Dobierając skład Rady Ministrów, Jarosław Kaczyński i Beata Szydło musieli godzić różne środowiska w Prawie i Sprawiedliwości, a także poza tą partią. Na razie wydaje się, że znów można zameldować wykonanie zadania. Doniesienia o sporach i o tym, że coś odbywało się za plecami pani prezes, są wyssane z palca. Beata Szydło ma wszelkie możliwe poparcie – zapewnił Jarosław Kaczyński
Nie wiadomo, czy to rząd na cztery lata, ale na pewno ma zagwarantować Prawu i Sprawiedliwości dobry start oraz płynne przejęcie władzy od Platformy Obywatelskiej. Premierem, tak jak zapowiadano w kampanii wyborczej, będzie Beata Szydło. – To zgodna wola wyborców partii i także pana prezydenta – przekonywał Jarosław Kaczyński.
Kandydatka na premiera sama przedstawiła proponowany skład gabinetu. Uwagę zwracają gesty zarówno pod adresem żelaznego elektoratu partii, jak i świata gospodarki. Propozycja, by prezes banku BZ WBK Mateusz Morawiecki został wicepremierem i ministrem rozwoju, a Anna Streżyńska kierowała resortem cyfryzacji, ma pokazać, że PiS nie jest hermetyczny i sięga po ekspertów spoza polityki. – To ludzie z dużym dorobkiem zawodowym. Dobry rząd takie osoby przyciąga. Streżyńska sprawdziła się, gdy pełniła funkcję publiczną (była prezesem Urzędu Komunikacji Elektronicznej – red.) – podkreśla politolog prof. Rafał Matyja.
Nominacja Mateusza Morawieckiego jest istotna, bo PiS planuje eksplozję inwestycji, które mają nakręcić rozwój gospodarczy. A do tego chce realizować program zakładający zwiększenie wydatków na rodzinę, zdrowie i politykę społeczną. Osoby takie jak Morawiecki czy też Paweł Szałamacha, kandydat na ministra finansów, mają gwarantować, że nie będzie się to odbywało kosztem niekontrolowanego wzrostu deficytu. – Morawiecki w 2010 r. był w Radzie Gospodarczej premiera Tuska. Z punktu widzenia rynków działa jak środek uspokajający hamujący palpitację – twierdzi jeden z polityków PiS. Podobnie jest w przypadku Anny Streżyńskiej, która ma się zajmować jedną z najtrudniejszych dziedzin. Te nominacje mają pokazać, że w kwestiach gospodarczych ewentualne obawy o to, co zrobi nowy rząd, są bezpodstawne i będzie on obliczalny.
Z drugiej strony nominacje takie jak Antoniego Macierewicza na szefa MON czy Mariusza Kamińskiego na koordynatora służb mają zadowolić tradycyjnych wyborców PiS, dla których ci politycy są symbolami. Macierewicz będzie jednym z najbardziej wpływowych polityków rządu. Jego resort w kolejnych latach będzie miał do wydania blisko 100 mld zł na zakup uzbrojenia, co często splata się z polityką zagraniczną. Z kolei Mariusz Kamiński ma objąć reaktywowany urząd ministra koordynatora do spraw służb specjalnych i być może przekształcić go w resort ochrony państwa. Zbigniew Ziobro w resorcie sprawiedliwości to już bezpośrednie odwołanie do lat 2005–2007, gdy PiS rządził Polską po raz pierwszy. Świadczy o tym powtórzona wczoraj przez Beatę Szydło zapowiedź połączenia funkcji ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
Część nominacji jasno wskazuje, że przy obsadzie większości resortów rozstrzygający był głos Jarosława Kaczyńskiego.
Choć PiS zdobył samodzielną większość, to zarówno skład rządu, jak i proces jego tworzenia trochę przypomina schemat znany z budowy gabinetów koalicyjnych. – To rząd eklektyczny kilku idei, które lepiono w dość skomplikowany sposób. Z jednej strony to próba postawienia na sprawny zespół gospodarczy po stronie przychodowej i utrzymania wiarygodności Polski, z drugiej to logika partyjna. No i wreszcie trzeci element – uwzględnienie części propozycji personalnych Beaty Szydło, by nie miała wrażenia, że całość gry jest poza nią – podkreśla politolog Rafał Matyja.
Rząd ekspertów?
