Poroszenko proponuje wysłać do Ługańska międzynarodową misję humanitarną
Ostatnie działania ukraińskich sił rządowych wskazują, że Kijów zamierza rozczłonkować tereny opanowane przez wspieranych przez Rosjan separatystów na kilka terytoriów pozbawionych ze sobą kontaktu. Następnie każdy z centrów oporu miałby być stopniowo likwidowany.
Do tej pory siłom tzw. operacji antyterrorystycznej (ATO) udało się przebić korytarz oddzielający samozwańczą Doniecką Republikę Ludową od samozwańczej Ługańskiej Republiki Ludowej. Obecnie więc jedynie ŁRL dysponuje możliwością bezproblemowego otrzymywania zaopatrzenia przez kontrolowany przez siebie odcinek granicy z Rosją.
Podczas weekendu siły ATO rozpoczęły jednak kilka skoordynowanych ze sobą operacji, których celem ma być dalsze rozczłonkowanie Noworosji, jak separatyści nazywają łącznie oba quasi-państwowe, zmilitaryzowane organizmy. I tak, DRL ma zostać podzielona na dwie części, a ćwierćmilionowa Gorłówka, której komendantem jest jeden z najbrutalniejszych dowódców, obywatel Rosji Igor Biezler, może stracić połączenie z Donieckiem.
– Według stanu na sobotę rano Donieck został okrążony przez siły armii karnej i gwardii narodowej – przyznał nowo powołany premier DRL Ołeksandr Zacharczenko. – Jednakże pododdziały pospolitego ruszenia znajdują się w pełnym porządku i są gotowe do obrony stolicy republiki – oświadczył. Zacharczenko, który 7 sierpnia zastąpił na stanowisku szefa rebelianckiego rządu rosyjskiego politologa Aleksandra Borodaja, przed wojną – twierdzi lokalny „OstroW” – zarabiał na życie jako drobny przemytnik.
Wczoraj w walkach o to najważniejsze miasto regionu zginął walczący w szeregach ochotniczego batalionu Azow Mykoła Berezowy, lider partii UDAR Witalija Kłyczki w Gorłówce, mąż znanej dziennikarki Tetiany Czornowoł, którą podczas Euromajdanu brutalnie pobito. Z kolei w akcjach przeciwko ŁRL, poza próbą okrążenia Ługańska, siły ATO zamierzają utworzyć korytarz oddzielający Ałczewsk i Stachanow od reszty terenów separatystów. Wczoraj ciężkie walki toczono w okolicach miast Antracyt i Krasnyj Łucz.
Separatystyczny komendant Stachanowa Pawło Driomow oskarżył rosyjskich przywódców o złamanie obietnic. – Dość już wierzyliśmy Władimirowi Putinowi. Nie prosimy już o pomoc, prosimy: nie przeszkadzajcie. Na Krymie żyją Rosjanie, a u nas, jak się okazuje, Rosjanie drugiej kategorii – mówił Driomow w opublikowanym w piątek emocjonalnym oświadczeniu. Adresowane do Moskwy wezwania do otwartej interwencji pojawiają się regularnie.
Kijów twierdzi zresztą, że w nocy z piątku na sobotę rosyjska armia zamierzała wkroczyć na teren Ukrainy, udając kontyngent sił pokojowych. Tylko szybkiej akcji dyplomatycznej prezydenta Petra Poroszenki, który zaalarmował światowych liderów, Ukraina ma zawdzięczać, że rosyjska kolumna zatrzymała się przed granicą. Całą sprawę opisał doradca Poroszenki Wałerij Czały. – Kijów jest coraz lepszy w wymyślaniu kolejnych bajek – skomentowała rzecznik rosyjskiego MSZ Marija Zacharowa.
Niezależne potwierdzenie słów Czałego jest niemożliwe. Faktem jest natomiast, że Rosjanie wciąż utrzymują wzdłuż granic z Ukrainą kilkudziesięciotysięczną armię będącą w stałej gotowości bojowej. W ostatnich dniach urzędnicy, w tym stały przedstawiciel Rosji przy ONZ Witalij Czurkin, sugerowali, że ze względu na katastrofę humanitarną w Doniecku i Ługańsku Rosja może uznać za konieczne wkroczenie na terytorium Ukrainy.
W odpowiedzi Poroszenko podczas niedzielnej rozmowy z kanclerz Niemiec Angelą Merkel wyraził gotowość do wysłania do Ługańska międzynarodowej misji humanitarnej. Według szacunkowych danych z niemal milionowego Doniecka wyjechało 70 tys. mieszkańców. 425-tysięczny Ługańsk miała opuścić jedna trzecia ludności. W gorszej sytuacji jest to drugie miasto. Od tygodnia ługańczanie są pozbawieni wody, światła i łączności – tak komórkowej, jak i stacjonarnej.
Rosjanie utrzymują wielotysięczną armię wzdłuż granic z Ukrainą