Po 6 tygodniach kampanii przed brytyjskimi wyborami parlamentarnymi - dziś jej ostatni dzień, jutro głosowanie. Analitycy właściwie błądzą po omacku, bo według najnowszych sondaży niemal co czwarty wyborca jeszcze nie zdecydował na kogo zagłosuje.

Jeśli wierzyć sondażowi lewicowego dziennika "Daily Mirror", prowadzi partia Pracy przed Konserwatystami: 34 do 33% poparcia wśród wyborców, którzy już wiedzą komu postawią krzyżyk. Prawicowy "Daily Telegraph" podaje jednak dokładnie odwrotny wynik. W obu sondażach trzeci jest UKIP. Jego eurosceptyczny elektorat jest rozrzucony równo po kraju, co przy jednomandatowych okręgach wyborczych niemal na pewno nie da Partii Niepodległości wielu posłów.

Konserwatyści straszą więc elektorat UKIP, że rozbija głosy prawicy. Ale lider partii Nigel Farage odrzuca apele o taktyczne przeniesienie głosów na Torysów. Twierdzi, że jego ugrupowanie zmobilizowało do głosowania ludzi, którzy nie robili tego od wielu lat.
Tymczasem inna walka o wyborców toczy się w Szkocji między Partią Pracy, a nacjonalistami z SNP. Przyjęli oni jeszcze bardziej lewicowy program niż Labourzyści i zdobędą przypuszczalnie przytłaczającą większość szkockich
mandatów do Izby Gmin.