Ruch na naszych granicach z Ukrainą, Białorusią i Rosją rośnie. Ale brakuje inwestycji, by był sprawny. 17,7 mln osób przekroczyło naszą granicę z Ukrainą w 2014 r., a w pierwszych dziesięciu miesiącach tego roku, jak wynika z najnowszych danych Straży Granicznej, już ponad 15,2 mln.
Również na odcinkach granicznych z Białorusią i Rosją z roku na rok są notowane rekordy zainteresowania. Łącznie w 2014 r. przez naszą wschodnią granicę przemieściło się 33 mln osób i 14,2 mln samochodów, a w tym roku już jest to 25 mln osób i 10,4 mln aut. Dla porównania: w 2010 r. było to 20 mln podróżnych i 10 mln pojazdów.
Za tym wzmożonym ruchem nie nadążają inwestycje na drogowych przejściach granicznych. Wprawdzie nie ma już kilkudziesięciogodzinnych kolejek tirów (po części także z powodu rosyjskiego embarga na polskie towary), ale to nie znaczy, że ruch jest płynny i szybki.
Sytuacji na przejściach przyjrzała się Najwyższa Izba Kontroli, jak sama zaznacza – po sygnałach o nieprawidłowościach. Nie tylko dokładnie sprawdziła dokumentację przejść granicznych (skontrolowano lata 2010–2013, których dotyczył rządowy program wzmocnienia przejść granicznych), ale także uruchomiła internetową ankietę adresowaną do podróżnych.
Według kontrolerów NIK „zmiany w ich (przejść – red.) funkcjonowaniu nie zachodzą? w dostatecznie szybkim tempie”. Kolejki i wielogodzinne oczekiwanie nie zostały wyeliminowane. 52 proc. ankietowanych odpowiedziało, że podczas przekraczania przez nie granicy wystąpiły przestoje w pracy polskich służb granicznych, tj. okresy, gdy na żadnym z pasów przeznaczonych do odprawy granicznej faktycznie jej nie dokonywano, chociaż widać było oczekujące pojazdy. Blisko dwie trzecie spotkało się z sytuacją, że polskie służby graniczne nie prowadziły odpraw na wszystkich istniejących pasach, mimo że pojazdy oczekiwały na odprawę. Ponad 40 proc. poskarżyło się na przypadki naruszenia „porządku kolejkowego” bez skutecznej reakcji polskich służb granicznych, a co szósty, że spotkał się z niekulturalną obsługą na granicy.
– Żeby nie być nadto krytycznym, warto jednak podkreślić, że obecnie obsługa jest o wiele lepsza niż jeszcze kilka lat temu. Już do nas nie trafiają skargi choćby na wymuszenia korupcyjne – zastrzega Krzysztof Mrozek z Fundacji Batorego, która od lat prowadzi monitoring wschodniej granicy. – Nie znaczy to, że jest idealnie. Wręcz przeciwnie: jest sporo problemów, głównie organizacyjnych. Związanych z małą liczbą przejść i pracowników na przejściach – dodaje ekspert.
NIK wskazuje, że na przejściach brakuje specjalistycznych pojazdów. Nie wszędzie funkcjonują tzw. zielone korytarze, czyli specjalnie wydzielone i skomunikowane pasy dla osób, które deklarują, że nie mają nic do oclenia. Jak przyznaje zapytany przez nas resort spraw wewnętrznych, zielone korytarze mamy dwa – na przejściach Korczowa i Grzechotki. Inny zarzut: do dziś nie zdołano zebrać pełnej obsady na przejściach granicznych. Według MSW liczba pograniczników w zależności od przejścia sięga od 89 do 94 proc. docelowego zatrudnienia.
Ale największym problemem jest po prostu za mała liczba przejść, szczególnie tych dla pieszych. Na granicy z obwodem kaliningradzkim i z Białorusią to kwestia braku współpracy z sąsiadami. Ale nie lepiej jest i na granicy z Ukrainą. – Jeszcze przed Euro 2012 planowano zbudować i wyposażyć tu 6 nowych przejść. Dotąd udało się dobudować jedynie 3 – podkreśla Jakub Łoginow, twórca akcji społecznej „Piesze przejścia graniczne”. – A piesze przejścia mamy tylko dwa. Choć ich stworzenie to nie są ogromne koszty. Przykładowo w Dołhabychowie, gdzie zaadaptowano do tego nieużywany terminal autobusowy, wystarczyło wydać 30 tys. zł – opowiada nasz rozmówca.