Skrajna lewica może wymuszać na nowo wybranym premierze Antonio Costa duże ustępstwa. Koniec trwającego siedem tygodni powyborczego pata w Portugalii nie oznacza końca obaw o stabilność finansową tego kraju.
Nowym premierem został przywódca socjalistów Antonio Costa, ale jego rząd będzie zależny od trzech małych ugrupowań skrajnej lewicy.
W wyborach parlamentarnych 4 października centroprawicowa Partia Socjaldemokratyczna (PSD), która przez ostatnie cztery lata z coraz lepszym skutkiem wyprowadzała Portugalię z kryzysu, zdobyła wprawdzie najwięcej głosów, ale straciła bezwzględną większość w parlamencie. Dotychczasowy premier Pedro Passos Coelho pozostał na stanowisku na czele rządu mniejszościowego, ale po 11 dniach po jego ponownej nominacji Partia Socjalistyczna porozumiała się z trzema partiami skrajnej lewicy i odrzucając program nowego rządu, doprowadziła do jego upadku.
Wywodzący się z PSD prezydent Anibal Cavaco Silva niechętnie odnosił się do perspektywy objęcia władzy przez ugrupowania, które w kampanii zapowiadały odejście od polityki oszczędnościowej, i przeciągał negocjacje, ale ostatecznie po uzyskaniu od Costy zapewnień co do sześciu kluczowych spraw desygnował go we wtorek na premiera. Będzie on kierował mniejszościowym gabinetem Partii Socjalistycznej, który mają wspierać Blok Lewicy, czyli ugrupowanie zbliżone do greckiej Syrizy, partia komunistyczna i blisko współpracujący z nią Zieloni.
To właśnie ich wsparcie budzi spore obawy co do przyszłości. O ile sami socjaliści w kampanii wyborczej zapowiadali poluzowanie polityki oszczędnościowej i wspieranie wzrostu gospodarczego, ale zachowując przy tym odpowiedzialność budżetową, o tyle skrajna lewica o tym ostatnim już nie wspominała. Na dodatek opowiada się ona za wyjściem Portugalii z NATO. Dlatego też prezydent Cavaco Silva zażądał od Antonio Costy obietnicy, że rząd będzie przestrzegał unijnych zasad dyscypliny budżetowej, dbał o równowagę finansową i wywiązywał się ze zobowiązań w zakresie obronności. Opinie, jak to będzie wyglądało w praktyce, są podzielone.
– Rynki finansowe nie są zaniepokojone lewicowym rządem, bo ich zdaniem główne europejskie ustalenia nie są zagrożone. Ten rząd nie będzie mieć nic wspólnego z Syrizą w Grecji. Partia Socjalistyczna jest proeuropejska, więc nie ma takich obaw – mówi Reutersowi Filipe Silva, analityk z Banco Carregosa. Faktycznie, rynki przyjęły nominację Silvy spokojnie, bo i w przypadku giełdy w Lizbonie, i rentowności obligacji ruchy były we wtorek nieznaczne. Jednak Marco Protopapa, analityk banku J.P.Morgan, napisał w komentarzu: „Uważamy, że ten lewicowy rząd może się okazać relatywnie krótkotrwały. Nie będziemy zaskoczeni, jeśli słabsze dane makroekonomiczne będą wymagać podjęcia dodatkowych kroków oszczędnościowych już na początku 2016 r. W efekcie to może być pierwszy krytyczny moment dla stabilności rządu”.
To, że socjaliści oraz wspierające ich ugrupowania są dość odlegli programowo i może to powodować problemy z przeforsowaniem niektórych ustaw, jest tylko częścią problemu. Inną jest to, że skrajna lewica może wymuszać na premierze zbyt duże ustępstwa, szczególnie że ma do tego środki. W 230-osobowym parlamencie Partia Socjalistyczna ma tylko 86 deputowanych i bez 36 głosów trzech ugrupowań skrajnej lewicy nie będzie w stanie wiele zdziałać.
Stawką zaś jest to, by nie zaprzepaścić efektów czterech lat zaciskania pasa. W 2011 r. Portugalia stała się trzecim – po Grecji i Irlandii – państwem strefy euro, które musiało skorzystać z unijnej pomocy finansowej. Pod względem skuteczności podjętych działań Lizbonie bliżej jest do Dublina niż Aten. Portugalia już w zeszłym roku wyszła z programu pomocowego i wróciła na rynek obligacji. Według jesiennej prognozy Komisji Europejskiej w tym i przyszłym roku jej gospodarka będzie rosnąć po 1,7 proc., a w 2017 r. – o 1,8 proc. PKB. W tym roku deficyt budżetowy ma zejść do poziomu 3 proc. PKB, co, biorąc pod uwagę, że w szczytowym okresie kryzysu przekraczał 10 proc., jest sporym osiągnięciem. Nastąpiła też poprawa na rynku pracy – bezrobocie, które kilka lat temu wynosiło 17,4 proc., dziś jest już poniżej 12 proc. To, że zakończył się okres powyborczej niepewności, gospodarce powinno pomóc, ale nowy rząd musi mieć świadomość, że złymi decyzjami wciąż łatwo jej zaszkodzić.