Strajk metra w Londynie zakłóci życie miasta i milionów podróżnych. Po załamaniu się rozmów między związkiem kolejarzy a dyrekcją londyńskiego transportu i burmistrzem strajk potrwa 48 godzin.

Strajk skaże Londyn na dwa dni chaosu, który - jak przewiduje dyrekcja metra - przeciągnie się jeszcze i na piątek. Skala zakłóceń będzie ogromna - w tygodniu londyńskie metro przewozi średnio prawie 3 miliony pasażerów dziennie. Setki tysięcy ludzi spóźnią się albo nie przyjdą w ogóle do pracy, na strajku ucierpią krocie firmy i urzędy, handel, gastronomia i rozrywka w centrum miasta. Nic dziwnego, że burmistrz Londynu Boris Johnson określił akcję związku kolejarzy jako "szantaż".

Ale kolejarze zapowiadają już następną 48-godzinną turę protestu na 11 lutego. Burmistrz wziął stronę firmy Transport for London, która chce dokonać oszczędności zamykając wszystkie tradycyjne kasy biletowe, co będzie oznaczać utratę 750 etatów. Przywódca związku kolejarzy Bob Crowe i dyrekcja metra deklarują gotowość do dalszych rozmów. Ale obie strony postawiły sobie wzajemnie wykluczające się warunki wstępne: związkowcy - zawieszenie likwidacji kas, a Boris Johnson - odwołanie strajku.