Rosyjskie media nadal dużo miejsca poświęcają problemom, z jakimi borykają się rolnicy z państw zachodnich po zamknięciu dla nich rynku rosyjskiego. Z ich relacji wynika, że sama Rosja na razie nie odczuwa w znaczący sposób braku unijnych produktów żywnościowych.

Telewizja "Wiesti" poinformowała, że przedstawiciele francuskich rolniczych związków zawodowych domagają się rekompensaty za straty spowodowane rosyjskim zakazem importu. Niemieckie ministerstwo finansów liczy już przyszłych nowych bezrobotnych, zaś premier Łotwy przerwał urlop, by odbyć naradę. "Podobna sytuacja jest w całej Unii Europejskiej” - twierdzi rosyjska telewizja. Z kolei agencja prasowa RIA Nowosti poinformowała, że Warszawa chce, aby Stany Zjednoczone otworzyły swój rynek dla polskich jabłek.

Rozgłośnia radiowa "Echo Moskwy" przytacza słowa mera rosyjskiej stolicy Siergieja Sobianina, który zapewnił, że ograniczenia w imporcie żywności z Zachodu nie wpłynęły na asortyment towarów w sklepach. Klienci potwierdzają, że w sklepach w Moskwie rzeczywiście wybór towarów jest bogaty. Jednak nadal w sprzedaży są polskie jabłka, norweskie ryby, hiszpańskie wędliny czy francuskie sery. Sytuacja może się zmienić, gdy zapasy tych produktów się skończą.