W Wielkiej Brytanii dziś od 7 rano do 10 w nocy - głosowanie w wyborach parlamentarnych. Tak zagadkowych wyborów jeszcze chyba nie było. Możliwości są tylko dwie, ale żadnej wskazówki, kto ma większe szanse: czy dotychczasowy konserwatywny premier David Cameron, czy jego jedyny rywal, socjalista Ed Miliband.

Sondaże plasowały do końca Torysów i Labourzystów łeb w łeb, ale z niewystarczającym poparciem, aby uzyskali zwykłą większość parlamentarną. Lider Konserwatystów David Cameron, który do końca jeździł po kraju kaptując głosy, przyznał na koniec: "To będzie bardzo wyrównany wyścig, aż do samej mety."Lider Labourzystów ograniczył się do końcowego występu w otoczeniu tchnących optymizmem pretorianów z Partii Pracy: "Następny brytyjski premier, Ed Miliband!"

Przywódca Liberałów Nick Clegg, który stracił popularność wchodząc w koalicję z Torysami, zaklinał los: "Liberalni Demokraci będą niespodzianką tych wyborów."
Tymczasem brytyjskie media zgodnie uważają, że wynik jest absolutnie nie do przewidzenia: "Nie wiem, jakoś mam wrażenie, że Ed Miliband wyjdzie z tego jako premier, ale jak? Nie wiem..."

"Nie mam pojęcia, jeździłem po kraju, czytałem i oglądałem wszystko, ale nie mam pojęcia i nie będę udawał, że mam." - mówili BBC eksperci poważnej prasy, Rachel Sylvester z "Timesa" i Steve Richards z "Independenta".