoglu. Zatelefonował on już z kondolencjami do niemieckiej kanclerz Angeli Merkel. Wśród turystów przyjeżdżających do Turcji największą grupę stanowią właśnie Niemcy. W 2014 roku było ich ponad 5 milionów.

Po zamachu zebrał się turecki sztab kryzysowy, a tureckie władze wydały mediom zakaz relacjonowania wydarzeń. Dotyczy to także mediów społecznościowych.
Kilka miesięcy temu Turcja włączyła się w wojnę domową w sąsiedniej Syrii. Tureckie władze przeprowadzają m.in. masowe aresztowania osób, podejrzanych o powiązania z Państwem Islamskim. W ubiegłym roku w Turcji doszło do dwóch zamachów przypisywanych radykałom. W eksplozjach w Suruc i w Ankarze zginęło ponad 130 osób.