Na problem Grecji warto spojrzeć na zimno – oczami ekonomisty. Z tego punktu widzenia rozsądnym rozwiązaniem zarówno dla samej Grecji, jak i dla strefy euro byłoby, gdyby Grecy opuścili unię walutową przynajmniej na okres przejściowy, aby móc przeprowadzić głębokie reformy gospodarcze.
Bardzo trudno rozwiązywać problemy takie, jakie ma Grecja, bez możliwości zdeprecjonowania własnej waluty, co między innymi pozwala na zmianę poziomu cen w porównaniu z zagranicą i na podniesienie konkurencyjności danej gospodarki. Nie chcę więc powiedzieć, że Grexit miałby być trwały. Być może po jakimś czasie Grecja z powrotem mogłaby wrócić do strefy euro, ale już jako zreformowana i znacznie bardziej stabilna gospodarka.
Kluczowe będzie to, czy druga strona, czyli Europa, pójdzie na kompromis czy na konformizm. Po pierwsze, to byłaby dobrze przygotowana oferta uwzględniająca różne scenariusze, na przykład wspomniane okresowe wyjście ze strefy euro. Po drugie, to byłoby przykrycie problemu jakimś nowym programem pomocowym, który zapewne by pomógł, ale tylko na półtora roku, może dwa lata.
Oczywiście opuszczenie strefy euro nie zlikwidowałoby podstawowej kwestii, czyli długu sięgającego obecnie 180 proc. PKB. Chyba powszechna jest już w tej chwili świadomość, że konieczne jest zmniejszenie Grecji kosztów obsługi zadłużenia. Nie musi to jednak oznaczać nominalnej redukcji długu. Tu mogę się odwołać do redukcji zadłużenia Polski na początku lat 90. – jako jeden z uczestników ówczesnych rozmów. My otrzymaliśmy dużą redukcję zadłużenia, ale w wartości zdyskontowanej, co oznaczało wydłużenie terminu spłaty zadłużenia, a także zmniejszenie jego oprocentowania.
W przypadku Grecji jest już precedens – kilka lat temu spłatę większości zadłużenia przesunięto poza 2039 r. Dlatego trzeba opracować takie rozwiązanie, które nadal będzie dyscyplinować Grecję, ale w taki sposób, aby była w stanie wywiązać się ze swoich zobowiązań względem wierzycieli.
Jest jeszcze jeden argument: redukcja nominalnej wartości zadłużenia mogłaby skłaniać Grecję do mniejszej determinacji w rozwiązywaniu wewnętrznych problemów w gospodarce. Unia Europejska ma dużo racji w zachęcaniu Grecji do wypracowywania w budżecie tzw. nadwyżki pierwotnej, czyli przed uwzględnieniem kosztów odsetkowych obsługi zadłużenia. Jednak tego nie uda się uzyskać bez bardzo ostrej kuracji ekonomicznej – takiej, jak w Polsce w początkach transformacji. My mieliśmy wówczas wysoką inflację i dużą deprecjację kursu, ale przypomnę, że po mniej więcej dwóch latach doświadczyliśmy przyśpieszenia wzrostu gospodarczego i osiągnęliśmy w gospodarce duży stopień zrównoważenia, zarówno wewnętrznego, jak i zewnętrznego.
Grecja nie różni się od nas też tak bardzo, jeśli chodzi o zasoby finansowe gospodarki – u nas w efekcie dostosowania gospodarki realna wartość zasobów pieniężnych spadła w tamtym okresie aż o ok. 80 proc., PKB ok. 22 proc. bezrobocie przekroczyło 20 proc., i na spadek takiego rzędu kraj, który musi zreformować swoją gospodarkę, powinien być gotowy.
Dla strefy euro wyjście Grecji moim zdaniem nie byłoby aż tak dużym politycznym problemem. Doprowadziłoby raczej do jej mocniejszego zintegrowania niż rozpadu, ponieważ przykład Grecji jest pewną nauką, w jaki sposób prowadzić politykę gospodarczą poszczególnych krajów w ramach unii walutowej. Problem różnic w prowadzeniu polityki gospodarczej w strefie euro istnieje przecież od dawna. Jeszcze na długo przed powstaniem unii walutowej w latach 60. był spór między tzw. fiskalistami i monetarystami. Pierwsi uważali, że integrację walutową należy rozpoczynać od wspólnej polityki fiskalnej, drudzy, że od monetarnej, a polityka fiskalna zdoła sama się dostosować. W rzeczywistości tak się nie stało.
Nie obawiałbym się jednak, że w ślad za Grecją z unii monetarnej wychodziłyby kolejne kraje, a wymienia się w tym kontekście choćby Włochy, Hiszpanię czy Portugalię. Przede wszystkim są to kraje silniejsze gospodarczo od Grecji; o większych zasobach, które w dodatku podjęły już procesy reform sprzyjające stabilizacji tych gospodarek. Wprawdzie żyjemy w czasach niezwykłego populizmu, ale grecka lekcja jest nie do zignorowania. Nie tylko przez tych, którzy są w tzw. głównym nurcie myśli ekonomicznej. Również ci, którzy starają się na różne sposoby rozgrywać w gospodarce i polityce karty społeczne, będą musieli uwzględniać doświadczenia Grecji.
Krzysztof Kalicki, prof. Akademii Leona Koźmińskiego, w latach 90. wiceminister finansów odpowiedzialny za negocjacje w sprawie restrukturyzacji zadłużenia Polski, m.in. w ramach Klubu Londyńskiego