Wzmocniliśmy etatowo warszawskie sądy – chwali się resort sprawiedliwości. Tyle że nie dał na to ani jednej złotówki. Chodzi o dodatkowe 100 etatów orzeczniczych, jakie w 2012 r. minister sprawiedliwości przyznał stołecznym sądom. Zgodnie z prawem o ustroju sądów powszechnych to właśnie ten organ przydziela stanowiska do określonych sądów.
Jak wzmacniano warszawskie sądy / Dziennik Gazeta Prawna
– Pozwoli to zmniejszyć liczbę spraw nierozpoznanych i niezakończonych prawomocnym orzeczeniem, osiągnąć cele przyjęte w planach działalności sądów apelacji warszawskiej, w tym m.in. skrócić czas postępowania o 1/3, oraz w perspektywie trzech lat rozładować zaległości w sądach okręgu warszawskiego – zapowiadał w Sejmie Michał Królikowski, wiceminister sprawiedliwości.

Etaty bez pieniędzy

I rzeczywiście – sądy z okręgu warszawskiego dostały obiecane etaty. Nie poszło jednak za tym wsparcie finansowe. Należy bowiem pamiętać, że to minister sprawiedliwości, a nie sądy, jest dysponentem budżetu w dziale wymiaru sprawiedliwości, i to on – a nie sądy samodzielnie – decyduje, ile pieniędzy dostanie w danym roku określona jednostka.
– W 2012 r. okręg Sądu Okręgowego w Warszawie nie otrzymał środków na finansowanie dodatkowych etatów – przyznaje Anna Danielak z biura prasowego SO w Warszawie.
Taka sama sytuacja miała miejsce w sądach z okręgu SO dla Warszawy-Pragi.
– W 2012 r. nasz sąd otrzymał wsparcie w liczbie 13 etatów orzeczniczych. Dostały je również sądy rejonowe z naszego okręgu – 21 etatów. Nie uzyskaliśmy jednak dodatkowych środków na wynagrodzenia dla tych sędziów – przyznaje Marcin Łochowski, rzecznik prasowy SO dla Warszawy-Pragi.
Ministerstwo Sprawiedliwości twierdzi jednak, że problemu nie ma. Wioletta Olszewska z biura prasowego resortu tłumaczy, że na 30 czerwca 2014 r. w sądach apelacji warszawskiej pozostawało 137 nieobsadzonych etatów sędziowskich. I to właśnie z tych, niejako zamrożonych środków sądy powinny wygospodarować pieniądze na wypłaty dla nadprogramowych sędziów.
Tak też się stało, więc sędziowie dostają wynagrodzenia, bo i tak – z powodu przewlekłych procedur – nie są na bieżąco obsadzane wakujące etaty. Gdy jednak wszystkie te stanowiska uda się wreszcie zapełnić, w budżetach warszawskich jednostek mogą porobić się dziury.

Kłopot jednak jest

Czy jednak fakt, że warszawskie sądy wykazały się gospodarnością, świadczy o tym, że problemu nie ma?
– Z pewnością jest. Konieczność wygospodarowania dodatkowych pieniędzy spowodowała de facto uszczuplenie budżetów warszawskich sądów – twierdzi Waldemar Żurek, rzecznik prasowy Krajowej Rady Sądownictwa.
Zanim bowiem przyznano dodatkowe 100 etatów, środki, które sądy posiadały na nieobsadzone stanowiska, mogły pożytkować w inny sposób, np. na szkolenia czy artykuły biurowe.
– Poza tym należy pamiętać, że wakaty będą sukcesywnie obsadzane. Więc z każdym takim przypadkiem budżety będą się kurczyć. Moim zdaniem to, co zrobiło ministerstwo, należy ocenić negatywnie. Cieszymy się, że te najbardziej obciążone pracą jednostki dostały wsparcie w postaci dodatkowych etatów. Ale za tym powinny były pójść także dodatkowe środki – uważa sędzia Żurek.
Sprawa ma drugie dno. Sędziowie twierdzą, że resort pozwala sobie na takie zagrywki, gdyż po ostatnich zmianach w prawie dyrektorzy sądów chodzą na pasku ministra sprawiedliwości. – To przecież minister, a nie prezes sądu, jest de facto pracodawcą dyrektora. Decyduje o jego zatrudnieniu i zwolnieniu, może przyznawać mu nagrody – twierdzi Maciej Strączyński, prezes Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”. – Oczywiste jest więc, że dyrektorzy nie będą oprotestowywać działań resortu. Wręcz przeciwnie – będą się starali spełniać wymagania ministra, nawet jeżeli są one na pierwszy rzut oka niewykonalne – dodaje.