Wczoraj rozpoczęła się seria spotkań z najważniejszymi politykami UE i USA.
Dzisiejsza wizyta szefa ukraińskiej dyplomacji Pawła Klimkina w Brukseli nie będzie należała do najłatwiejszych. Unia Europejska jest coraz bardziej zaniepokojona postępami reform nad Dnieprem. Z drugiej strony na kolejne odłożenie wejścia w życie umowy stowarzyszeniowej (DCFTA) naciskają Rosjanie.
– Nie bierzemy pod uwagę, żeby tym razem mogło im się to udać. To byłaby katastrofa także dla samej Unii – mówi DGP ukraiński dyplomata. Wczoraj gotowość do implementacji umowy potwierdził szef Komisji Europejskiej (KE) Jean-Claude Juncker podczas spotkania z prezydentem Petrem Poroszenką. W ubiegłym roku Rosjanom udało się przekonać Brukselę do tego, by wejście w życie DCFTA odłożyć do 1 stycznia 2016 r. Oficjalnym pretekstem była obawa o kłopoty rosyjskich przedsiębiorstw, faktycznym – niechęć Rosji do jakichkolwiek postępów eurointegracyjnych mniejszego sąsiada. Kwestie związane z wdrożeniem umowy będą dziś omawiane na spotkaniu delegacji ukraińskiej, unijnej i rosyjskiej.
Poza tym Klimkin spotka się z czworgiem unijnych komisarzy zaangażowanych w proces integracyjny, w tym komisarzem ds. rozszerzenia Johannesem Hahnem. Austriak nie ukrywa rozczarowania tempem przemian na Ukrainie, więc minister z pewnością usłyszy sporo cierpkich słów. – Nie będziemy finansować reformy korpusu urzędniczego, dopóki nie będzie jej koncepcji. Ukraińska władza musi to wreszcie zrozumieć. Potrzebujemy konkretów, których obecnie brakuje – mówił Hahn w niedawnej rozmowie z „Jewropejśką Prawdą”, dodając, że jeśli takie konkrety się pojawią, UE jest gotowa się nawet dorzucić do finansowania pensji pracowników służby cywilnej.
To charakterystyczny cytat, bo pokazuje zmianę podejścia Brukseli do wspierania Ukrainy pieniędzmi. – W przeszłości zbyt często finansowaliśmy obietnice. Teraz jesteśmy gotowi finansować jedynie rezultaty – dowodził Hahn. Nie tylko ze względu na opóźnienia w realizacji obietnic. Także na Zachód płyną bowiem doniesienia ukraińskich dziennikarzy, mówiące o nieprawidłowościach w wydatkowaniu zachodnich pieniędzy. Tak jak w przypadku 1,6 mln euro od rządu niemieckiego, które według dokumentów zostały przeznaczone m.in. na prace budowlane na Krymie w II i III kw. 2014 r., choć półwysep jeszcze w pierwszym kwartale dostał się pod rosyjską okupację.
Znacznie opóźniony w stosunku do pierwotnych zapowiedzi jest zaś m.in. proces dostosowywania ukraińskiego prawa do warunków wysuwanych przez Brukselę w związku ze zniesieniem wiz. W listopadzie Rada Najwyższa przegłosowała co prawda kolejny pakiet ustaw, w tym przyjęty dopiero za piątym podejściem zakaz dyskryminacji w miejscu pracy ze względu na orientację seksualną, jednak według początkowych nadziei porewolucyjnych władz Ukraińcy już teraz mieli wjeżdżać do państw strefy Schengen tylko na podstawie ważnego paszportu. W połowie grudnia KE przedstawi kolejny raport na temat postępów Ukrainy (i Gruzji) na drodze do zniesienia wiz. Johannes Hahn wierzy, że Ukraina zdąży przed jego publikacją z wywiązaniem się ze swoich zobowiązań i komisja uzna, że plan działań został wykonany.
Rozpoczęta wczorajszymi rozmowami Poroszenki w Paryżu i dzisiejszymi spotkaniami Klimkina w Brukseli ukraińska ofensywa dyplomatyczna będzie kontynuowana w przyszłym tygodniu, gdy do Kijowa przyleci wiceprezydent Stanów Zjednoczonych Joe Biden. Amerykanie szczególnie interesują się odbywającą się reformą policji oraz rosnącą niestabilnością koalicji rządzącej. A ponieważ zgodnie z ukraińskim prawem w grudniu mija okres ochronny dla rządu Arsenija Jaceniuka (odwołanie premiera może nastąpić najwcześniej rok po zaprzysiężeniu rządu), wizyta Bidena jest interpretowana także jako pretekst do konsultacji, kto, kiedy i na jakich warunkach mógłby zastąpić coraz bardziej niepopularnego szefa rządu.