Moskwa chciałaby, żeby Amerykanie dali jej wolną rękę w kwestiach związanych z Ukrainą. W zamian oferuje administracji Obamy swoje zaangażowanie w walkę z Państwem Islamskim
Dzisiejsze spotkanie Baracka Obamy i Władimira Putina – pierwsze od prawie roku – będzie raczej spisaniem protokołu rozbieżności niż zbliżaniem stanowisk. Stosunki między USA a Rosją są złe i nie widać żadnych przesłanek, dla których miałoby to się zmienić.
Rozbieżności zaczynają się już od tego, kto wyszedł z inicjatywą spotkania i czego ma dotyczyć rozmowa, która odbędzie się przy okazji dorocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego ONZ. Kreml przekonuje, że była to obustronna inicjatywa, rzecznik Białego Domu Josh Earnest mówił zaś, że to Rosjanie wręcz desperacko o nie zabiegali. Obaj prezydenci po raz ostatni odbyli formalne, zaplanowane wcześniej spotkanie w czerwcu 2013 r. przy okazji szczytu grupy G8. Później Obama odwołał dwustronny szczyt, gdy Rosja udzieliła schronienia Edwardowi Snowdenowi, który ujawnił skalę inwigilacji dokonywanej przez amerykańskie służby wywiadowcze.
A po wybuchu konfliktu na Ukrainie ich kontakty zostały ograniczone do wymiany kilku zdań przy okazji wielostronnych spotkań – jak w listopadzie 2014 r. w Chinach i Australii – oraz sporadycznych rozmów telefonicznych. Administracja Obamy była podzielona w kwestii tego, czy lepiej jest podtrzymywać relacje z Rosją w nadziei, że spowoduje to zmianę jej polityki, czy też kontynuować bojkot dyplomatyczny. – Biorąc pod uwagę sytuację na Ukrainie i w Syrii, pomimo naszych głębokich rozbieżności z Moskwą, prezydent uważa, że byłoby nieodpowiedzialne nie sprawdzić, czy możemy dokonać postępu poprzez kontakt z Rosjanami na wysokim szczeblu – powiedział agencjom wysoki rangą przedstawiciel administracji Obamy.
Ale obie strony mają też odmienne zdanie w kwestii tego, czego powinna dotyczyć rozmowa. – Oczywiście głównym tematem będzie Syria – powiedział rzecznik Putina Dmitrij Pieskow, a zapytany, czy sprawa Ukrainy zostanie poruszona, odparł: – Może, jeśli czas pozwoli.
Biały Dom chce, aby Ukraina była co najmniej równorzędnym tematem, i zamierza wykorzystać spotkanie do naciskania na Rosję, by ta przestrzegała porozumienia z Mińska w sprawie zawieszenia broni, szczególnie w kontekście zaplanowanych na koniec października wyborów lokalnych w tym kraju. Jednak biorąc pod uwagę dotychczasowe zachowanie Rosji, która nie zaprzestała udzielania wsparcia separatystom z Zagłębia Donieckiego, trudno tu oczekiwać jakiegoś choćby minimalnego porozumienia.
Nie będzie o to łatwo także w sprawie Syrii, na której przyszłość Waszyngton i Moskwa mają odmienny punkt widzenia. – Nie ma innego rozwiązania kryzysu syryjskiego niż wzmocnienie efektywnego rządu (prezydenta Baszara al-Asada – red.) i wspomożenie go w walce z terroryzmem – oświadczył Putin w wywiadzie udzielonym w zeszłym tygodniu stacji CBS. USA naciskają na odejście al-Asada, choć dopuszczają tu jakiś okres przejściowy. Sytuację komplikuje to, że w ostatnich dniach Rosja niespodziewanie – również dla Amerykanów – zaczęła się angażować militarnie w konflikt, udzielając wsparcia al-Asadowi.
– Spotkanie będzie okazją do poznania planów Putina w kwestii obecności wojskowej. Czas, aby Rosja wyjaśniła, w jaki sposób zamierza wnieść konstruktywny wkład w rozwiązanie konfliktu – powiedziała Celeste Wallander z Narodowej Rady Bezpieczeństwa. Putin zapewne liczy na to, że angażując się w walkę z Państwem Islamskim – do czego Zachód poza nalotami nie jest skłonny – załatwi jednocześnie dwie sprawy. Obroni swojego sojusznika al-Asada i ponownie zostanie uznany za kluczowego uczestnika wojny z terroryzmem. Na tyle kluczowego, że Zachód zapomni o porozumieniu z Mińska lub nawet uzna Ukrainę za rosyjską strefę wpływów.