Partia prezydenta François Hollande’a zaskakująco dobrze poradziła sobie w drugiej turze grudniowych wyborów regionalnych we Francji. Zwłaszcza w kontekście faktu, że trzy i pół roku po zaprzysiężeniu Hollande’a na urząd prezydenta wszystko wskazuje na to, że nie uda mu się spełnić przedwyborczej obietnicy poprawy sytuacji ekonomicznej do 2017 r. Stopa bezrobocia przekracza obecnie 10 proc., a poziom długu publicznego jest bliski 100 proc. PKB.
Gdy prawicowa partia opozycyjna Republikanie wygrała w siedmiu nowo utworzonych regionach, socjalistyczna większość po trzech dotkliwych porażkach z rzędu (w wyborach do rad miejskich i Parlamentu Europejskiego w 2014 r. oraz do departamentów w 2015 r.) utrzymała przywództwo w pięciu. Największej porażki doznała nacjonalistyczna partia Marine Le Pen, Front Narodowy (FN). Pomimo zdobycia w pierwszej turze wyborów pozycji lidera w sześciu na 13 regionów, ostatecznie przegrała w każdym z nich.
Wynika to w dużej mierze z decyzji Hollande’a, który skoncentrował uwagę kampanii wyborczej na bezpieczeństwie i jedności narodowej, reprezentowanych przez tzw. front republikański, czyli taktyczny sojusz partii centrowych zawiązywany w celu uniemożliwienia sukcesów wyborczych Frontu Narodowego. Doskonałym wyrazem potencjalnego zasięgu poszukiwanej jedności był bezprecedensowy, niemalże jednomyślny wynik głosowania z 19 listopada 2015 r. nad przepisami zmieniającymi zasady wprowadzania stanu wyjątkowego, podczas którego sprzeciw wyraziło zaledwie sześciu spośród 577 deputowanych, a jeden wstrzymał się od głosu.
W komentarzu do wyników wyborów premier Francji Manuel Valls podkreślił, że koncentracja na zapewnieniu bezpieczeństwa i wezwanie do jedności narodowej były jedynymi możliwymi kierunkami dla rządu. Jakkolwiek skuteczna mogła się wydawać na pewnym etapie strategia prezydenta Hollande’a, odwróciła ona jedynie uwagę od utrzymującego się od dawna trendu wzrostu popularności FN i zwiększyła dodatkowo niepewność co do przebiegu przewidzianych na 2017 r. wyborów prezydenckich.
Skupienie uwagi rządu na kwestii bezpieczeństwa może jedynie służyć odwróceniu uwagi od wzmacniającego się buntu na lewicy spotęgowanego liberalnym zwrotem prezydenta Hollande’a, którego dokonał na początku 2014 r. Brak jedności socjalistów można było faktycznie zaobserwować jeszcze przed grudniowymi wyborami. Nasiliły się wówczas poważne spory wewnętrzne co do wyłonienia kandydatów na listy wyborcze. Nie udało się też znaleźć satysfakcjonującego kompromisu z naturalnymi sojusznikami, jakimi były Partia Zielonych czy Front Lewicy. Powodem, dla którego te partie zdecydowały się ostatecznie głosować przeciwko Frontowi Narodowemu, było zagrożenie zwycięstwem FN w połowie francuskich regionów.
Podział na francuskiej lewicy nasilał się od miesięcy. Doskonałym przykładem były dyskusje, które towarzyszyły wypracowywaniu porozumienia przed lipcowym szczytem europejskim. Wielu polityków lewicy – aby powstrzymać potencjalne wyjście Grecji ze strefy euro – pomimo wstępnego poparcia porozumienia nazywało mechanizm jego przyjęcia mianem antydemokratycznego. Co więcej, forsując nowe reformy gospodarcze, prezydent Hollande napotkał poważne trudności w mobilizacji własnej większości.
