Prawica niemalże zdominowała tegoroczną kampanię prezydencką w kwestiach światopoglądowych. Ale obóz prezydenta Komorowskiego umiejętnie wyprowadzał ciosy w postaci in vitro czy konwencji antyprzemocowej
Walka o najwyższy urząd w państwie sprowadzała się do dwóch sporów: o fundamentalne wartości światopoglądowe czy gospodarcze oraz o charakter prezydentury. Jeśli chodzi o pierwszy, eksperci są zdania, że najbardziej zyskały ugrupowania konserwatywne. A to może być dla nich dobry prognostyk na jesienne wybory parlamentarne.
– W tej kampanii mieliśmy rosnącą dominację prawicy, w dodatku tej radykalnej. Na 11 kandydatów było aż 8 reprezentujących środowiska prawicowe lub konserwatywne – zwraca uwagę prof. Kazimierz Kik, politolog z PAN. Jego zdaniem w całej wyborczej dyskusji brakowało spojrzenia socjalnego. – Lewicy w tej kampanii zabrakło, a PiS traktuje postulaty socjalne w sposób instrumentalny z uwagi na porozumienie z Solidarnością i chęć przyciągnięcia elektoratu osieroconego przez bezideowe SLD – uważa profesor.
Najważniejsze konflikty o charakterze ideowym przejawiały się w sprawach, które zazwyczaj wywoływał prezydent Komorowski lub jego obóz polityczny. Tak było m.in. przy ratyfikacji konwencji antyprzemocowej. Bronisław Komorowski nie miał żadnych wątpliwości, że dokument trzeba jak najszybciej przyjąć. – Nie chodzi o język, chodzi o treść tej konwencji – przekonywał. Andrzej Duda zaczął w sprawie kluczyć. Twierdził, że konwencja jest pełna „pojęć niedookreślonych” oraz sugerował, że w zawoalowany sposób promuje ideologię gender. Na niewiele się to zdało. Spór zarysował się także wokół kwestii sześciolatków. Dla Platformy Obywatelskiej był to sztandarowy projekt, zaś obecnemu prezydentowi dostało się za zignorowanie postulatów małżeństwa Elbanowskich, którzy walczą o zniesienie obowiązku szkolnego dla sześciolatków. Jego kontrkandydat z PiS sugerował nawet, że państwo polskie podważa w ten sposób autorytet rodziców i zaczyna stosować metody totalitarne. Jednak na ostatniej prostej kampanii Komorowski ostro zaatakował Dudę w kwestii in vitro – przypomniał, że podpisał się wcześniej pod projektem PiS, który przewidywał karę więzienia za stosowanie tej metody zapłodnienia. Duda miał dość poważny problem z jasnym określeniem się, czy popiera in vitro, czy nie. Media wypominały mu to przez kilka dni. – Ze strony Komorowskiego był to ruch w kierunku wyborów parlamentarnych, gdyż ustawa PO będzie przyjmowana przed wyborami, a prezydent tylko może ją podpisać – zaznacza prof. Kazimierz Kik.
W sporach dotyczących gospodarki i stanu państwa w ostatnich tygodniach kampanii najbardziej swoją obecność zaznaczyli tzw. antysystemowcy (Kukiz, Korwin-Mikke). – Dla nich wrogiem numer jeden jest układ partyjno-państwowy. Z reguły stosują argumenty niedorzeczne, ale jasno stawiane tezy dobrze się sprzedają – uważa socjolog z SWPS prof. Piotr Sałustowicz. Ekspert dodaje, że ich radykalne postawy zyskiwały na atrakcyjności na tle innych kandydatów. – Wiele można zarzucić liberalizmowi Komorowskiego czy etatyzmowi Dudy. Polityka zatrudnienia nie funkcjonuje, zwłaszcza jeśli chodzi o osoby młode, służba zdrowia jest w katastrofalnym stanie, a media co rusz pokazują patologie wymiaru sprawiedliwości. A poglądy antysystemowe są pewną nowością, w związku z tym trudno im przypisać wypaczenia, które znamy z innych systemów wartości odnoszących się do gospodarki. Problem w tym, że ci kandydaci nie proponowali realnej alternatywy do obecnej sytuacji – wskazuje prof. Sałustowicz.
A co z wizją prezydentury? Bronisław Komorowski wywodzi się ze środowisk konserwatywno-liberalnych, jednak w kampanii akcenty położył na wartości konserwatywne. – Postawił na stabilizację i obawę przed zmianami. Wykorzystał przy tym siłę Platformy, która potrafiła przyciągnąć wielkomiejski elektorat o liberalnych przekonaniach. W dodatku wśród jego doradców jest prof. Tomasz Nałęcz, co może się podobać lewicowemu elektoratowi – zauważa dr Rafał Chwedoruk, politolog z UW.
Taka pozycja Komorowskiego spowodowała, że PiS zdecydował się wystawić młodego, umiarkowanego kandydata. – Duda reprezentuje konserwatyzm ideologiczny, ale niekoniecznie związany z obawami przed zmianą. Przecież Duda ma być symbolem tego, że idzie nowe. Starał się to pojęcie nowości zmonopolizować i sprawić, by było to strawne także dla wyborców w średnim wieku i by odseparować się od wywrotowców – tłumaczy dr Chwedoruk.
Pozostałych kandydatów trudno tak po prostu wrzucić do jednego worka i na tej podstawie nakreślić charakter ich przesłania. – Trudno porównać Janusza Palikota i Magdalenę Ogórek z Grzegorzem Braunem, Kukizem czy Korwin-Mikke. Ale łączy ich radykalizm w wybranych kwestiach – dodaje dr Chwedoruk. I tak np. Palikot zaprezentował projekt zupełnie nowej konstytucji RP. Magdalena Ogórek proponuje napisanie prawa podatkowego od nowa, a Paweł Kukiz nieustannie namawia do wprowadzenia jednomandatowych okręgów w wyborach do Sejmu i Senatu. Do takich rewolucji Polacy najwyraźniej jeszcze nie dojrzeli.