W toku rozpoczętego dziś publicznego dochodzenia w sprawie śmierci Aleksandra Litwinienki, padł zarzut, że próbowano go otruć więcej niż raz.

Zbiegły do Wielkiej Brytanii rosyjski agent i przeciwnik prezydenta Putina zmarł w listopadzie 2006 roku w Londynie na chorobę popromienną wywołaną podaną mu podstępnie dawką izotopu polonu.

Badania próbek włosów wskazują, że Litwinienko mógł otrzymać pierwszą dawkę polonu miesiąc przed otruciem dokonanym przypuszczalnie przez dwóch rosyjskich agentów podczas spotkania w londyńskim hotelu. Scotland Yard nie ma wątpliwości, że to oni - Andriej Ługawoj i Dimitrij Kowtun - dokonali zabójstwa. "Niezwykłe było użycie substancji radioaktywnej. To było bez precedensu i pozostawiło bardzo wyraźny trop zbrodni"- powiedział BBC inspektor Peter Clarke, który prowadził śledztwo.

Wdowa po Litwinience, Maryna opisując ostatnie dni męża mówiła zaś BBC: "Był w stanie mówić i powiedział, że to Putin odpowiada za jego śmierć."
Prowadzący teraz publiczne dochodzenie sędzia Robert Owen - nie przesądzając sprawy - zacytował opinie ekspertów: "Sam w sobie, materiał dowodowy zebrany przez brytyjski rząd wskazuje na odpowiedzialność państwa rosyjskiego za śmierć Aleksandra Litwinienki."
Adwakat Maryny Litwinienko określił jednak śmierć jej męża jako "akt państwowego terroryzmu nuklearnego."