Na Zachodnim Brzegu Jordanu pochowano półtoraroczne palestyńskie dziecko, które zginęło w domu podpalonym przez izraelskich osadników Jego rodzice i 4-letni brat zostali ciężko poparzeni i są w stanie krytycznym.

W pogrzebie wzięło udział kilkaset osób. Po jego zakończeniu w Hebronie wybuchły zamieszki. Jedna osoba została postrzelona przez izraelskich żołnierzy.

Premier Izraela Benjamin Netanjahu zadzwonił do przywódcy Autonomii Palestyńskiej, Mahmuda Abbasa, i potępił podpalenie domu. Podkreślił, że "musimy walczyć z terroryzmem niezależnie od tego, z której strony pochodzi". Netanjahu dodał, że polecił siłom bezpieczeństwa, aby użyły wszelkich środków w celu znalezienia sprawców. Izraelski premier odwiedził też szpital, w którym jest matka i brat zmarłego dziecka.

Mahmud Abbas oświadczył, że za ataki na Palestyńczyków na Zachodnim Brzegu odpowiada prowadzona przez Netanjahu polityka żydowskiego osadnictwa. "Jeśli izraelski rząd zachęca do osadnictwa gdzie tylko się da, to równocześnie zachęca tych, którzy przeprowadzają takie ataki" - powiedział Abbas. Dodał, że jest to jest zbrodnia wojenna i tragedia dla nas wszystkich. "Jeśli izraelski rząd i izraelska armia chcą zapobiegać tym zbrodniom, to mogą powstrzymać terrorystów, ale nie zdecydowali się na to" - powiedział Mahmud Abbas.
Przedstawiciel izraelskiej armii oświadczył, że trwa dochodzenie w celu znalezienia sprawców podpalenia i postawienia ich przed obliczem sprawiedliwości. Na Zachodnim Brzegu Jordanu rozmieszczono dodatkowych żołnierzy.


Podpalenie palestyńskiego domu potępiły też Stany Zjednoczone. Departament Stanu nazwał je "brutalnym atakiem terrorystycznym" i wezwał Izrael do "schwytania morderców". Zaapelował też do obu stron o "uniknięcie eskalacji napięcia po tym tragicznym incydencie".