Historię o zachodnim robieniu interesów ze Wschodem po upadku ZSRR czyta się jak thriller - mówi w wywiadzie dla DGP Matthew Tyrmand, ekonomista i inwestor, mieszka w Nowym Jorku, autor książki „Jestem Tyrmand. Syn Leopolda”.
Co czytasz?
Z wypiekami na twarzy połknąłem książkę Billa Browdera „Red notice” (Czerwony alarm).
Z tego, co widzę, to jakiś thriller.
Czyta się to jak powieść sensacyjną, ale ta historia jest prawdziwa. To opowieść jednego z najzdolniejszych amerykańskich finansistów, który stał się wrogiem numer jeden Władimira Putina.
A wcześniej zarobił krocie na prywatyzacji rosyjskiej gospodarki.
Browder to faktycznie ikoniczny wręcz kapitalista i wychowanek radykalnie wolnorynkowego Uniwersytetu Chicagowskiego. Co jest o tyle ciekawe, że jego dziadek to Earl Browder. A więc długoletni lider Komunistycznej Partii Stanów Zjednoczonych w czasach wielkiego kryzysu lat 30.
Dość daleko padło jabłko od jabłoni.
Nie do końca. Rodzina Browdera pochodzi z Chicago i ma – podobnie jak ja – wschodnioeuropejskie korzenie. Bill Browder bardzo się tymi związkami swojej rodziny interesował. I gdy na przełomie lat 80. i 90. pojawiły się nowe biznesowe możliwości w tej części świata, postanowił spróbować swoich sił. Najpierw trafił do Polski, gdzie doradzał przy prywatyzacji branży transportowej. Szybko jednak zobaczył, że prawdziwe interesy można zrobić w Rosji.
I zrobił?
Nie od razu. Początkowo miał trudności z przekonaniem do pomysłu szefostwa banku Salomon Brothers (wówczas jeden z największych amerykańskich banków wchłonięty potem przez Citigroup – red.), w którym wtedy pracował. Uwierzył mu jeden z partnerów, który zapewnił, że zainwestuje tam swoje własne pieniądze. I tak się zaczęło. Browder pojechał gdzieś na daleką północ i doprowadził do prywatyzacji przedsiębiorstwa połowu ryb. Kupił je za ułamek tego, co było warte.
Przerażające.
Kiedy właśnie o to chodzi w biznesie! Kupić tanio i drogo sprzedać. Browder był w tym mistrzem. Jako jeden z nielicznych zachodnich graczy, którzy potrafili poruszać się w ramach rosyjskiego bizantyjskiego kapitalizmu czasów Jelcyna. Wkrótce do Browdera dołączył legendarny inwestor Edmond Safra. Założyli Hermitage Capital Management i stali się jednym z najważniejszych inwestorów zagranicznych w Rosji. O tym, że Browder grał o najwyższą stawkę, świadczy to, że przez pewien czas był dużym i aktywnym akcjonariuszem Gazpromu.
Aż pojawił się Putin i złote lata się skończyły.
Władze uznały, że Browder wyrósł ponad miarę. I przypuściły na niego brutalny atak. Tę część książki czyta się faktycznie jak thriller. Fabrykowano przeciw niemu dokumenty, aresztowano jego współpracowników. Na miejscu został jeden, który powiedział, że on się nie boi i stawi czoła władzy. Trafił do więzienia, gdzie zatłuczono go na śmierć.
Rozumiem, że Browder przedstawia siebie jako niewiniątko. Prywatyzował Rosję, korzystając z okazji. Ale pewnie nigdy nie łamał prawa.
Browder twierdzi, że nie mógł sobie na to pozwolić. Bo gdyby szedł na podejrzane układy z władzą, to mieliby go w ręku. Ta strategia działała do czasu, gdy na Kremlu pojawiła się ekipa Putina. Putin wielokrotnie wymieniał Browdera z imienia i nazwiska. Od tego czasu autor tej książki bardzo na siebie uważa.
Rozumiem, że ten tytuł dobrze trafia w antyrosyjskie nastroje w Ameryce.
Takie książki powinny być czytane przez wszystkich amerykańskich zwolenników resetu i dogadywania się z putinowską Rosją. Bo z nimi się nie da dogadać.