Pomimo tego, że partiom umiarkowanym po raz kolejny udało się powstrzymać Front Narodowy od objęcia władzy, front republikański może się przyczynić do wzrostu przekonania wśród wyborców FN o istniejącej przepaści między umiejętnością konsolidacji głosów na rzecz partii a jej faktyczną reprezentacją w strukturach państwowych. FN udało się rzeczywiście dokonać znacznego postępu. Przy ponad 6,8 mln głosów, które przełożyły się na poparcie 15,1 proc. uprawnionych do głosowania i 27,1 proc. wszystkich głosujących, FN osiągnął najlepszy wynik w swojej 43-letniej historii.
Chociaż partii Le Pen nie udało się zdobyć żadnego z foteli prezydenckich na poziomie regionów, trzykrotnie zwiększyła liczbę przedstawicieli, którzy obejmą stanowiska w radach regionów, obsadzając 358 z 1757 wszystkich foteli. FN przeciwny polityce oszczędnościowej z sukcesem przyciągnął głosy klasy pracującej, osiągając 35 proc. wśród rolników i samozatrudnionych oraz 43 proc. wśród zatrudnionych w przemyśle. Podobnie stało się w grupie wiekowej 18–24 lata, która w 35 proc. głosowała na narodowców. Mimo że frekwencja w wyborach prezydenckich jest tradycyjnie znacznie wyższa i wynosi około 80 proc. w porównaniu do 50–55 proc. w wyborach regionalnych, wyniki wyraźnie pokazują, że szanse Marine Le Pen wejścia do drugiej tury wyborów prezydenckich są wysokie.
Z kolei apel socjalistów o stworzenie wyborczego sojuszu przeciw skrajnej prawicy może w znaczącej mierze zmniejszyć motywacje wyborców do głosowania na tradycyjne partie, zaburzając jednocześnie rezultaty wyborów. Po ogłoszeniu wyników wiceprzewodnicząca Republikanów Nathalie Kosciusko-Morizet przyznała, że jej partia nie zwyciężyłaby w co najmniej dwóch regionach, gdyby nie decyzja PS o wycofaniu po pierwszej turze wyborów swoich kandydatów z wielu list regionalnych w celu udaremnienia sukcesu Frontowi. We Francji do drugiej tury wyborów przechodzą kandydaci partii, które w pierwszej turze uzyskały co najmniej 10 proc. głosów.
Przesunięcia głosów między pierwszą i drugą turą wyborów pokazały, że sukces wyborczy Republikanów, którzy przejęli większość regionów, jest więc pozorny. Przyjęcie takiej strategii odbyło się również kosztem wyborców samego PS, pozbawiając partię przedstawicielstwa w tych regionach na najbliższe sześć lat. Z kolei Republikanie w kwestii przyjęcia startegii politycznej Partii Socjalistycznej „wszyscy przeciwko Frontowi Narowemu” byli podzieleni. Ilustruje to na przykład kontrast między próbami Nicolasa Sarkozy’ego przyciągnięcia elektoratu FN przez przyjęcie twardego stanowiska w sprawie bezpieczeństwa, polityki migracyjnej i problematyki tożsamości narodowej a stanowiskiem adwersaży z jego własnej partii, którzy bardziej obawiają się wzmocnienia partii Le Pen niż samego frontu republikańskiego.
Stawiając czoła radykalizacji obywateli i ośrodków politycznych we Francji, sukces i zasadność frontu republikańskiego Hollande’a zależą od jego umiejętności zapewnienia sobie odpowiedniego poziomu samodzielności od narzucanych przez UE ograniczeń budżetowych, koniecznego do budowania bezpieczeństwa wewnętrznego kraju. Takie przesłanie płynęło wprost z jego listopadowego wystąpienia; zawiązanie przymierza na rzecz bezpieczeństwa w celu zwiększenia środków finansowych i osobowych niezbędnych do walki z terroryzmem, które weźmie górę nad paktem na rzecz stabilności, którego celem było zmniejszenie poziomu deficytu. W obecnej sytuacji tego typu stanowcze wypowiedzi będą się powtarzać, szczególnie w tych obszarach, gdzie dotychczas Unii Europejskiej brakowało decyzyjności i reaktywności