W środę prezydent Bronisław Komorowski podpisał tzw. ustawę przeciwko wrogim przejęciom w spółkach Skarbu Państwa uznanych za strategiczne dla polskiej gospodarki, czyli ustawę o ochronie niektórych inwestycji. Ochrona obejmować będzie głównie spółki z branży energetycznej i obronnej.

Ustawa o kontroli niektórych inwestycji nakłada na inwestorów obowiązek poinformowania Ministerstwa Skarbu Państwa o planowanym kupnie udziałów w spółce uznanej przez rząd za strategiczną. Minister skarbu mógłby zgłosić sprzeciw i zablokować taką transakcję. Na decyzję miałby 90 dni od otrzymania zgłoszenia albo wszczęcia postępowania w tej sprawie.

Zdaniem Eryka Dziadykiewicza, który jest adwokatem w brukselskim biurze kancelarii Gibson, Dunn & Crutcher i specjalizuje się w europejskim i amerykańskim prawie konkurencji, ustawa jest zgodna z prawem unijnym. Ale ostrzega, że sama zgodność ustawy może w niektórych przypadkach nie wystarczyć.

"Ta ustawa, z punktu widzenia prawa europejskiego, co do zasady nie jest problematyczna. Ale sama ustawa to jedno, a drugie to praktyka. Diabeł tkwi w szczegółach. Kłopot może być w przypadku, gdy dana transakcja będzie miała, jak to określa prawo europejskie, +wymiar wspólnotowy+ i Komisja Europejska będzie się nią zajmowała i wyda decyzję zatwierdzającą. A tymczasem Polska będzie chciała taką transakcję zablokować. Takiemu +zderzeniu+ można zapobiec zawczasu, np. przez dialog strony polskiej z KE" - wskazał Dziadykiewicz.

"Mamy prawo pierwotne UE, czyli Traktat o Funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE). I w nim mamy cztery swobody, czyli swobodę przepływu towarów, usług, osób i kapitału, które stanowią podstawę Jednolitego Rynku. Dodatkowo, wiodącym instrumentem dotyczącym oceny transakcji pod kątem ich zgodności z prawem konkurencji UE jest tzw. Rozporządzenie Fuzyjne nr 139 z 2004 roku. Ono z punktu widzenia polskiej ustawy jest szczególnie interesujące. Adresatami TFUE są Państwa Członkowskie UE. Jako sygnatariusze tego Traktatu muszą zagwarantować, że nie będą blokować tych czterech swobód" - tłumaczył.

Jak wyjaśnił, polska ustawa dotyka kwestii swobody przepływu kapitału, o której mówi art. 63 TFUE. Sam Traktat zakłada, iż Państwa Członkowskie mogą, na zasadzie wyjątku, ograniczać np. swobodę przepływu kapitału w oparciu o zasady bezpieczeństwa publicznego.

"W polskiej ustawie zawarte są takie ograniczenia z powołaniem na bezpieczeństwo publiczne. Zgodnie z orzecznictwem Sądów Europejskich, wszystkie takie wyłączenia podlegają ocenie wg. zasady proporcjonalności, tj., nie powinny wychodzić poza to, co jest naprawdę konieczne" - mówił prawnik. "Co więcej, także Rozporządzenie 139/2004 uznaje, iż Państwa Członkowskie mogą podejmować właściwe środki w celu ochrony +uzasadnionych interesów+ (art. 21 ust. 4). Te względy to właśnie bezpieczeństwo publiczne, a także pluralizm mediów, reguły ostrożnościowe dla banków oraz +inne interesy+. Ale powołując się na to ostatnie, Państwo Członkowskie musi zgłosić dana ustawę do KE i udowodnić jego zasadność, zaś KE z reguły jest dość nieelastyczna. Jej priorytetem, jako +strażnika Traktatów Europejskich+, jest obrona Rynku Jednolitego. Co więcej, nie waha się ona wszcząć procedur przeciwko Państwom Członkowskim, które próbują np. nakładać dodatkowe warunki na transakcje już przez nią zaakceptowane (jak chociażby miało miejsce w przypadku transakcji dotyczącej przejęcia polskiego banku BPH w 2006 r.)" - opisywał.

"W Rozporządzeniu 139/2004 określono, jaki rodzaj transakcji może stać się przedmiotem oceny Komisji Europejskiej, jeśli chodzi o zgodność z zasadami prawa konkurencji. Podstawowe kryterium jest takie, że obrót wszystkich spółek, które biorą udział w transakcji, wynosi minimum 5 mld euro na skalę światową i obroty co najmniej dwóch z tych spółek w UE wynoszą minimum 250 mln euro (alternatywne kryterium to 2,5 mld euro obrotu światowego przy wyższych obrotach w samej UE, w co najmniej trzech Państwach Członkowskich). Wówczas taka planowana transakcja ma +wymiar wspólnotowy+ i wg. Rozporządzenia wtedy KE ma wyłączność oceny zgodności takich transakcji pod kątem zgodności z prawem konkurencji (+one stop shop+). Czyli, jeśli w ocenę danej transakcji zaangażuje się Komisja Europejska, to krajowe urzędy konkurencji takie jak Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, zasadniczo nie mają prawa zajmować się daną transakcją. Mówimy tutaj o aspektach dotyczących prawa konkurencji" - powiedział Eryk Dziadykiewicz.

"Jeśli chodzi o pozostałe aspekty oceny transakcji, w przeszłości Państwa Członkowskie, które były w sporze z KE co do niektórych transakcji, próbowały wykorzystywać wspomniany art 21 ust. 4. Ale KE też strzeże swoich prerogatyw i na ogół, jeśli dochodzi do niezgodności, wygrywa przed europejskimi sądami z Państwami Członkowskimi. Przykłady z przeszłości pokazują, że KE szczególnie niechętnie patrzy na próby wykorzystywania tego artykułu celem konsolidacji spółek państwowych (kreowania +narodowych championów+)" - zastrzegł ekspert.

"W polskiej ustawie określono sektor przemysłu obronnego jako podlegający państwowej ochronie przed wrogimi przejęciami. Tu zasadniczo nie ma problemu bowiem kwestie dotyczące obronności, w tym produkcji i sprzedaży sprzętu wojskowego, zostały w prawie unijnym pozostawione Państwom Członkowskim. Natomiast w przypadku transakcji dotyczących spółek działających zarówno w sektorze wojskowym jak i cywilnym, KE w przeszłości dokonywała, na podstawie Rozporządzenia Fuzyjnego, oceny cywilnych aspektów takich transakcji" - dodał Dziadykiewicz.

"W tej chwili jest szereg Państw Członkowskich UE (np. Austria, Niemcy, Francja, Włochy, Portugalia, Wielka Brytania), które mają podobne ustawy chroniące strategiczne spółki przed przejęciem niekorzystnym z punktu widzenia bezpieczeństwa publicznego/suwerenności. Jako bezpieczeństwo publiczne zazwyczaj rozumie się w prawie europejskim także bezpieczeństwo dostaw surowców energetycznych. Dlatego branża energetyczna, obok zbrojeniowej, jest również ujęta w tego typu ustawach w Europie. Są kraje, jak Niemcy, gdzie takiego ograniczenia sektorowego nie ma w ogóle. Podobne prawo jest też na przykład w USA, gdzie Komisja ds. Inwestycji Zagranicznych może wydać rekomendacje Prezydentowi USA ażeby ten zablokował transakcje zagrażające bezpieczeństwu narodowemu" - wyjaśnił Eryk Dziadykiewicz.