Dziś spotkanie Eurogrupy, zapowiadane jako narada ostatniej szansy. Wczorajsza dymisja greckiego ministra finansów ma być gestem Aten pod adresem wierzycieli. Janis Warufakis od początku rozmów z trojką domagał się odpisania części długu greckiego, przekonując, że w obecnych warunkach jest on niespłacalny.

– Ostrzeżono mnie o pewnej chęci niektórych członków Eurogrupy i dobranych „partnerów”, wykluczenia mnie z jej spotkań – napisał wczoraj na swoim blogu. – Będę nosił obrzydzenie kredytodawców z dumą – skwitował.
Po dymisji ze strony Eurogrupy popłynęły sygnały o możliwości podjęcia rozmów nad trzecim programem pomocowym. Po spotkaniu kanclerz Niemiec Angeli Merkel z prezydentem Francji Françoisem Hollande’em ten ostatni zapowiedział, że ostateczne decyzje w sprawie Grecji zapadną dziś na szczycie państw strefy euro. Wszystko będzie zależeć od tego, jakie propozycje przywiezie premier Aleksis Tsipras.
Niemcy również złagodziły swoje stanowisko. – Czekamy, aby zobaczyć, co zaproponują nasi greccy partnerzy – mówił rzecznik Angeli Merkel, Steffen Seibert. – Drzwi do dyskusji są otwarte – dodawał.
Jak pisze jednak „New York Times”, Niemcy jedynie markują koncyliacyjny ton. Gazeta odtworzyła przebieg rozmów, których zerwanie pod koniec czerwca doprowadziło do referendum. Przed posiedzeniem Eurogrupy, po którym Aleksis Tsipras zapowiedział plebiscyt, doszło do poufnego spotkania szefa rządu z jego najbliższym otoczeniem w jednym z brukselskich hoteli. Krótko przed nim Tsipras poprosił Merkel o przedstawienie wariantów złagodzenia warunków spłaty długu. Odpowiedzią było stanowcze „nie”. Na spotkaniu ze współpracownikami grecki premier miał powiedzieć, że rozmowy „nie mają sensu”, bo „im bardziej się do nich (Niemiec – red.) przybliżamy, tym bardziej oni się oddalają”.
Relację „NYT” potwierdzają media niemieckie, które piszą, że Tsipras przed ogłoszeniem referendum szukał w parlamencie greckim sojuszników do przeforsowania programu proponowanego przez Eurogrupę. Tacy sojusznicy byli niezbędni, bo propozycji nie popierało skrajne skrzydło Syrizy. W budowaniu aliansu miał mu pomagać szef Parlamentu Europejskiego Martin Schulz (z SPD), który ma dobre kontakty z socjalistami greckimi z PASOK. Schulz miał zresztą przekazać Merkel informacje o tym, że Tsipras jest gotów do kompromisu.
Jeśli te relacje są prawdziwe, trudno oczekiwać radykalnej zmiany w klimacie rozmów. Merkel już przed referendum miała wystarczającą liczbę informacji, by szukać porozumienia.
Dziś pole manewru – szczególnie Niemiec – jest jeszcze mniejsze niż w dniu, w którym Grecy ogłosili referendum. Aby mówić o przełomie, Berlin musiałby zaakceptować redukcję długu greckiego (w skrajnym wariancie chodzi nawet o 200 mld euro).
Z drugiej strony powrót Grecji do drachmy oznacza podważenie lansowanej przez Berlin zasady, w myśl której euro jest nieodwracalne. W praktycznym wymiarze oznacza również, że Europejski Bank Centralny nie odzyska pożyczonych Grecji 140 mld euro.
Jest oczywiście również wariant pozostawienia Grecji samej sobie. Z optymistycznych szacunków wynika, że w tej chwili Ateny mają w złocie i walutach ok. 2–3 mld euro. W sytuacji bankructwa tych pieniędzy starczy na kilka dni (np. na zakup importowanych leków). Jak relacjonuje reporter RMF, w tej chwili utrudnione są płatności kartą.
Według „Spiegla” po ewentualnym fiasku rozmów z Atenami drugim największym przegranym obok Grecji będzie Angela Merkel. Magazyn przekonuje, że jesteśmy świadkami nie tylko porażki projektu euro, lecz także polityki określanej mianem imperializmu pedagogicznego – narzucania niemieckich rozwiązań całej unii walutowej i wyznaczania zbyt wąskiego pola do rozmów z antysystemowymi politykami takimi jak Tsipras.