Po kilkaset tysięcy złotych wydają rocznie największe miasta na city placement, czyli umieszczenie swojego miasta w filmie, serialu lub teledysku. To dużo bardziej angażująca widza forma promocji niż klasyczna reklama.

Od czasów sukcesu serialowego „Ojca Mateusza”, który sprawił, że w 2009 roku liczba turystów przyjeżdżających do Sandomierza wzrosła o około 40 proc., miasta chcą, aby to u nich były kręcone filmy, seriale i programy telewizyjne.

Chętnie wykorzystują to zainteresowanie stacje telewizyjne i producenci filmów oraz teledysków.

Największe miasta powołują nawet (lub starają się ożywić już istniejące) fundusze filmowe, których zadaniem jest nie tylko wspieranie wartościowych z promocyjnego punktu widzenia produkcji, ale również zwiększenie zainteresowania miastem producentów i reżyserów.

Drogi film, tani teledysk

Czy city placement jest drogi? Wszystko zależy oczywiście od budżetu samorządu i wielkości oraz rodzaju produkcji. Za udział w programie telewizyjnym lub serialu trzeba zazwyczaj zapłacić kilkadziesiąt tysięcy złotych, a za film pełnometrażowy nawet pół miliona złotych. Najtańszy jest udział w teledysku.

Gdańsk wsparł produkcję filmu Andrzeja Wajdy „Wałęsa” kwotą 500 tys. zł. Tyle samo, za pokazujący atrakcje swojego miasta film fabularny „Zbliżenia” w reżyserii Magdaleny Piekorz, zapłaciły Katowice. Podobną kwotę dołożył samorząd woj. świętokrzyskiego do produkcji pełnometrażowego filmu „Gabriel”.

Nieco niższą, gdyż kwotą 350 tys. zł produkcję filmu „Carte Blanche” w reżyserii Jacka Lusińskiego, wsparł Lublin. Radom zaś do produkcji filmu „W ukryciu” Jana Kidawy-Błońskiego dołożył 123 tys. zł.

Trzy samorządy postawiły na promocję w popularnym serialu „Rodzinka.pl”. Najlepiej wyszedł na tym Ełk, który zapłacił producentom tylko 9 tys. zł. Grudziądz za podobną promocję zapłacił ponad 80 tys. zł, a województwo lubuskie ponad 90 tys. zł.

Zobacz, jak telewizje rządzą budżetami samorządów >>

Za nadawanie prognozy pogody z danego miasta, stacje telewizyjne chcą zazwyczaj około 20 tys. zł. Nadawany na żywo z danego miasta na antenie TVP1 poranny program „Kawa czy herbata” (nie nadawany od jesieni 2013 roku) samorządy płaciły zazwyczaj 40 - 50 tys. zł.

Najtańszy jest udział miasta w teledysku. Radom do teledysku IRY „Nie daj mi odejść” dołożył 27,5 tys. zł, a Białystok za zagranie w klipie Mariki do utworu Risk risk zapłacił 12,5 tys. zł.

Miasto bohaterem czy tłem?

Stawiając na promocję w filmie, serialu czy też teledysku, warto pamiętać o podstawowej zasadzie: miasto i jego atrakcje, mają być bohaterem, a nie tłem. Tylko w takiej sytuacji city placement jest skuteczny.

Wielokrotnie zdarza się, że ekipy filmowe, choćby ze względu na koszty dojazdu i czas, wybierają do swoich produkcji miasta i miasteczka znajdujące się nieopodal Warszawy. Samorządy się cieszą, gdyż za taką promocję najczęściej nic nie muszą płacić. Tylko czy jest to rzeczywiście promocja? Jeśli miasto „udaje” inne miasto, wówczas trudno mówić tu o jakimkolwiek efektywnym działaniu.

O skutecznym city placemencie możemy mówić wtedy, gdy w filmie lub serialu, pokazywane są konkretne atrakcje i zabytki, dla których warto daną miejscowość odwiedzić. Ale samorządy walczą przecież nie tylko o turystów. Uchwycenie i przekazanie widzom doskonałej atmosfery do mieszkania, studiowania, czy inwestycji (wykwalifikowana kadra, dobre połączenia drogowe i lotnicze) są równie istotne.

Przed zaangażowaniem się w taką produkcję, zwłaszcza finansowo, wypadałoby również zajrzeć do swojej strategii marki, czy też promocji, zwłaszcza jeśli na co dzień jest ona tylko tzw. „półkownikiem” i sprawdzić, czy obraz miasta, który chcemy pokazać, będzie zgodny z przyjętymi i zapisanymi w tym dokumencie kierunkami.

Warto również maksymalnie wykorzystać obecność miasta w filmie lub serialu. Narzędzie to, nie służy tylko zwiększeniu świadomości nazwy miejscowości, ale przede wszystkim ma pomóc w zarabianiu pieniędzy. Dlatego też warto wyznaczyć choćby szlaki turystyczne śladami bohaterów serialu/filmu, tak jak np. zrobiła to Łódź, w której kręcono „Komisarza Alexa”. W Sandomierzu również można znaleźć mnóstwo miejsc, w których serialowy „Ojciec Mateusz” jadł, odpoczywał, czy też rozwiązywał swoje kryminalne zagadki.

Co ze skutecznością?

Według danych pochodzących z Ministerstwa Finansów polskie samorządy rocznie na promocję wydają ponad 600 mln zł. Od kilku do kilkunastu milionów z tej puli przeznaczają na city placement. Jednak wciąż trudno mówić, czy podejmowane przez miasta i regiony działania promocyjne są skuteczne.

Niewiele samorządów sprawdza, czy klasyczna reklama, albo lokowanie miasta w produkcjach filmowych lub telewizyjnych są faktycznie skuteczne i efektywne. Wynika to przede wszystkim z wysokich kosztów profesjonalnych badań przeprowadzonych na odpowiednio dużej liczbie respondentów. Regularne badania pozwoliłyby jednak szybko usunąć z budżetu wydatki na działania zupełnie nieskuteczne, a co za tym idzie dać zapewne spore oszczędności.

Mimo wszystko, można domniemywać, że lokowanie miasta i jego atrakcji w filmie oraz telewizji jest efektywniejsze niż emisja typowych spotów, czy rozwieszanie billboardów. Dlaczego? Zazwyczaj oglądamy te filmy i seriale, którymi jesteśmy zainteresowani (bloki reklamowe są nam wtłaczane niejako na siłę). Angażujemy się w losy bohaterów. Podchodzimy do opowiadanych historii bardzo emocjonalnie i to właśnie to emocjonalne zaangażowanie widza, z punktu widzenia marketera, jest najistotniejsze.

Robert Stępowski

Autor jest ekspertem ds. marketingu miejsc, redaktorem naczelnym kwartalnika „MarketingMiejsca.com.pl”, autorem książki „Inny świat czyli subiektywny przewodnik po marketingu miejsc” i współautorem „Marketingowego Vademecum Wiedzy Lidera Samorządowego”.