Choć w tym roku Matthew McConaughey dostał Oscara za „Witaj w klubie”, jego najgłośniejszą rolą była ta w serialu „Detektyw”

Detektywowi” daleko było do statusu najbardziej wyczekiwanej premiery roku. Wszystko zmieniło się po emisji pierwszego odcinka. Widownia momentalnie zakochała się w opowieści o parze policjantów pracującej nad sprawą rytualnego morderstwa. Opowieści pod wieloma względami wtórnej, bo ileż to już mieliśmy mrocznych historii ze zmagającymi się z własnymi demonami detektywami na pierwszym planie. Ileż to było ekranowych par, w których jeden z bohaterów jest zamkniętym w sobie samotnikiem i dziwakiem, ale jednocześnie geniuszem. Nawet sam klimat serialu bardzo mocno kojarzył się z klasykiem gatunku – filmem „Siedem” w reżyserii Davida Finchera, a i motyw rytualnego zabójstwa, z wątkiem religijnym w tle, nie zaskakiwał. W ogólnym rysie jest więc „Detektyw” dziełem mało oryginalnym.

Co więc przesądziło o sukcesie produkcji? Bohaterowie, a ściślej mówiąc – grany przez McConaugheya Rust Cohle. Scenarzysta Nic Pizzolatto stworzył postać prawdziwie złamaną, człowieka, który stracił chęć do życia, w którym tragiczna śmierć córeczki i odejście żony zgasiły wszelką radość i obudziły przedziwną filozofię – u jej podstaw legło przekonanie, że świadomość to ułuda, że człowiek okłamuje się, że jest wyjątkowy, a najlepszym wyjściem dla świata byłoby, gdybyśmy wszyscy przestali mieć dzieci i wymarli. To nastawienie do życia sprawowano z granym przez Harrelsona Martinem Hartem, ojcem rodziny, duszą towarzystwa, zupełnym przeciwieństwem Cohla, a chemia między tymi bohaterami dała „Detektywowi” duszę. Największa w tym oczywiście zasługa aktorów, bo choć Woody Harrelson w zasadzie grał tę samą postać co w praktycznie każdym swoim filmie, doskonale pasował do Matthew McConaugheya, który momentami był nawet lepszy niż w oscarowym „Witaj w klubie”.

Ciekawa była także konstrukcja fabularna, na którą składały się dwa plany czasowe: przeszłość, kiedy to Hart i Cohl dopiero zaczynają współpracować i trafiają na pierwszą ofiarę tajemniczego mordercy, oraz oddalona o mniej więcej dwadzieścia lat teraźniejszość, w której obaj panowie od dłuższego czasu nie pracują już w policji i nie utrzymują ze sobą kontaktu. Nowe okoliczności sprawiają jednak, że zostają oni zmuszeni do powrotu do sprawy sprzed lat i co za tym idzie – do ponownego spotkania. Cały sezon poświęcony jest właśnie temu jednemu śledztwu, dlatego dziesięć składających się na niego odcinków ogląda się niczym bardzo długi film – to także docenili widzowie, którzy zamiast ciągnącego się w nieskończoność tasiemca otrzymali długą, ale zamkniętą historię; wprawdzie kolejny sezon powstaje, a docelowo mówi się o trzech, będzie to już jednak nowa opowieść, z nowymi bohaterami i nową obsadą, a rozmowy w sprawie roli prowadzi Colin Farrell.

Choć z kontynuacją „Detektywa” wiązano dotychczas wiele innych nazwisk, zainteresowanie rolą w drugim sezonie wyraził nawet Brad Pitt, będący pod dużym wrażeniem produkcji, który miał już ponoć robić dla niej miejsce w swoim kalendarzu. Później mówiono również o gwieździe „Wroga numer jeden”, Jessice Chastain, a także o Christianie Bale’u, Joshu Brolinie, Joaquinie Phoeniksie i Taylorze Kitschu, wspomniano nawet o Michaelu Fassbenderze i Cate Blanchett. Z nich wszystkich największe szanse na angaż ma podobno Kitsch („Ocalony”, „John Carter”), aczkolwiek plotki mówią o tym, że do obsadzenia są aż cztery duże role. Skąd to całe castingowe zamieszanie? To pokłosie sukcesu serialu Nica Pizzolatto, który stał się prawdziwym fenomenem i wymieniany jest wśród najlepszych produkcji telewizyjnych ostatnich lat, jak „Breaking Bad”, „Gra o tron” czy „House of Cards” – nie dziw, że obecnie jest to jeden z gorętszych tytułów na rynku i każdy chce w nim grać, tym bardziej że aktorzy liczą na świetnie napisane role, jak ta Rusta Cohla, które pozwoliłby im dać na małym ekranie prawdziwy popis swoich umiejętności.

Tak oto HBO wyprodukowało kolejny hit, który choć nieco zawodzi w zakończeniu, zwłaszcza niepotrzebnymi kilkoma scenami, które były powszechnie krytykowane, stanowi popis scenopisarstwa i aktorstwa na najwyższym poziomie, a przy okazji pokazuje, że telewizja naprawdę w niczym nie ustępuje już kinu.

Detektyw, sezon 1 | reżyseria: Cary Fukunaga | dystrybucja: Galapagos | Recenzja: Marcin Zwierzchowski | Ocena: 5 / 6