Gabinet zasiliła grupa ministrów zaproszona do rządu ze względu na swój autorytet i umiejętności. Ich nominacje mają gwarantować fachowość podejmowanych decyzji i jednocześnie zapewniać środowiska zawodowe, z których się wywodzą, że PiS nie popełni rażących pomyłek w rządzeniu. Te osoby to Mateusz Morawiecki i Anna Streżyńska, ale też minister zdrowia Konstanty Radziwiłł. Oni znaleźli się w rządzie nie tylko dlatego, że PiS chce zrobić dobre wrażenie na wyborcach, ale te nominacje są kluczowe także z punktu widzenie celów, jakie mają zrealizować. Strategicznym jest przyspieszenie rozwoju polskiej gospodarki i przestawienie jej na bardziej innowacyjne tory. Będzie to w dużej mierze zależało od tego, jak spiszą się Mateusz Morawiecki i jego zastępca Jerzy Kwieciński w swoim resorcie, a Anna Streżyńska w swoim. Z kolei minister Radziwiłł ma zadanie znaczącego podniesienia jakości ochrony zdrowia, do czego drogą ma być rewolucja w finansowaniu i przejście na system budżetowy.
Merytoryczni politycy
Tak można określić najliczniejszą grupę ministrów. Jan Szyszko, minister środowiska, i Krzysztof Jurgiel, szef resortu rolnictwa, już kierowali wspomnianymi instytucjami – w czasie pierwszych rządów PiS 10 lat temu. W tym gronie są też wiceministrowie z poprzedniego gabinetu PiS: Elżbieta Rafalska, Dawid Jackiewicz czy Paweł Szałamacha. W opozycji odpowiadali merytorycznie za prace klubu PiS w kilku obszarach. Paweł Szałamacha np. był jednym z autorów gospodarczego programu PiS i jednym z bliskich współpracowników Beaty Szydło. Większość resortów jest obsadzona właśnie w ten sposób. Część z nich, jak Ministerstwo Pracy Elżbiety Rafalskiej, Ministerstwo Edukacji Anny Zalewskiej czy Ministerstwo finansów Pawła Szałamachy, będzie resortami frontowymi obok eksperckich, bo to na nie spadnie realizacja najgłośniejszych punktów programu PiS. Rafalska będzie odpowiadała za wdrożenie programu 500 zł na dziecko, Zalewska za likwidację gimnazjów i zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków, a Szałamacha musi myśleć, jak podnieść kwotę wolną, a jednocześnie zapewnić pieniądze na resztę pomysłów PiS.
Politycznej układanki nie zabrakło
Konstruując rząd, czołowi politycy PiS musieli wziąć pod uwagę nie tylko wewnętrzne tarcia i frakcje oraz ambicje swoich członków. Ważne było także to, że w parlamencie znaleźli się politycy Solidarnej Polski oraz Polski Razem. Politycznie ten manewr się opłacił (głosy umiarkowanie prawicowego elektoratu nie były rozproszone tak jak lewicowego w przypadku Sojuszu Lewicy Demokratycznej i Partii Razem), ale teraz władzą trzeba się podzielić. – To rząd równowagi, jeśli chodzi o relacje koalicyjne, czyli de facto rząd koalicyjny. To ma pokazywać, że PiS jest poważnym parterem, który dotrzymuje zobowiązań – zauważa politolog Rafał Chwedoruk. Między innymi dlatego stanowisko wicepremiera, ministra nauki i szkolnictwa wyższego dostał Jarosław Gowin, prezes Polski Razem. Jest to resort, który nie leży w głównym obszarze zainteresowania PiS, stąd więc zapewne partia oddała go bez większego żalu.
Solidarnej Polsce, którą tworzą ludzie będący do 2011 r. w PiS, przypadły dwa kluczowe stanowiska. Beata Kempa zostanie szefową Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Z kolei Zbigniew Ziobro, prezes Solidarnej Polski, wraca do gmachu Ministerstwa Sprawiedliwości w Alejach Ujazdowskich, którym kierował już w latach 2005–2007. Jego popularność potwierdził bardzo dobry wynik wyborczy (startując z ostatniego miejsca w Kielcach, otrzymał prawie 70 tys. głosów). W czasach poprzedniego rządu współtworzonego przez PiS to on stał się jedną z twarzy walki z przestępczością. Zasłynął m.in. słowami: „Już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie będzie”, które wygłosił o znanym kardiochirurgu. Po przegranej sprawie cywilnej musiał jednak lekarza przepraszać.
