Prezydent chce referendum w sprawie wprowadzenia wyborów do Sejmu w jednomandatowych okręgach wyborczych (JOW-ach). W plebiscycie ma się też znaleźć pytanie o finansowanie partii politycznych z budżetu. Trzecie pytanie będzie dotyczyć wprowadzenia zasady interpretowania wątpliwości prawnych na korzyść podatnika. Ta ostatnia sprawa nie budzi kontrowersji. Jakie są argumenty za i przeciw w dwóch pierwszych?
Najbardziej kontrowersyjną kwestią są jednomandatowe okręgi wyborcze. Przeciwko nim jest większość sceny politycznej, w tym PiS.
– Cztery miliony głosów w Wielkiej Brytanii poszło w komin. To są właśnie jednomandatowe okręgi wyborcze. Dlatego dyskutujmy, rozmawiajmy, przedstawmy wszystkie te argumenty – mówił wczoraj w RMF Joachim Brudziński z PiS.
Za
JOW-y zwiększają zaangażowanie wyborców. Wybory większościowe mają charakter personalny, więc ludzie biorą w nich udział chętniej niż w przypadku głosowania na listy partyjne. W pośredni sposób dowodzą tego wybory samorządowe w Polsce w większości oparte o model większościowy – frekwencja w nich rośnie. Równocześnie tam, gdzie głosowanie odbywa się w sposób większościowy, liczba głosów nieważnych jest niższa. Na krótką metę wprowadzenie JOW-ów może zwiększyć chęć do chodzenia na wybory.
Wzmacniają pozycję posłów wybranych w JOW-ach wobec szefa partii. To główny argument Pawła Kukiza. Obecnie decydujący wpływ na układanie list wyborczych ma centrala partii, a zwłaszcza jej lider. Kryterium częściej może być lojalność wobec niego niż popularność wśród wyborców. JOW-y mogą wymóc na szefach partii szukanie kandydatów cieszących się uznaniem w lokalnych okręgach wyborczych. To może oznaczać koniec tzw. spadochroniarzy na listach.
Przeciw
Eliminują mniejsze ugrupowania i preferują bogatszych kandydatów. Docelowo prowadzą do układu dwupartyjnego, mniejsze ugrupowania mają w nich małe szanse. – To system intuicyjny dla wyborców, jeśli chodzi o głosowanie, ale nieintuicyjny, jeśli chodzi o jego konsekwencje. Daje coś innego, niż obiecuje – podkreśla Jarosław Flis, politolog. W przypadku Polski głosy nawet jednej trzeciej wyborców (czyli osób, które nie głosują na PiS ani na PO) nie miałyby szans się przebić. W skrajnych przypadkach prowadzi to do sytuacji, w której partia może dostać mniejsze poparcie w skali kraju, ale zdobyć więcej mandatów – tak było w Wielkiej Brytanii czy Nowej Zelandii. Dlatego też zdaniem politologów na dłuższą metę JOW-y mogą zmniejszyć frekwencję wyborczą. Według Rafała Chwedoruka na taki efekt wskazuje porównanie frekwencji w krajach z ordynacją proporcjonalną i JOW-ami.
JOW-y tworzą wyborcze twierdze. Wybory w JOW-ach cementują na wiele lat wyborczy układ. Tam, gdzie systematycznie wygrywa jedna partia, wystawianie kontrkandydatów traci sens. Tak jest w Anglii. – Bycie wyborcą torysów w robotniczej dzielnicy Manchesteru oznacza, że brak szans na wybór swojego kandydata. Podobnie w przypadku sympatyka laburzystów mieszkającego na wsi. To może trwać pokolenia. Najlepsze, co można zrobić, to się przeprowadzić – podkreśla politolog Rafał Chwedoruk.
Pytanie o sens finansowania partii politycznych z budżetu to kolejny dylemat, jaki chce w referendum rozstrzygnąć prezydent. Od 2001 r. polskie partie dostają zwrot kosztów za kampanię parlamentarną oraz coroczną subwencję. Głównie z tych pieniędzy finansują swoją działalność.
Za
Budżetowe pieniądze separują partie od biznesu. Głównym celem wprowadzanych ponad 10 lat temu zmian było zmniejszenie apetytu na polityczną korupcję. Nie ma mowy o zupełnym wyeliminowaniu ryzyka zjawiska korupcji, ale jest ono znacząco mniejsze niż w przypadku sytuacji, gdy partie muszą liczyć wyłącznie na samodzielnie zdobywane finanse. – To pozwala politykom na zajęcie się uprawianiem polityki, a nie dorabianiem – podkreśla Rafał Chwedoruk.
Stabilizują system polityczny. Od momentu, gdy weszło w życie finansowanie partii politycznych z budżetu, scena polityczna stała się bardziej stabilna. Z partii, które istniały w momencie wejścia w życie tego systemu, zniknęły dwie: Samoobrona i LPR. Zmienność na scenie politycznej jest dużo niższa niż w latach 90.
Przeciw
Wyborcy są przeciw. W zasadzie każdy sondaż pokazuje, że większość ankietowanych jest przeciwna finansowaniu partii z budżetu. Z tego punktu widzenia istniejący system działa wbrew większości wyborców.
System zabetonowuje scenę polityczną. Wprowadzenie finansowania partii politycznych z budżetu z jednej strony ustabilizowało scenę polityczną, z drugiej sprawiło, że trudniej na nią wejść nowym ugrupowaniom, które nie mają budżetowych środków na kampanię wyborczą. A dodatkowo wielkość subwencji powoduje, że przewagę zyskują te największe partie, a wewnątrz partii ich liderzy, którzy decydują o budżecie.