Viktor Orban ograniczył kompetencje sędziów, ale nieprecyzyjna konstytucja powodowała, że oprócz oceniania legalności ustaw zajmowali się oni w praktyce tworzeniem prawa.
Jednym z najczęściej stawianych Viktorowi Orbanowi zarzutów jest to, że po przejęciu władzy wiosną 2010 r. ograniczył kompetencje Trybunału Konstytucyjnego. Nowa, obowiązująca od 2011 r. konstytucja Węgier faktycznie zmniejsza uprawnienia tej instytucji, ale wysuwanie z tego powodu wniosków, iż to przejaw autorytarnych zapędów premiera, jest nadużyciem. Jego krytycy pomijają bowiem kontekst transformacji tego kraju po roku 1989.
Węgry były ostatnim postkomunistycznym krajem Europy Środkowo-Wschodniej, który po zmianie ustrojowej przyjął całkowicie nową konstytucję. Do 2010 r. obowiązywała ta z 1949 r., która oczywiście była wielokrotnie nowelizowana – najczęściej w latach 1989–1990, gdy m.in. powołano właśnie Trybunał Konstytucyjny. Ponieważ nowelizowanie konstytucji miało być jedynie rozwiązaniem przejściowym do czasu stworzenia nowej, ustawa była w wielu miejscach niedoskonała, nieprecyzyjna, a nawet zawierała istotne luki.
W związku z tym automatycznie wzrosła rola trybunału, który nie tylko oceniał zgodność ustaw z konstytucją, ale wobec braku przepisów regulujących niektóre aspekty funkcjonowania państwa faktycznie też tworzył prawo. Dodatkowymi czynnikami wpływającymi na jego silną pozycję są brak izby wyższej w parlamencie i bardzo ograniczone kompetencje prezydenta. O znaczeniu trybunału świadczy to, że w latach 1990–1993 zakwestionował aż jedną trzecią wszystkich przyjętych ustaw.
W 2010 r. kierowana przez Orbana koalicja Fideszu i chrześcijańskich demokratów zdobyła ponad dwie trzecie miejsc w parlamencie, co według węgierskiego premiera dało mu mandat do całkowitej przebudowy państwa. Najbardziej wymiernym tego przejawem było przyjęcie nowej konstytucji. Nie oceniając całości tego dokumentu, trudno nie zauważyć, że w porównaniu z dotychczasową jest ona bardziej spójna i całościowa. Utrzymywanie Trybunału Konstytucyjnego jako dodatkowej instytucji faktycznie stanowiącej prawo przestawało mieć uzasadnienie.
Nie sposób jednak nie zauważyć politycznego kontekstu zmian. Pod koniec 2010 r., a więc jeszcze przed przyjęciem nowej konstytucji, w związku z trudną sytuacją finansową kraju i planem nałożenia specjalnych podatków na niektóre branże, pozbawiono trybunał możliwości unieważniania ustaw okołobudżetowych w czasie, gdy dług publiczny przekracza 50 proc. PKB (co oznacza, że w przewidywalnej przyszłości tego nie odzyska).
Orban wiedział, że jego projekt przebudowy państwa może zostać zakwestionowany przez Trybunał Konstytucyjny. Zwłaszcza że większość sędziów była nominowana przez rządzących wcześniej socjalistów, zatem nowa konstytucja była pretekstem do ograniczenia przeszkód we wspomnianej przebudowie. Bez zmian pozostał sposób wybierania sędziów do trybunału, czyli większością dwóch trzecich deputowanych. Zmieniono za to sposób wyłaniania przewodniczącego – zamiast sędziowie spośród siebie, teraz robi to parlament. Zwiększono liczbę sędziów w trybunale z 11 do 15, co wraz z upływem kadencji trzech dotychczasowych spowodowało, że skład stał się bardziej przychylny obozowi rządzącemu. Wydłużono przy okazji ich kadencję z 9 do 12 lat (z możliwością jednej reelekcji), co pozwala utrzymać ten przychylny skład na dłużej. Ograniczono listę podmiotów, które mogą składać wniosek o zbadanie zgodności ustawy z konstytucją do jednej czwartej deputowanych, rządu i rzecznika praw podstawowych.
Bardziej przychylny dla obozu rządzącego skład sędziowski oraz ograniczenie możliwości składania wniosków nie spowodowały jednak, że trybunał przestał kwestionować przyjmowane ustawy. Orban znalazł jednak na to sposób. Kilkakrotnie po zakwestionowaniu jakiejś ustawy przez trybunał Fidesz wykorzystał większość dwóch trzecich w parlamencie i nowelizował konstytucję, po czym ponownie przyjmował bez żadnych zmian sporną ustawę.