Przez lata Bukareszt był stolicą kraju uważanego za najbardziej skorumpowany w całej Unii Europejskiej. Teraz to jedyne państwo, które niemal na masową skalę posyła za kratki urzędujących polityków.
Aktywność rumuńskiej służby antykorupcyjnej / Dziennik Gazeta Prawna
Za kilka dni ma ruszyć proces urzędującego premiera Rumunii. Victor Ponta jest podejrzany o fałszowanie dokumentów, współudział w praniu brudnych pieniędzy i unikanie płacenia podatków. W stan oskarżenia szef rządu został postawiony w efekcie działań Narodowej Dyrekcji Antykorupcyjnej (DNA).
Premier przekonuje, że sprawa ma podłoże polityczne. Niewielu Rumunów jednak w to wierzy. Zarzuty dotyczą lat 2007–2008, kiedy polityk prowadził kancelarię adwokacką. Według DNA z Pontą współpracował również były minister finansów Darius Vâlcov i oligarcha Dan Şova. Ten ostatni miał wyprowadzać pieniądze ze spółek energetycznych z udziałem skarbu państwa Rovinari i Turceni. Şova był również przez lata faworytem Ponty. Trzy razy piastował stanowiska ministerialne.
DNA to obecnie najbardziej wpływowa instytucja w kraju. Mimo ataków na nią ze strony świata polityki i biznesu jest stawiana przez Komisję Europejską za wzór walki z korupcją dla całego regionu Europy Południowej. Skalę działania DNA widać na liczbach: w ubiegłym roku Dyrekcja doprowadziła do postawienia w stan oskarżenia niemal 1200 osób, głównie przedstawicieli rumuńskich elit. Z tego ponad 800 skazano. W tym roku w ciągu dziewięciu miesięcy oskarżono 15 członków parlamentu i dziewięciu wysokich rangą urzędników na szczeblu wojewódzkim. W wyniku działania DNA za kratki trafił m.in. były postkomunistyczny szef rządu Adrian Năstase, były minister ds. małych i średnich firm Gheorghe Copos, oligarcha i polityk Gigi Becali czy były minister obrony Victor Babiuc.
Mimo postawienia szefa rządu w stan oskarżenia Ponta nadal pracuje na swoim stanowisku. W parlamencie nie udało się przeforsować wotum nieufności, które odsunęłoby go od władzy. Jeszcze do niedawna przypadek Ponty nie miałby racji bytu. Rumunia była w czołówce najbardziej zainfekowanych korupcją państw Unii Europejskiej, a Bruksela groziła Bukaresztowi odebraniem dotacji z funduszy unijnych, jeśli nie powstanie urząd, który będzie skutecznie walczył ze zjawiskiem łapówkarstwa. Odpowiedzią na żądania Komisji miała być właśnie DNA. Powstała w 2002 r. instytucja łączy cechy służby specjalnej i prokuratury.
Działalności DNA towarzyszą również kuriozalne próby złagodzenia losu tych, którym Dyrekcja postawiła zarzuty i którzy trafili do więzienia. W 2013 r. do rumuńskiego kodeksu karnego wprowadzono zapis, na mocy którego skazani w procesach korupcyjnych mogą skrócić o 30 dni okres wykonywania kary, jeśli stworzą książkę o wartości akademickiej. W efekcie rozkwitł czarny rynek pisania na zlecenie uwięzionych VIP-ów. Do tej pory książki wydali m.in. Năstase (skazany na cztery lata, wyszedł z więzienia po siedmiu miesiącach w związku ze złym stanem zdrowia), Copos (dokonał plagiatu, pisząc o małżeństwach hospodarów wołoskich w średniowieczu) i Becali (napisał pięć książek, w tym trzy o sobie).
Cztery książki napisał były piłkarz Gheorghe Popescu, skazany za pranie brudnych pieniędzy, z kolei Realini Lupşa, piosenkarz z boys bandu Gaz pe Foc, wydał dzieło o komórkach macierzystych i ich zastosowaniu w stomatologii. Jak działa taki system? Jak pisze magazyn „Economist”, skazany VIP najczęściej wynajmuje ghost writtera, który oficjalnie pracuje jako jego doradca. Ten przygotowuje książkę. Wydruk komputerowy jest szmuglowany do więzienia. Tam skazaniec przepisuje go ręcznie (w więzieniach nie ma komputerów, więc dzieło należy uwiarygodnić). Następnie opłacany jest wydawca, który publikuje dzieło. Do tej pory powstało około 73 publikacji skracających wyrok.