Portugalski premier Pedro Passos Coelho ma powody do optymizmu. Prowadzona przez jego rząd polityka oszczędnościowa przynosi na tyle dobre efekty, że Portugalczycy – którzy przez ostatnie cztery lata nieraz domagali się jego odejścia – teraz chcą, by pozostał na drugą kadencję.
Kierowana przez niego centroprawicowa koalicja Portugalia Naprzód – którą tworzą Partia Socjaldemokratyczna i Partia Ludowa – wyraźnie zyskuje przed niedzielnymi wyborami parlamentarnymi. Według sondaży popiera ją 39–40 proc. Portugalczyków, 6–7 punktów proc. więcej niż opozycyjną Partię Socjalistyczną. Przy dobrym układzie ta przewaga może zapewnić koalicji bezwzględną większość w parlamencie, co byłoby niespodzianką, biorąc pod uwagę, że przez ostatnie trzy lata w sondażach prowadzili socjaliści. Utracili pozycję lidera zaledwie dwa tygodnie temu, na co wpłynęły m.in. kolejne problemy Grecji, będącej dla Portugalczyków przestrogą.
– Po czterech latach stabilizacji możemy wzmocnić nasze ożywienie gospodarcze i tworzyć jeszcze więcej miejsc pracy. Mamy przed sobą zupełnie inną przyszłość niż Grecja, którą czeka niestety kolejny program pomocowy i dalsze oszczędności – mówił kilka dni temu Passos Coelho. – My już powiedzieliśmy trojce „do widzenia”. W Grecji ona nadal jest – dodał wicepremier Paulo Portas.
Faktycznie ponad cztery lata, po tym jak musiała skorzystać z unijnej pomocy finansowej, Portugalia jest dziś niemal na przeciwnym biegunie niż Grecja. Portugalia już w maju zeszłego roku wyszła z programu pomocowego i coraz pewniej stoi na własnych nogach. W pierwszym półroczu jej PKB wzrósł o 1,6 proc. w porównaniu z analogicznym okresem ubiegłego roku, szybko rośnie eksport (pomiędzy majem a czerwcem aż o 6 proc.), zaś agencja ratingowa Standard & Poor’s podniosła w zeszłym tygodniu ocenę wiarygodności kredytowej. Najważniejsze, zwłaszcza z punktu widzenia wyborców, jest jednak bezrobocie, które spada najszybciej w całej Unii Europejskiej. Według Eurostatu wynosi ono obecnie 12,4 proc., co nadal jest piątym najwyższym wskaźnikiem w UE, ale to już blisko unijnej średniej, poza tym w szczycie kryzysu dochodziło do 17,5 proc. Socjaliści wprawdzie przekonują, że poprawa sytuacji na rynku pracy jest spowodowana emigracją zarobkową, bo szacuje się, że w czasie kryzysu z Portugalii wyjechało 400–500 tysięcy osób, ale w rzeczywistości nie jest to jedyny powód.
Socjaliści zresztą wcale nie kwestionowali całkowicie polityki oszczędnościowej i zapowiadają, że jeśli wygrają wybory, to jedynie trochę ją złagodzą, ale będą przestrzegać uzgodnionego z Brukselą planu redukcji deficytu. Charakterystyczne, że w Portugalii, w odróżnieniu od innych krajów, które musiały realizować ostre programy oszczędnościowe, nie powstała czy nie zyskała wyraźnie na popularności żadna partia, która zdecydowanie kwestionuje politykę ograniczania deficytu, jaką w Grecji była Syriza, a w Hiszpanii – Podemos. Do parlamentu mogą wejść jeszcze dwa ugrupowania pozycjonujące się bardziej na lewo od socjalistów, ale poparcie dla nich nie przekracza kilku procent.
Brak radykalnej opozycji jest jednym z głównych powodów, dla których inwestorzy patrzą na portugalskie wybory z wyjątkowym spokojem. – Z punktu widzenia rynków brak antyestablishmentowych ruchów w Portugalii oznacza mniejsze ryzyko, że dotychczasowa polityka nie będzie kontynuowana – mówi Bloombergowi Peter Goves, analityk Citigroup. Widać to np. w rentowności obligacji, która wynosi nieco powyżej 2,5 proc. i w ostatnim tygodniu przed wyborami nawet spadała (w szczytowym okresie kryzysu oscylowała wokół 18 proc.). Według analityków dla portugalskich obligacji nie ma praktycznie znaczenia, czy nowy rząd tworzyć będzie centroprawica, czy socjaliści. Na ten fakt wpływa także to, że w portugalskiej tradycji politycznej często z powodzeniem funkcjonują rządy mniejszościowe, nie ma zatem wielkiego ryzyka, że jeśli centroprawica nie zdobędzie bezwzględnej większości, jedyną alternatywą będzie koalicja socjalistów z małymi radykalnymi ugrupowaniami lewicowymi.