Najpoważniejsi kandydaci na następców Donalda Tuska na stanowisku premiera to Ewa Kopacz i Tomasz Siemoniak, który ma poparcie prezydenta Bronisława Komorowskiego. Jak dowiedział się tvn24.pl, Elżbieta Bieńkowska nie jest już brana pod uwagę, chciałaby bowiem zostać unijnym komisarzem.

Kiedy premier i prezydent spotkali się w czwartek w Belwederze, jeszcze przed wyborem Tuska na szefa Rady Europejskiej - ale premier był już pewny nowego stanowiska - obydwaj byli zgodni, że potencjalnym nowym szefem rządu zostanie Tomasz Siemoniak. Miałby on stanąć na czele Rady Ministrów złożonej z fachowców w swojej dziedzinie.

Dlaczego Tusk postawił właśnie na Siemoniaka? Jak twierdzi tvn24.pl, nie tylko cieszy się sympatią prezydenta i sporej części Platformy, ale nie ma też wielkich politycznych ambicji i byłby lojalny wobec Tuska.

Ofensywa Kopacz

Zgodnie z tym scenariuszem Ewa Kopacz miałaby pozostać marszałkiem Sejmu i pierwszą wiceprzewodniczącą PO.

W czwartek nie było podobno mowy o tym, by marszałek była kandydatem na premiera. Dopiero po wyborze Tuska na szefa RE Kopacz i jej środowisko rozpoczęło medialną ofensywę.

Za Kopacz przemawia to, że jest dość bliska Tuskowi. Na niekorzyść - że jest nerwowa i potrafi podejmować decyzję pod wpływem silnych emocji. I niechętny jej osobie jest prezydent Komorowski.

Co z Bieńkowską?

Wśród potencjalnych kandydatów na szefa rządu wymieniana była też obecna wicepremier Elżbieta Bieńkowska, jednak - jak twierdzi tvn24.pl - ona chciałaby odejść z rządu i zostać unijnym komisarzem ds. energii.

Podobno wicepremier jest zmęczona medialną krytyką i kierowaniem nieprawdopodobnym molochem, jakim jest resort infrastruktury i rozwoju.