Jak co roku na Dzień Kobiet mieliśmy okazję porozmyślać: skąd biorą się nierówności płac między płciami? Pierwszą odpowiedzią jest oczywiście złośliwość natury: to kobiety rodzą i wychowują dzieci oraz ponoszą tego konsekwencje na rynku pracy. I dopiero w tym miejscu dyskusja staje się interesująca – a nuż da się oszukać naturę?
Niektóre kraje próbują. W Szwecji czy Norwegii większość urlopu wychowawczego nadal przypada na kobietę, ale część urlopu zarezerwowana dla mężczyzny przepada, jeśli to on nie skorzysta z tej części. W Islandii większość urlopu dzielona jest po równo między oboje rodziców, a tylko część może być rozdysponowana według ich własnego uznania. W gazecie prawno-ekonomicznej skalkulujmy na chłodno – czy ta promocja tacierzyńskiego stanowi dobre rozwiązanie dla naszego portfela?
Jeśli oboje rodzice będą przechodzić na urlopy rodzicielskie, to kobiety przestają być grupą ryzyka. To znaczy pracodawcy nie mają powodu utrudniać kobietom drogi awansu czy dawać mniej odpowiedzialne stanowiska w strachu przed ich nagłym zniknięciem w celu wychowania dzieci – obie płcie powinny być traktowane równo. Różnice w zarobkach znikają – czysty zysk. I fakt, bo badanie z 2010 r. Elly-Ann Johansson odnalazło silny i pozytywny wpływ każdego miesiąca urlopu ojca na przyszłe zarobki matki. Silniejszy niż negatywny wpływ jej urlopu na jej własne zarobki. To samo badanie potwierdziło inną ekonomiczną logikę: darmowy lunch nie istnieje. Zarówno urlopy macierzyńskie, jak i tacierzyńskie obniżają przyszłe zarobki osoby, która je wykorzystuje.
Badanie z Norwegii ekonomistek Rege i Solli sprzed dwóch lat wykazało, że nawet miesiąc obowiązkowego urlopu tacierzyńskiego ma negatywny wpływ na zarobki mężczyzny. Powód w sumie wzruszający: ojciec zmuszony do podjęcia opieki nad dzieckiem silniej angażuje się w jego wychowanie również później, kosztem kariery zawodowej! Nasze dzieci będą może szczęśliwsze, my sami będziemy pełniejszymi ludzkimi istotami, ale o nowym modelu odkurzacza wodno-pianowego możesz zapomnieć.