Jest i jądro
Podobnym symbolem stała się także postać posła Mariusza Kamińskiego, który był inicjatorem Centralnego Biura Antykorupcyjnego, a funkcję szefa CBA przestał pełnić dopiero w 2009 r. (po dwóch latach rządów PO). Wtedy prokuratura postawiła mu zarzuty przekroczenia uprawnień w aferze gruntowej. W tym roku sąd I instancji skazał go na 3 lata pozbawienia wolności. Wyrok nie jest prawomocny. Przez wielu zwolenników PiS Kamiński postrzegany jest jako szeryf, który niesprawiedliwie zostaje oskarżany przez tych, których tropił. Teraz ma zostać koordynatorem ds. służb specjalnych, czyli poprawić kooperację oraz w pewien sposób sprawować kontrolę m.in. nad CBA czy ABW. Jeden z rozmówców DGP związanych ze służbami wskazuje, że w związku z wyrokiem może mieć problemy z uzyskaniem uprawnień do dostępu do informacji niejawnych, a załatwienie tej sprawy może zająć kilka miesięcy. Nie wydaje się, by był to jednak problem poważny. Kolejną ikoną, postacią dla wielu kontrowersyjną jest Antoni Macierewicz, który ma zostać ministrem obrony narodowej. W gorących komentarzach tuż po ogłoszeniu składu przyszłego rządu politycy odchodzącego gabinetu właśnie tego polityka krytykowali najczęściej. Na wyborców liberalnych Macierewicz działa jak czerwona płachta na byka. O ile sprawy listy Macierewicza, czyli opublikowania spisu polityków zarejestrowanych przez komunistyczną Służbę Bezpieczeństwa jako tajni współpracownicy, większość wyborców już nie pamięta, o tyle likwidacja Wojskowych Służb Informacyjnych oraz działalność w zespole parlamentarnym badającym katastrofę smoleńską jeszcze niedawno rozpalały opinię publiczną. Jednak dla tych, którzy wierzą, że w Smoleńsku doszło do zamachu, jest to polityk kluczowy. W sprawach wojskowych Macierewicz ma doświadczenie, ponieważ był wiceministrem obrony w latach 2006 i 2007 oraz szefem Służby Kontrwywiadu Wojskowego. Zasiadał także w sejmowej komisji obrony narodowej.
Choć oczywiście cały rząd tworzą politycy prawicy, których zaakceptować musiało kierownictwo PiS, to kilku z nich cieszy się szczególnym zaufaniem prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Na pewno jest to Adam Lipiński, który ma zostać ministrem w KPRM ds. kontaktów z parlamentem. Jest to jeden ze współtwórców zarówno Porozumienia Centrum, jak i Prawa i Sprawiedliwości. Człowiek Kaczyńskiego do zaufanych misji i kontrolowania partii. MSW ma objąć inny z zaufanych prezesa, w przeszłości także członek PC, Mariusz Błaszczak. Ma za sobą doświadczenie samorządowe oraz pracę jako szef KPRM. Od pięciu lat przewodniczył Klubowi Parlamentarnemu PiS, co oznacza, że współpraca z Jarosławem Kaczyńskim od lat układa mu się dobrze. W tak newralgicznym resorcie zmiany będzie przeprowadzać osoba, której w żaden sposób nie da się podejrzewać o nielojalność.
Szybki rząd na chwilę?
To, czy gabinet Beaty Szydło będzie rządem na całą kadencję, czy tylko na kilka miesięcy, będzie zależało do tego, jak w nowej sytuacji ułoży się model współpracy między premier Szydło a prezesem Kaczyńskim. To prezes panuje nad partią, czyli politycznym zapleczem rządu. – Jeśli prezes powie: pani premier, w tych trzech kwestiach proszę konsultować decyzje, w reszcie zostawiam pani swobodę, to może to być dobry model, ale jeśli premier nigdy nie będzie wiedziała, za co będzie oceniona, jakie są kryteria i od czasu do czasu będzie miała nieprzyjemną rozmowę z prezesem ocierającą się o dymisję rządu, to byłby to model katastrofalny – zauważa Rafał Matyja. Zdaniem Rafała Chwedoruka do zmiany premiera może dojść także wtedy, gdy pojawią się zagrożenia np. w sytuacji międzynarodowej.
– Wówczas naturalna będzie potrzeba silnego przywództwa. Silnym przywódcą jest Jarosław Kaczyński – zauważa Chwedoruk.
Rząd Beaty Szydło będzie prawdopodobnie najszybciej powołanym gabinetem w historii III RP. Minęło 16 dni od wyborów, a jest bardzo realne, że zaprzysiężenie nowego gabinetu nastąpi jeszcze w tym tygodniu, czyli etap budowania nie przekroczy 20 dni od daty wyborów. Do tej pory dwa najszybciej powołane rządy to ekipy Leszka Millera w 2001 r. oraz Donalda Tuska w 2007 r. Obu liderom przygotowanie składu rządu zajęło 26 dni od wyborów.

To prezes Kaczyński kontroluje zaplecze rządu i w każdej chwili może dokonać w nim zmian